Kilka tygodni temu ukazał się w czasopiśmie FILOZOFUJ! mój kolejny tekst z serii „O sztucznej inteligencji z filozofią w tle”: Inteligencja sztuczna, czyli jaka?
Zastanawiam się w nim nad kilkoma filozoficznymi zagadnieniami, do których postawienia prowokuje pierwszy człon nazwy „sztuczna inteligencja”.
Nie zdradzając wszystkich szczegółów, przytaczam niżej trzy pierwsze akapity artykułu i zachęcam do przeczytania całości.
Nie zmartwię się, rzecz jasna, gdy pod wpisem pojawią się różne krytyczne komentarze i potoczy się dyskusja 😊.
W przyszłym roku minie 70 lat, odkąd termin sztuczna inteligencja (ang. artificial intelligence) wszedł na dobre do naukowego obiegu. W roku 1956 zaproponował go amerykański informatyk, John McCarthy, jeden z organizatorów słynnej konferencji w Dartmouth, która zgromadziła doborowe grono uczonych, zaangażowanych w badania nad nowego rodzaju maszynami. Były to maszyny obliczeniowe, które potrafiły wykonywać czynności zarezerwowane dotychczas dla ludzkiego intelektu, np. przeprowadzać logiczne wnioskowania, rozwiązywać problemy geometryczne czy grać w szachy. Sztuczną inteligencją (SI) nazwano zarówno badania nad tego rodzaju maszynami, jak i same maszyny – układy z jednej strony fizyczne, z drugiej zaś, sterowane za pomocą sformalizowanych algorytmów.
Wprowadzony przez McCarthy’ego termin przyjął się i dzisiaj tylko sporadycznie używa się określeń alternatywnych, takich jak inteligencja maszynowa czy obliczeniowa. W związku z jego popularnością możemy postawić pierwszą, zabarwioną filozoficznie, hipotezę: być może za atrakcyjność nazwy sztuczna inteligencja odpowiada jej semantyczna, a w szerszym planie filozoficzna otwartość. No właśnie – inteligencja sztuczna, czyli jaka? Czy nazywamy ją tak dlatego, że stanowi nasz wytwór, a więc jest syntetyczna? Czy może dlatego, że chcemy jej odmówić waloru autentyczności? A zatem: czy jest bardziej jak sztuczna nerka, czy bardziej jak sztuczny, udawany uśmiech?
Tego rodzaju dwuznaczność prowadzi do zażartych filozoficznych sporów o to, czy będąca naszym wytworem, syntetyczna SI może uzyskać status prawdziwej, autentycznej inteligencji? Czy nie pozostanie na zawsze jej symulacją, imitacją i niedoskonałą kopią? Czy sztuczność w znaczeniu pierwszym nie pociąga za sobą sztuczności w sensie drugim?
(…)
Zachęcam do dyskusji, zarówno nad powyższym fragmentem, jak i całym tekstem – Paweł Stacewicz
Jedną z koncepcji filozoficznych jest tak zwane filozoficzne zombie czyli byt który miałby być w zachowaniu i nawet fizycznie nierozróżnialny od człowieka, ale nie miałby autentycznych przeżyć. Jest to po prostu ekstremalny rodzaj testu Turinga.
Inną koncepcją jest panpsychizm według którego dosłownie cała materia jest świadoma w jakimś stopniu. Proszę zwrócić uwagę na odległość tych dwóch koncepcji.
Stosunek między obliczeniami a świadomością też jest niejasny. Mogą być to zjawiska niezależne, albo tożsame.
Pytanie jest też o sam status ontologiczny obliczeń oraz świadomości bo to mogą być zjawiska abstrakcyjne/metafizyczne jak np. pierwszość liczb albo fizyczne jak magnetyzm.
Teraz w zależności od tego jak odpowiemy na zestaw PYTAŃ generujemy szkołe filozoficzną. Oto te pytania (niekoniecznie wszystkie wymieniłem).
1. Czy istnieje rozróżnienie między fizyką a metafizyką?
2. Czy obliczenia i świadomość są równoważne?
3. Czy obliczenia są zjawiskiem fizycznym?
4. Czy świadomość jest zjawiskiem fizycznym?
5. Czy ten zestaw pytań jest wystarczający?
Osobiście uważam że powodem istnienia paradoksów i odmiennych koncepcji w filozofii nie tylko sztucznej inteligencji jest istnienie „Ukrytych Pytań”/aksjomatów. Są to pytania dotyczące kwestii metafizycznych na które odpowiedzieliśmy, ale nie znamy pytania i odpowiedzi i niekoniecznie odpowiadamy konsekwentnie. Ślepota która nie jest przed oczami, ale za głową,
Przykładem „Ukrytego Pytania”/aksjomatu było „Czy czas jest uniwersalny we Wszechświecie”. Dopiero Einstein zadał to pytanie i odpowiedział na nie.
Generalnie to śledząc dyskurs dotyczący AI gdzie mamy masę koncepcji które są spójne, ale wzajemnie sprzeczne dochodzę do wniosku że istnieje „Ukryte Pytanie” które sprawia że krążymy w kółko i błądzimy jako całe społeczeństwo.
Hej, mi się wydaje, że to 'ukryte pytanie’, czy ukryte założenie, to to, jak definiuje ktoś inteligencję. Można przyjąć, że ma się na myśli nie tylko, albo w ogóle nie, zachowania, faktyczne obserwowalne rzeczy, ale coś, co jest ukryte przed obserwacją, ale jest przyczyną tych zachowań, maszyny, czy człowieka. W szczególności w przypadku człowieka, można rozumieć inteligencję nawet nie jako to, co się obserwuje jako procesy w mózgu, którymi może się objawiać, ale jakieś ukryte przed obserwacją jakości umysłu czy świadomości. To jak ktoś definiuje słowo 'inteligencja’, rozstrzyga, co się ma na myśli mówiąc 'sztuczna’ inteligencja. Jeśli definiuje metafizycznie bardziej, w odwołaniu do tych nieobserwowalnych własności 'inteligencji’ człowieka’, to może mieć na myśli, że maszyny ich nie mają, dlatego są sztuczne. Ale można też definiować inteligencję jako pewną relację zachowań pomiędzy bytem inteligentnym a odbiorcą komunikatu (zobacz https://doi.org/10.3390/philosophies7060124 ). Wtedy sztuczny nie będzie oznaczał, że to jakiś gorszy duplikat, bo może ta 'stworzona’ inteligencja być zupełnie tożsama z inteligencją człowieka w tej koncepcji rozumienia terminu 'inteligencja’, a poprostu wyrażenie 'sztuczna’ będzie jedynie oznaczać, że mówimy o inteligencji stworzonej przez człowieka, a nie przyrodę (jak nasza). Co ciekawe, w tym drugim rozumieniu, nie ma żadnej ukrytej treści sugetującej 'gorszość’ sztucznej wersji. A nawet, fakty dokonań naukowych wykazują, że twory „sztuczne’ w sensie nie stworzone rzez przyrodę, ale przez człwieka, mogą być lepsze niż te 'naturalne’, jak np sztuczne stawy, soczewki czy zęby :)
Bardzo ciekawa (i precyzująca!) odpowiedź. Faktycznie w dyskusjach typu „SI a ludzki umysł” bardzo dużo zależy od tego, jaki przyjmiemy głęboki sposób rozumienia inteligencji — którą ogólnie i powierzchownie definiuje się jako zdolność do rozwiązywania problemów (czasami wyróżniając różne typy problemów i zdolności).
Ów głęboki sposób rozumienia Pantokreator nazywa metafizycznym (bo odwołujemy się tu do nieobserwowalnych własności typu intencja czy świadomość – których istnienie wymaga silnych metafizycznych/pozafizycznych założeń) i to zgrywa się chyba dobrze z propozycjami Olafa (który wymienia jednak cały katalog pytań metafizycznych).
Ja zgadzam się, że wiele dyskusji prowadzi donikąd dlatego, że debatujący nie ujawniają swoich głębokich założeń, a niekiedy może nie są ich w ogóle świadomi.
Efektywna dyskusja polegałaby zatem na tym, że zgadzamy się co do pewnych założeń (np. co do jakiejś formy panpsychizmu i twierdzenia, że za inteligencją z konieczności stoją pewnego rodzaju procesy świadome) i patrzymy, co z tego wynika. Taka dyskusja przypominałaby trochę wymianę myśli matematyków pracujących na tych samych założeniach; otwartych dodatkowo na wspólną zmianę tych założeń i nowe rozumowania.
Być może coś takiego udałoby się tutaj przeprowadzić, a przynajmniej naszkicować…
Może ktoś spróbuje :)
Dopowiem na koniec, że drugi ze wskazanych przez Pantokreatora sposobów rozumienia inteligencji (relacyjny czy w pewnej wersji behawioralny) wymaga również pewnego rozstrzygnięcia filozoficznego; przyjmujemy mianowicie, że nie ma sensu przyjmować jakichś głębokich metafizycznych założeń co do natury/podłoża inteligencji (co też jest założeniem).
Coś takiego zrobił Turing proponując swój test na inteligencję maszyny: X wykazuje inteligencję, jeśli zachowania werbalne X-a są (statystycznie) nieodróżnialne od zachowań człowieka.
Pablo, a ja to tak myślę jeszcze, że w tym pierwszym rozumieniu sztucznej, jako imitującej, to wiele znajdzie się przypadków sztucznej inteligencji wśród ludzi :D