Intencją tego wpisu jest utworzenie jakby notatnika, w którym można by – w formie komentarzy – dzielić się wspomnieniami czy refleksjami na temat postaci i dorobku Mariana Przełęckiego. Zacznijmy od następującego komunikatu PTLiFN.
Z głębokim smutkiem żegnamy Mariana Przełęckiego – profesora Uniwersytetu Warszawskiego, wybitnego logika, filozofa i metodologa, zasłużonego w krzewieniu kultury logicznej w Polsce. Mówimy o Jego życiu już w czasie przeszłym. Uczcijmy Go chwilą zadumy nad Jego dziełem naukowym i postawą życiową. Cześć Jego pamięci! — Zarząd Polskiego Towarzystwa Logiki i Filozofii Nauki
Godny specjalnego polecenia jest dokument w witrynie academicon.pl, którego jedną częścią jest nota biograficzna, a drugą przeprowadzona w marcu 2013 przez Panią
Annę Brożek (Instytut Filozofii UW) rozmowa z Profesorem. Była to inicjatywa Komitetu Nauk Filozoficznych PAN, której zawdzięczamy cenne, inspirujące do przemyśleń, świadectwo życia, osiągnięć i refleksji Mariana Przełęckiego.
Z wielkim zainteresowaniem śledziłem rozmowę Anny Brożek z Marianem Przełęckim. Nazywam go dalej Marianem z racji koleżeństwa, które miało pewien rys szczególny – silnego współgrania podobieństw i odmienności. Jedną z odmienności była po jego stronie wielka kompetencja i sprawność logiczna, której mogłem tylko zazdrościć. Różniło nas też to, że miałem entuzjastyczny stosunek do indywidualnej przedsiębiorczości, podczas gdy on reprezentował nacechowaną szlachetnymi intencjami inteligencką lewicowość; przejawia się ona wyraziście w rozmowie z p. Brożek.
Z zaciekawieniem słuchałem w tej rozmowie jego własnych naświetleń tego, co już o nim wiedziałem; a jeszcze bardziej ciekawie – tych rzeczy, które przeoczyłem, nie dość dokładnie śledząc jego twórczość. I tak, wysłuchałem z satysfakcją wyznania, że uznaje on obiektywność sfery wartości, czyli to, że ocenom przysługuje wartość logiczna prawdy lub fałszu, a nie tylko funkcja ekspresyjno-emotywna. Solidaryzując się, z tym poglądem, doceniam też samodzielność i odwagę w jego deklarowaniu, bo jest on przecież wbrew silnie dziś obowiązującej modzie na relatywizm. Słuchając, jak opowiadał o swym niezwykle intensywnym przeżywaniu piękna muzyki, pomyślałem, że może to być przyczynek do zrozumienia, dlaczego ktoś jest, jak Marian, aksjologicznym obiektywistą, a ktoś inny jest relatywistą; może ten drugi ma na tyle nikłe doświadczanie wartości, że brak mu osobistego powodu, żeby się domniemywać ich obiektywnego istnienia.
Kwestia aksjologiczna wiąże się z zadanym też w rozmowie pytaniem o ateizm. Marian nie zadeklarował się po jego stronie, przejawiając wyważoną postawę agnostyczną. Nie opowiedział więc też po stronie teizmu, ale warto w tym kontekście rozważać, czy stanowisko obiektywistyczne w aksjologii nie jest równoważne pewnej subtelnej, formułowanej z wyczuciem, wersji teizmu. Nie będę tego punktu rozwijał; dobry obyczaj w blogowaniu wymaga, by nie pisać komentarzy zbyt długich, a jeśli jest coś, czego się nie dało w danym tekście pomieścić, to niech to będzie tematem następnego. Wrócę więc do kwestii powyższej równoważności, o ile znajdzie się ktoś ciekaw uzasadnienia; wtedy będę się starał wyjść takiej ciekawości naprzeciw.