Szkic #2 z cyklu: „Europa — Kuźnia Oświecenia”
Projekty pokoju: Niemcy-Francja i Niemcy-Polska

Poświęćmy chwilę uwagi wystąpieniu Bronisława Komorowskiego w ramach „Berliner Rede”,  17 czerwca 2011.  Nie sama data decyduje o jego aktualności, ale fakt, że myśli w nim zawarte są podstawą aktualnej strategii politycznej urzędującego Prezydenta.  Adresowana do audytorium niemieckiego, mowa ta dotyczy historycznego zwrotu w stosunkach polsko-niemieckich, który stał się możliwy dzięki odzyskaniu suwerenności przez Polskę i dokonaniu się zjednoczenia Niemiec oraz, oczywiście, dzięki silnej woli politycznej obu stron.  Rozważmy następujący fragment, szczególnie doniosły dla edukacji politycznej, zasługujący więc na to,  żeby wzmocnić jego wymowę glossą treści historycznej.

Proces pojednania przyśpieszył gdy Polacy i Niemcy odzyskali prawo do samostanowienia.  To jest warunek — pojednanie może się dokonywać w pełni wtedy, gdy jest demokratyczne otoczenie.  Wkrótce po pokojowej rewolucji 12 listopada 1989 roku pierwszy polski niekomunistyczny premier Tadeusz Mazowiecki spotkał się z kanclerzem Niemiec Helmutem Kohlem na mszy pojednania w Krzyżowej.  Przekazali sobie znak pokoju – symboliczny gest, który otworzył nowy rozdział w stosunkach polsko-niemieckich.  Jest to upamiętnione w Krzyżowej także przez drugi pomnik.  Pomnik przypominający istnienie i obalenie muru berlińskiego.  To drugie po niemiecko-francuskim pojednaniu najważniejsze wydarzenie — pojednanie polsko-niemieckie — w najnowszej historii Europy otworzyło drogę do poszerzenia procesu jednoczenia Europy.  Nie ma bowiem integracji europejskiej bez pojednania narodów.  Takie jest polskie doświadczenie, takie jest doświadczenie niemieckie i wielu innych narodów naszej Europy.

Impulsem dla obecnych rozważań jest zdanie wyróżnione przeze mnie kolorem.  Żeby  doniosłość jego docenić, trzeba przebiec myślą przeszło tysiąc lat historii, poczynając od Karola Wielkiego

1.Tysiącletnia rywalizacja niemiecko-francuska
jako dominanta dziejów Europy

Dzieje średniowiecznej Europy zostały ukształtowane przez syntezę dwóch idei: mesjańskiej idei Królestwa Bożego,  konstytuującej istotę chrześcijaństwa, oraz żywej pamięci o świetności i potędze  upadłego cesarstwa zachodnio rzymskiego.  Doskonale zdawały się  tu dopełniać  Pax Christi i Pax Romana. Ideał ewangeliczny miał być wprowadzany w życie realistycznie, a więc gdy trzeba to ostrym jak rzymski mieczem.

W tym duchu działał Karol Wielki przybrawszy tytuł Imperator Romanorum, z myślą o przywrócenie w Europie dawnej świetności Rzymu. Tym razem pod egidą chrześcijaństwa i w sojuszu z papiestwem. To pozwalało wierzyć, iż zamiar się urzeczywistni – dla dobra ludzi doczesnego i wiecznego –  z niezawodną pomocą Opatrzności.

Gdy stworzone przez Karola rozległe państwo rozpadło się po jego śmierci    na części wschodnią i zachodnią,  przez wieki nie było w centrum Europy ważniejszego problemu, jak ten, która z owych części jest prawym dziedzicem imperium rzymskiego, a jej władca rzymskim imperatorem. Wygrała strona wschodnia, niemiecka. przegrała zachodnia, francuska. Ta druga więc nie ustawała  w próbach rewanżu, aż zwycięski Napoleon — w tysiąc lat po dacie koronacji Karola –wymusił na niemieckim dziedzicu tytułu jego zrzeczenie się na zawsze.

To jednak nie zakończyło zaciętej  francusko-niemieckiej rywalizacji.  Skończył się tylko sztafaż ideologiczny, silnie podbudowany frazeologią religijną, bo  to z woli Boga — potwierdzanej koronacjami przez papieży (Niemcy wymuszali je z reguły siłą)  miał władca Rzeszy być zwierzchnikiem całej chrześcijańskiej Europy.  Realnym napędem wrogości były narastające z wiekami rachunki krzywd wzajem sobie wystawiane przez oba narody. Każda klęska zadana jednemu i odczuwane po niej poniżenie były paliwem dla woli odwetu, a gdy ten się  udał, wtedy po drugiej stronie powstawała jeszcze silniejsza potrzeba odegrania się na wrogu.

Ta złowroga cykliczność pojawia się  z zadziwiająca regularnością. Jeśli ją obserwować od czasów Ludwika XIV, to mamy najpierw jego wielką inwazję na Rzeszę i Niderlandy, którą odparto po zaciętych walkach  z walną pomocą posiłków angielskich. W sto lat potem, z rewanżem za tamtą przegraną wyprawia się pełna zapału rewolucyjna armia francuska. Jej podboje z porażającą skutecznością kontynuuje Napoleon, gromiąc na kolejnych polach bitew Prusaków i Austriaków. Ci z rosyjską pomocą biorą rewanż pod Lipskiem, a potem, jeszcze wsparci przez Anglię — pod Waterloo.

Kiedy za Napoleona III Francja znów się ubiera w splendor cesarstwa,  urosłe w siłę Prusy dają do zrozumienia, kto się bardziej w Europie  liczy, docierając zbrojnym zagonem do Paryża.  Francuzom tak się marzy pomszczenie tamtej klęski, że z niesamowitym entuzjazmem oddziały francuskie wyruszą na wojnę roku 1914.   Wojnę Francja wygrywa, ale powodów do dumy jest o tyle mniej, że się nie obeszło bez  militarnej pomocy Ameryki, a straty ludzkie są tak straszliwe, że pozostaje po nich trauma jak po klęsce.  Nie gaśnie więc wola odwetu i realizuje się  w karnym nałożeniu na Niemcy kolosalnych ciężarów ekonomicznych,  które do cna rujnują i tak już zdewastowaną przez wojnę gospodarkę. Mają więc Niemcy drugi powód do odwetu, prócz gorzkiego doświadczenia   klęski militarnej, co stwarza wymarzony grunt dla puczu Hitlera i jego odwetowej agitacji.

W drugiej wojnie światowej zwycięska w jej początkach Trzecia Rzesza bierze rewanż, upokarzając pokonanego wroga  nie tylko przez okupację. Także przez symboliczny akt podpisania kapitulacji dokładnie w tym samy miejscu,  nawet w tym samym pomieszczeniu, w którym sztab niemiecki kapitulował w roku 1918.

2.  Historyczny zwrot i jego motywacja humanistyczno-chrześcijańska

Wnioskując z tysiącletniej praktyki, należało oczekiwać, że  tym razem Francuzi, dołączywszy mimo początkowej klęski do grona zwycięzców,  motywowani więc do odwetu podwójnie, przez pierwotne upokorzenie i późniejszą siłę, będą nieodparcie przeć do likwidacji Niemiec jako siły politycznej w Europie. Nareszcie, po tysiącu lat zmagań na tej arenie!

Dlaczego stało się tak bardzo inaczej? Dlaczego Francja tak walnie się przyczyniła do odrodzenia siły politycznej Niemiec? Nie tylko ona była tego procesu aktorem,  wybuch zimnej wojny z ZSRR skłaniał także mocarstwa anglosaskie do liczenia na gospodarczy i militarny wkład Niemiec w zapobieżenie sowieckiej agresji, a to pociągało odzyskanie przez nie suwerenności. Ale pełny sukces tych planów byłby nierealny, gdyby nadal płonął konflikt francusko-niemiecki.

Jakim sposobem  tak skutecznie został wygaszony? Stała się rzecz zaskakująca dla znawców europejskiej historii.  Oto doktryna chrześcijańska, która przez wieki była źródłem podziałów, zarzewiem wojen i czystek  religijnych, natchnęła kilku francuskich i niemieckich mężów stanu do przebaczenia, pojednania i sojuszu. Zgodnie z duchem ewangelii, ale wbrew permanentnej praktyce społeczności chrześcijańskich, wbrew polityce wielce chrześcijańskiego  Ludwika XIV i kardynała Richelieu, wbrew też polityce arcychrześcijańskich cesarzy Rzeszy Niemieckiej. Toteż szukając tytułu dla tego odcinka,   zmodyfikowałem przydawkę „chrześcijańska” słowem „humanistyczno”, dla odróżnienia tej twórczej wersji chrześcijaństwa od jego wersji destruktywnej.

Jest to fenomen tak zdumiewający i zarazem tak złożony, że aby zdać zeń sprawę i przeprowadzić owocną na jego temat refleksję, trzeba by osobnej opowieści.  Tu niech wystarczy przypomnienie, że z tej humanistyczno-chrześcijańskiej idei,  fortunnie zespolonej z pragmatyzmem polityczno-ekonomicznym, zrodził się byt polityczny, który po kilku transformacjach stał się dzisiejszą Unią Europejską (wchodzące tu w grę szczegóły znaleźć można w Wikipedii, artykuł „Ojcowie integracji europejskiej”). Tak więc pojednanie francusko-niemieckie po drugiej wojnie światowej, choć nie jest całym fundamentem UE, jest wmurowanym jakby w ten fundament kamieniem węgielnym.

3. Jak się rysuje na tym tle
europejski aspekt pojednania polsko-niemieckiego?

Pytaniem tym nawiązuję do cytowanej na wstępie wypowiedzi  Bronisława Komorowskiego.  Przytoczę ją jeszcze raz. „To drugie po niemiecko-francuskim pojednaniu najważniejsze wydarzenie — pojednanie polsko-niemieckie — w najnowszej historii Europy otworzyło drogę do poszerzenia procesu jednoczenia Europy”.

Trudno jest robić ranking ważności historycznych  zdarzeń. Pewne  jest, że pojednanie polsko-niemieckie należy do zdarzeń doniosłych w powojennych dziejach Europy. Na ile mamy tu analogię do ważności pojednania Francuzów i Niemców?  Niewątpliwa  analogia jest w tym, że  jedno i drugie pojednanie kończy konflikty wynikające z roszczeń terytorialnych i z pamięci krzywd.  Miała też pewne znaczenie, podobnie jak w przypadku francusko-niemieckim, chrześcijańska idea wybaczania krzywd, która się pojawiła w kontaktach między kościołami Polski i Niemiec.

I jeszcze aspekt europejski.  Zbliżenie polsko-niemieckie,  choć nie nie tak fundamentalne dla zjednoczenia Europy,  jak w przypadku francuskim, było jednak do tego celu konieczne. Wiadomo, że czasem bez jednego, drobnego nawet,  elementu mechanizm nie zaskoczy; o takim  elemencie powiemy, że jest nieodzowny, choćby nie był podstawowy.  Ta konstatacja wprowadza nas w nowy  temat: na czym owa nieodzowność polega? A za nim idzie kolejna kwestia: co różni przypadek polski od francuskiego? I jakie z tych różnic płyną wnioski dla obecnych i przyszłych relacji Polski z Niemcami, innych przecież niż stosunki francusko-niemieckie?  To temat do osobnego zastanowienia w swoim czasie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Europeizm (Europeanism), Filozofia polityczna, Światopogląd liberalny, Światopogląd racjonalistyczny. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *