ZAGAJENIE DYSKUSJI nad artykułem w zbiorach Cafe Aleph: Confrontation of reism with type-theoretical approach and everyday experience.
Niniejszy wpis wydobywa z w/w artykułu punkty, co do których jego autor, jako zwolennik gödlowskiego platonizmu, chciałby polemizować ze zwolennikami nominalizmu. Jest on bowiem polemiką z nominalizmem reprezentowanym przez Andrzeja Grzegorczyka pod nazwą reizmu zapożyczoną od Tadeusza Kotarbińskiego. Grzegorczyk, żeby uczynić reizm przydatnym do opisu rzeczywistości uzupełnia go o Russella teorię typów, a żeby uczynić go przekonującym, podaje na jego rzecz argumenty z codziennego doświadczenia.
Dla ontologii i filozofii nauki szczególnie ważne jest rozważanie Grzegorczyka o punktach geometrycznych (referowane w odc.5, s.123), gdzie uznaje on niezrównaną przydatność dla matematyki, fizyki i techniki geometrii opartej na pojęciu punktu. Wiemy przy tym (z czym Grzegorczyk się zgadza w prowadzonych z nim dyskusjach), że o takiej przydatności nie może nawet śnić konkurencyjna, forsowana przez reistów, mereologia. Tak powstaje problem, będący w centrum uwagi pragmatystycznej filozofii nauki: czy płodność teoretyczna i technologiczna pojęcia pozwala przypisać istnienie jego desygnatowi? Twierdząco odpowiada na to pragmatyzm (cechujący min. Gödla), przecząco nominalizm Goodmana (zob. s.116, przypis 9). Kieruję więc pierwsze pytanie do reistów: [1] czy podzielają stanowisko Goodmana, że matematyk i fizyk tworzą fikcje, a tylko filozof zna prawdę o naturze rzeczywistości?
Pewnik reizmu „Istnieją tylko bryły” Grzegorczyk akceptuje wespół z tezą epistemologiczną, że podstawowym, i najbardziej wiarogodnym źródłem wiedzy jest codzienne doświadczenie zmysłowe. Ono więc powinno nas przekonywać o istnieniu brył. Doświadczamy jednak widoków słońca czy księżyca nie jako brył, lecz jako powierzchni, a to, że są one bryłami jest wynikiem teoretyzowania. Stąd pytanie [2] Czy istnieją powierzchnie? Oraz [3] Jeśliby powierzchnie istniały, to co z istnieniem linii i punktów?
Kluczem do konfrontacji reizmu z teorią typów może być uwaga Grzegorczyka, że teoria typów jest współczesnym odpowiednikiem arystotelesowej koncepcji kategorii. Przy oczywistych różnicach, istotnie mają one ważny punkt wspólny: że samodzielne istnienie przysługuje tylko indywiduom. Arystoteles wraz z tym wprowadza pojęcie bytowania niesamodzielnego, jakie mają cechy, relacje itp., wymagające do swej egzystencji indywiduów. [4] Czy interpretacja Russella przez Grzegorczyka dopuszcza jakiś odpowiednik bytów niesamodzielnych, którymi byłyby relacje, zbiory, zbiory zbiorów itd.? Niektórzy, jak Meinong, określają ten sposób bytowania jako „subsistence”. Takiego statusu nie dopuszcza oryginalny reizm Kotarbińskiego. [5] Czy dopuszcza zliberalizowany przez teorię typów reizm Grzegorczyka?
I wreszcie: [6] Czy ten liberalizm obejmie także powierzchnie, linie i punkty, przyznając im status bytowania niesamodzielnego w obrębie brył? Żeby wyrazić odpowiedź twierdzącą, obejmująca też punkty, wprowadzam w moim artykule pojęcie abstract constituents (odc.3, od s.114), zaliczając do tej kategorii wszelkie inne obiekty geometryczne, a także zbiory, liczby itp. W szczególności, przyznanie takiego statusu punktom rozciągnęłoby się na continuum liczb rzeczywistych. Byłaby to nowoczesna forma platonizmu, uzgodniona z empiryzmem i wsparta przez pragmatyzm, który zaliczenie do tej kategorii lub odmową zaliczenia uzależnia od płodności danej teorii zastosowaniach. Tym oświadczeniem poddaje pod dyskusję, prócz kontrowersyjnych (moim zdaniem) twierdzeń reizmu, moje własne stanowisko formułowane i motywowane w artykule.
Pozwolę sobie jako pierwszy wyrazić swój pogląd w tematyce:
„Czy istnieją powierzchnie, linie i punkty?”
w kontekście rozważań o punktach geometrycznych – bez wnikania w spory i polemiki specjalistów z dziedzin ontologia i filozofia nauki.
Wychodzę z takiego lematu:
skoro specjaliści nie potrafią wypracować wspólnego poglądu na jakiś temat
– to należy przedstawić pogląd niezależny, który miałby szansę być uznany przez spierające się strony (trzecia siła)
Mój pogląd jest następujący.
Człowiek jako podmiot obserwujący Świat odróżnia to na co patrzy od tego co postrzega. Oprę się na przykładzie.
500 widzów podziwia w cyrku słonia chodzącego po linie. Słoń JEST jeden, a ISTNIEJE 500 jego odwzorowań w świadomości widzów.
Ten przykład ma pokazać różnicę pomiędzy światem JEST (obiektowy świat REAL) – a światem ISTNIEJE (subiektywny świat psychiczny).
Słoń JEST (to na co patrzę) i dla mnie ISTNIEJE w obrazie jaki postrzegam, przy czym postrzeganie dotyczy nie tylko zmysłu wzroku, lecz wszelkich doznań i wrażeń za pośrednictwem organów zmysłów np. słoń pachnie (węch), ryczy (słuch), jest ciepły i szorstki (dotyk) itp.
Ale w umyśle za pomocą domysłu mogę doposażyć ten obraz w takie rzeczy, których nie widać, a więc choć nie widzę serca, żołądka, kości słonia – to domyślnie obiekt słoń, te elementy posiada. Mógłbym się o tym upewnić, gdyby wykonał inne empiryczne doświadczenie (w drastycznym przypadku pokrojenie słonia na plasterki).
Tu widać istotną różnicę pomiędzy światem JEST, a światem ISTNIEJE.
Świata, który JEST nie wymyśla się lecz odkrywa i bada.
Inaczej jest w świecie psychicznym, a więc w świecie ISTNIEJE. Tu mieszają się zarówno byty myślne będące idealizacją obserwacji (także obiekty zapamiętane), z bytami domyślnymi, oraz bytami fikcyjnymi (zmyślonymi) np. krasnoludki.
W świecie ISTNIEJE są idealne koła, okręgi, powierzchnie, linie, punkty, bryły i to nie tylko te objętościowe, ale także wielowymiarowe (np. tesserakty czyli hipersześciany).
Rozumiem więc, że spór pomiędzy platonistami a nominalistami dotyczy tego:
czy istniejące w świadomości ludzi geometryczne obiekty takie jak punkt, linia, powierzchnia mają swoje odpowiedniki (desygnaty) w świecie który JEST?
Odpowiedzi na te pytania może dostarczyć tylko obserwacja np.
punkt ciężkości ciała
oś obrotu Ziemi
krawędź i powierzchnia kryształu – w tym granica ośrodków o różnej gęstości optycznej.
Okazuje się, że w świecie, który JEST można doszukać się podobieństw.
Tak sądzę, ale to tylko mój punkt widzenia. Głos w dyskusji. :)
I. Praktyczna prawda płodnych teorii.
Pewnie wielu naukowców wierzyło/ wierzy w realność istnienia desygnatów pojęć rodem z teoretycznych modeli, którymi owi uczeni opisywali/ opisują świat. To czy była/ jest to (deklarowane) pragmatyczne przekonanie wynikające z „korespondencji” własności modelowych z obserwacjami, (manifestowane) przeświadczenie związane z (inżynierskim) brakiem refleksji nad kierowaniem się przyjętymi regułami, czy (manifestowana) dogmatyczna wiara, nie jest istotne pod pewnym względem: Choć poszczególni badacze nie podpadają zbyt dobrze pod wzorzec Popper’owski to całe zbiorowisko posiadających różne punkty widzenia (siłą rzeczy) naukowców spełnia przynajmniej niektóre z postulatów powszechnie kojarzonych z „modelem nauki” twórcy „Wiedzy obiektywnej”. Najpłodniejszym gruntem dla nowego naukowego plonu są okoliczności w których ścierają się poglądy, różne stanowiska, sytuacja swoistego naukowego fermentu. Przyjmowanie realności domniemanych źródeł dla nowych teoretycznych modeli i to istnienia tych bytów w formie, której ostateczną istotę określają teoretyczne modele, może nie być właściwym stanowiskiem- przynajmniej dla obserwatora naukowych zmagań (powiedzmy- filozofa).
Przedstawianie sobie wzajemne zmatematyzowanych przedstawień hipotez i teorii „uwzorzających” dane pomiarowe odrywa same idee (można powiedzieć, że porywa je do „trzeciego świata”) od wiary i przekonań badaczy o istocie obserwowanych zjawisk. Wiara i przekonania pojedynczych ludzi nie kontroluje już pełni obrazu- a szersza perspektywa pozwala widzieć więcej. Podejmowania wysiłków w oparciu o ‘coś’ i jednoczesne bezwzględne branie ‘tego’ w nawias może być trudne i w rezultacie mniej skuteczne niż uwierzenie- ale skuteczne w rozwiązaniu zagadki „w pracy zawodowej” przez naukowca. Nie jest to chyba właściwy sposób opisu rzeczy przez filozofa
II. Uniwersalne typy
Matematycznie można przedstawić model zarówno trafnie korespondujący z pomiarami, jak i kompletnie od nich oderwany. Uniwersalność języka nie wskaże, które jego słowa opisują realnie istniejące byty… Uwagi odnośnie teorii naukowych odnoszą się więc i do samych matematycznych środków wyrazu.
Na pytanie o to co istnieje można próbować odpowiadać na podstawie tego jaki sposób przetwarzania tego co się nam przedstawia jest skuteczny do przewidywania kolejnych manifestacji. Ale nie chodzi o to, że zbadana korespondencja idei w umyśle pozwala na przyjęcie realności ich desygnatów. Mogę zweryfikować prawdziwość wyniku pomiaru (zgodnego z określona procedurą) tysiąc trafnych wyników nie dowiedzie prawdziwości tłumaczenia. Skoro:
-nie mogąc poznać samej istoty a jedynie pomiary/ oddziaływania mogę przewidzieć kolejne pomiary/ oddziaływania
-gdzie nie spojrzę zjawiska podobne manifestują się regularnie podobnie do podobnych już zarejestrowanych,
to mogę najwyżej przyjąć, że różne ujęcia esencji, o ile pozwalają przewidzieć podobne skutki, są równoważne. Wręcz pogarsza to zasadność przekonania w realność desygnatów modelowego ujęcia zjawiska.
Dociekanie istoty samych indywidualnych bytów nie jest możliwe i jest tym mniej istotne im bardziej dokładne są przewidywania modelu.
III. Typowanie co istnieje.
Jeśli to co istnieje to wzorce i prawidła to chciałbym zauważyć, że nawet jeśli tak jest to najpłodniejsza teoretycznie i praktycznie metoda zakłada właśnie to, że obecnie stosowane wzorce i prawidła mogą nie być ostatecznie prawdziwe. Wracając do informacji o tym ‘co jest’ na podstawie skuteczności metody poznania:
-istnienie bytów przejawia się w oddziaływaniu i także złożone byty budują własności oddziaływań bytów pierwotniejszych- a skoro złożone struktury się objawiają regularnie to i prawidłowości w oddziaływaniach są obecne (własności zjawisk nie są stronne w stosunku do nas a ‘to co jest’ jest tak samo dla „siebie” jak przedstawia się naszym pomiarom)
-regularności są obecne (ale nie do sprawdzenia jest ich istota) lecz nawet „zmienność wewnątrzgatunkowa” wskazuje na pierwiastek chaosu w objawianiu się własności pierwotniejszych bytów…
nie przychodzi mi do głowy cokolwiek mogącego dowieść ostatecznie realności wzorców przedstawionych w modelu właśnie ze względu na to jak rzeczywistość daje nam się badać.
Nasze indywiduum X nie jest rozciągłym bytem, pierwotnym budulcem rzeczywistości. To oddziaływania budują rzeczywistość inaczej modele oparte na dostępnych nam informacjach- płynących z pomiarów- fałszowały by obraz rzeczywistości tak że nie byłby możliwy sukces nauki. Rozciągłość w czasoprzestrzeni ( wymiarów przestrzennych i czasu ) może być rozpatrywana jako wtórna konsekwencja zachodzenia wzajemnych oddziaływań indywiduów. Jeśli zaś jedynie w oddziaływaniach indywidua mogą dać wyraz swemu istnieniu i objawić własności, to problematyczna staj się kwestia hierarchii typów- istnienie indywiduów byłoby splątane z manifestowaniem się złożonych struktur (podobnie jak pomiary są uwikłane w teorie).
IV. Jaki jest koń…
Jeśli coś postrzegam to to istnieje- chyba, że mi się przewidzi albo się przesłyszę- w końcu się zorientuję 'co istnieje’… a nawet jeśli zły duch pomiesza obrazy przed mymi oczyma to Bóg dobry uzgodni treści poznania z ideą której obalić nie potrafię więc musi być (pragmatycznie) uznana za prawdziwą dowodząc istnienia swego desygnatu.
Teza epistemologiczna, że „najbardziej wiarogodnym źródłem wiedzy jest codzienne doświadczenie zmysłowe”, w konfrontacji z możliwością doświadczenia (zmysłowego) tego jak przekonania na takich danych oparte stają się niekiedy złudne, wydaje mi się błędna.
– Wolałbym jednak nie wybierać między wiarą w możliwość uzyskania niepowątpiewalnej pewności wynikłej z bezpośredniości poznania zmysłami a wiarą w realne istnienie idei, których obalić w doświadczeniu nie potrafię (cóż wiele jest idei nie sprzecznych z doświadczeniami… a nawet matematycznych modeli dających się uzgodnić z empirycznymi danymi).
Czy walor doświadczenia zmysłami rozszerza się o aparaty naukowego poznania? Czy dostrzegając ich uwikłanie w teorię mogę zapomnieć, że i u źródeł funkcjonowania zarówno „czynnej” jak i „biernej” części umysłu leżą uwikłania w teorię przetrwania (założenia robocze splotu trafów utrwalone w uzusie praw ewolucyjnego procesu)?
V. Przesiane idee.
Mamy wrodzone tendencje w kategoryzowaniu danych zmysłowych, które są dostosowane do warunków zdobycia informacji i odzwierciedlenia jej w umyśle w sposób zwiększający szanse na przetrwanie w środowisku naturalnym. Wiedza o tym co istnieje schodzi na plan dalszy gdy bezpieczniej uwierzyć w istnienie realnych istnień u źródła złudzeń naszych zmysłów. Jeśli jednak rozważyć, że instynkty, intuicje nacechowanie emocjonalne treści poznania umożliwiły nam przetrwanie a więc odznacza je „płodność teoretyczna i technologiczna” może nie powinniśmy wybrzydzać i pozostać przy ich wyrokach co do świata wokół.
Rozumnie krytykujemy rytuały wynikłe z myślenia magicznego, mityczne niebezpieczeństwa i pozazmysłowe szanse…
ale już relacje przyczyn i skutków, gatunki, uniwersalne prawa jako ujęcia prawdziwe idei jakim kieruje się materia w swym przejawianiu się zdają się nam jak najbardziej do przyjęcia- jako realne istnienia w rzeczywistości.
Już u zarania tego rozpoznawania zbiorów i relacji ‘istnieje’ możliwość mistyfikacji domniemanej idei. Postrzegamy oddziaływania zakładając, że są wynikiem dążenia indywiduów do osiągnięcia przypisanej im formy/idei podczas gdy w istocie operujemy dostępnymi nam uproszczeniami tego co udaje się nam namacać.
A czy ktoś podważył wywody obnażające kruchość indukcji? Co z falsyfikacją, co z wartością teorii w tym co wyklucza?…
Nie wolno nie doceniać sukcesu nauki ale filozoficzny dystans powinien pozwolić zauważyć, że 'gwiazda poranna’ odnosi się do tego samego co 'gwiazda wieczorna’ ale nie do modelu numerycznej symulacji zgodnej z najnowszą wiedzą.
VI. Racjonalnie pragmatyczny idealizm.
Czasem jednak złudne konstrukcje uproszczonych modeli, o których wiemy, że nie opisują realnego istnienia, odznacza „płodność teoretyczna i technologiczna- wie o tym wielu inżynierów, to ich codzienna praktyka.
Dogęszczam grunt płytą i widzę jak parametry się zmieniają- mogę dotknąć/ stanąć/ na „ubitej ziemi” i sprawdzić że istotnie się dogęściła- skoro zbudowałem autostradę to grunt pod nią przygotowany jak wyżej opisałem chyba był wcieleniem wzorca mego idealnego modelu.
Czy istnieją zbiory, relacje czy tylko indywidua? Czy istnieją cząstki elementarne- obserwuję ich oddziaływania z aparaturą pomiarową, dzielę na gatunki i skutecznie kataloguję relacje między nimi, buduję struktury- skoro możliwość sprawdzenia mego modelu jest przykryta na prawdę grubą konstrukcją mojej autostrady (informatycznej), której nie dam rady rozebrać by odsłonić to co „siedzi” w gruncie/ w podbudowie, to pragmatycznie przyjmuję, że jest tak a tak. Cóż – gwóźdź można wbić nie tylko młotkiem… teza o niedookreśloności nauki jest podtrzymana.
VII. Perceptrony dedukujące atrybuty
Czy postrzegam powierzchnie czy linie i punkty- czy to, że takie elementy konkurują o pierwszeństwo w domniemanym rozkładzie na najbardziej podstawowe elementy postrzeganego obrazu świata dowodzi ich pierwszeństwa w prawie do istnienia przed bryłami (w trójwymiarowej przestrzeni)?
„Bierne” części umysłu (zmysły) przetwarzają postrzeżenia zgodnie ze swą konstrukcją determinującą „logikę ich działania” dzieląc ‘to co na nie oddziała’ na klasy/ ekstensje. „Czynna” część umysłu utrwala koincydencje w rejestracji danych zmysłowych. Nie dziwi zatem domniemanie ‘istnienia’ zbiorów/ własności/ intensji, funkcji, uniwersalnych praw, idei.
Podobne bodźce wywołują podobne reakcje zmysłów i podpadają pod podobne reprezentacje umysłowe rozumu- kwestia tego jak u źródła rozpoznawane jest podobieństwo nie ma znaczenia, tak jak nie docieka sito istoty podobieństwa średnic ziaren kruszywa, które przesiewa. Wytworzenie się tendencji do rozpoznawania podobieństw, katalogowania przedstawień w zbiory i relacje jest „logiczną” konsekwencją dyspozycji do walki o przetrwanie wobec świata, którego odwzorowanie w skończonym umyśle wymaga uproszczeń. Skuteczność w walce o przetrwanie nie dowodzi tego, że środki przetrwania ukazują prawdę.
„Czy płodność teoretyczna i technologiczna” ewolucji świadczy o istnieniu treści przedstawianych przez zmysły i rozum które wyewoluowały? Czy złudzenia zmysłów i omyłki rozumu których doświadcza codziennie i bezpośrednio nie świadczą jednak o tym, że zaistniały możliwości przetrwania pod kierownictwem zmysłów i rozumu (jako mechanizmów regulacji ku homeostazie) mimo uproszczeń i „umowności” przedstawień? Czy skuteczność nauki nie opiera się właśnie na tym, że na dłuższą metę liczą się predykcje i pomiary a obudowa teoretyczna schodzi na plan dalszy?
Gdy nowe teorie obejmują rząd dusz stare idee odchodzą do lamusa, ale wyniki pomiarów dokonywanych zgodnie ze starą metodą nadal będą zgodne z jej przedstawieniami.
Czy skuteczność takiego przyjmowania umowności ustaleń nie oznacza tego, że powinniśmy przyjąć „istnienie” umowności- projektowanej jedności modelu (w tym jego elementów- w szczególności matematycznych struktur/bytów) i realności.
VIII. Wielka gra
Typując zwycięskie strategie kieruję się najlepszymi dostępnymi ideami ale myślę, że lepiej trzymać się umowności modelów niż zmieniać tak prawdę (pragmatycznie) wraz z paradygmatem.
Na mój „chłopski”, informatyczny rozum, to jeśli da się coś faktycznie opisać wzorami fizycznymi (fizyka według mnie w znacznym stopniu opisuje cały świat możliwy do poznania zmysłami) to to istnieje. Nawet jeśli nie istnieje w rzeczywistości rozumianej jako zbiór rzeczy które można „dotknąć”, to skoro zostało nazwane i jest szeroko wykorzystywane to jaki mamy powód by to negować? Z jednej strony mogę sobie wyobrazić dlaczego ktoś chciałby pozbawić nasze punkty i proste prawa do istnienia , jednak równie dobrze można w ten sposób wziąć i stwierdzić że nie istnieje każde abstrakcyjne pojęcie, chociażby „idea”, „dusza”.
Tutaj też wchodzi definicja samego istnienia. Według mnie punkty i proste definitywnie istnieją w naszych umysłach, jako część świata rzeczywistego. Nawet z logicznego punktu widzenia – musi istnieć jakiś środek np. tak uwielbianej i porządnej bryły. Środek ten jest punktem. Jest częścią uznawanej za zupełnie praworządnie istniejącej bryły. Jeśli istnieje bryła, to jest jej środek, jeśli jest środek, to jest punkt.
Cieszę się tym komentarzem, trafnie oddaje to, co chciałem powiedzieć. Przypomnę jeszcze (z mojego tekstu), że jeśli jeśli wolno i trzeba przypisywać istnienie temu, co dane w codziennym doświadczeniu (jak się domaga prof. Grzegorczyk), to na pewno istnieje powierzchnia księżyca, która oglądamy, nie mamy natomiast takiej podstawy doświadczalnej, by twierdzić, że istnieje księżyc jako bryła; osobiście w to drugie nie wątpię, ale bierze się to z mojej wiedzy umysłowej, a nie z percepcji zmysłowej.
Prof Marciszewski pisze:
„nie mamy natomiast takiej podstawy doświadczalnej, by twierdzić, że istnieje księżyc jako bryła; osobiście w to drugie nie wątpię, ale bierze się to z mojej wiedzy umysłowej, a nie z percepcji zmysłowej.”
Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. Otóż wystarczy spojrzeć na księżyc przez lunetę, aby NAOCZNIE przekonać się o jego kulistości i trójwymiarowości jego powierzchni. Odczucie jest nieprzeparte i zna je każdy, kto patrzył na na naszego satelitę przez stosowny instrument. Odczucie owo nie ma oczywiście nic wspólnego z jakąkolwiek umysłową wiedzą o Księżycu. De facto można nie wiedzieć o nim nic, zaś przemożne wrażenie „bryłowatości” i tak będzie nam towarzyszyło, w trakcie spoglądania w okular lunety. To samo zresztą dotyczy wielu innych obiektów (np. mogę nie wiedzieć literalnie nic o Saturnie i jednocześnie percepować jego kulistość, itp.).
„Otóż wystarczy spojrzeć na księżyc przez lunetę, aby NAOCZNIE przekonać się o jego kulistości i trójwymiarowości jego powierzchni.”
Ale naoczne spojrzenie na kulisty wypukły obiekt wcale nie musi świadczyć o tym, że jest bryłą. A co ze skorupką jajka? Też sprawia wrażenie pełnej bryły a przecież może być tylko powierzchnią.
W ten sposób ktoś mógłby popatrzeć na skorupkę, popatrzeć na Księżyc i powiedzieć że zapewne te dwa obiekty są puste bo sprawiają takie samo wrażenie.
Dziękuję obu Panom za wieści o księżycu. Przyznaję się do niewiedzy, co może w tym przypadku luneta. Teraz będę wiedział, ale to nie zmienia mojej argumentacji, że istnieją powierzchnie, przy założeniu lansowanym przez prof. Grzegorczyka ” We grasp reality directly only in our human every-day experience” (zob. s.122 w art., do którego link prowadzi od pozycji A1:4 będącej pod adresem http://calculemus.org/CA/index.html).
Oglądanie księżyca bez lunety należy do naszego codziennego doświadczenia bardziej niż oglądanie z lunetą; jeśli ostatecznie wierzę bardziej lunecie, to dzięki posiadanej wiedzy z optyki, a więc nie jest to już percepcja „directly”. Jeśli prof. Grzegorczyk uznałby poznanie z lunetą za mniej wiarogodne, bo nie bezpośrednie, to się z nim nie zgodzę; ale chwytam go za słowo, gdy tak preferuje bezpośrednie, żeby z tej tezy epistemologicznej wyprowadzić argument przeciw jego własnej tezie ontologicznej, że istnieją TYLKO bryły, którą uważam za niedorzeczną. Dlaczego mielibyśmy zaprzeczać istnieniu w bryle np. środka ciężkości, który przecież nie jest bryłą? Jest chyba punktem i naprawdę jest, choć nie jest dany „in every-day experience”.
„jeśli da się coś faktycznie opisać wzorami fizycznymi (fizyka według mnie w znacznym stopniu opisuje cały świat możliwy do poznania zmysłami) to to istnieje”
Teoria opierająca się na ciepliku z jej wzorami pozwalała opisać jak długo muszę podgrzewać wodę aby zawrzała – mogę wyliczyć ile cieplika musi „przepłynąć”. Obliczam ze wzoru fizycznej teorii, trafnie przewiduję fakty w rzeczywistości, odczuwam (np: wkładam palec) jak ilość cieplika rośnie, w końcu widzę jak cieplik „robi swoje” i woda wrze… Cieplik istnieje.
Patrzę na zdjęcie z kosmicznej lunety i liczę obiekty. Ktoś inny mówi, że jest ich mniej niż się wydaje bo część z nich to tylko własne kopie/zjawy wynikłe z soczewkowania grawitacyjnego.
Dowód przez pokazanie palcem wikła się w teorie. Umysłowe reprezentacje pojęć teorii istnieją w danym czasie ale co z ich realnymi desygnatami? Wiadomo, że postulowane przez teorie byty zmieniają się wraz ze zmianami rozpowszechnionych teorii opisu świata. W różnych czasach różne byty są nazywane i szeroko wykorzystywane. Czy zatem x lat temu istniał cieplik a teraz już tylko miara średniej energii kinetycznej? Y lat temu zdjęcie uwieczniało istnienie A galaktyk a teraz przedstawia istnienie B galaktyk- elegancko i pragmatycznie.
A czemu mielibyśmy zaprzeczać istnieniu środka ciężkości? Jego istnieniu umysłowym modelu nie ma powodu przeczyć, ale co z realnym bytem? Rozumiem, że istnieje dopóki nie przestanie pozwalać trafnie opisywać rzeczywistości. A jeśli okaże się, że przestrzeń też jest kwantowana i idea nierozciągłego punktu przestaje znaczyć coś poza modelem umysłowym to odmówimy punktowi ciężkości istnienia.