Liberalizm – idea uniwersalna rodem z Europy

„Samuel Huntington głosił bzdury”.  Nie napisałbym tego zdania w artykule  naukowym, bo byłoby ono w takim gatunku pisarskim niestosowne. Starałbym się tę ocenę wyrazić oględniej, w należnej pisarstwu naukowemu stylistyce, ale z przekazaniem tej samej treści.   Blog na takie ekstrawagancje językowe pozwala w imię szczerości i zwięzłości.  Bzdurę Huntingtona demaskują liczne kontrprzykłady, ostatnio zaś pojawił się szczególnie wymowny – rewolucja egipska z placu Tahrir (tzn. Wyzwolenia) roku 2011. Nim skomentuję te najnowsze wydarzenia  – parę słów o tym, jak ma się do nich złowieszcze  proroctwo Huntingtona o nieuchronności starcia się naszej cywilizacji z Islamem.

Huntington miał za mistrza angielskiego filozofa dziejów Arnolda Toynbee’go,  ale słowo „mistrz” powinno być w cudzysłowie, bo finezji intelektualnej  u tego autora ani śladu. Jego główną tezą było to, że każda cywilizacja jest wytworem jednej określonej religii, stąd słynne hasło Huntingtona o  nieuniknionym starciu cywilizacji islamskiej z chrześcijańską. Pomińmy brak wiedzy obu autorów o Islamie choć jest on uderzający; wygląda na to, że nigdy nie słyszeli o arabskim kalifacie średniowiecznej Kordoby, w której  np. poziom tolerancji  światopoglądowej dalece przewyższał ten dopuszczalny w ówczesnym Chrześcijaństwie. Nie słyszeli o „Domu Nauki” w Bagdadzie z jego poziomem projektów badawczych, który  Europa osiągnęła parę wieków później, gdy powstawały w wieku 17 akademie nauk. Byłoby jednak błędem w ten sposób się przeciwstawić panom T. i H., żeby wiązać te chlubne rysy z jakimiś cechami Islamu jako religii, co byłoby ich poglądem na cywilizacyjną rolę religii,  tyle że przekręconym na odwrót. Prawda jest taka, że Arabowie ogarnęli swym podbojami  wielkie ośrodki kultury hellenistycznej na bliskim wschodzie i w północnej Afryce, a za sąsiada mieli potężnego spadkobiercę tejże kultury – cesarstwo bizantyjskie. Wystarczyło, że paru kalifów miało z łaski Allaha tyle rozumu, żeby nie puścić tych ośrodków z dymem, lecz asymilować  ich dorobek, a kalif Bagdadu importował z Bizancjum  najcenniejsze księgi naukowe.

Dziwniejsze jest to,  że autorom  jakby brakowało wiedzy o chrześcijaństwie, którego mienili się  być znawcami.  Jakby nie wiedzieli, że cechy  tzw. cywilizacji zachodniej, z których słusznie byli dumni,  jak kolosalne osiągnięcia nauki, państwo prawa, demokracja, prawa człowieka itd. powstały nie za sprawą chrześcijaństwa.  Powstały raczej wbrew niemu, a w każdym razie wbrew temu odłamowi, który jest reprezentowany przez oficjalny Kościół katolicki.   Pewne idee wolnościowe wykluwały się w protestantyzmie, np. u części szkockich prezbiterian (do których należał Adam Smith), czy niektórych pastorów luterańskich w Niemczech, ale to jeszcze bardziej podważa ów przesąd, że chrześcijaństwo jest jakimś myślowym monolitem, który zrodził jednolitą cywilizację.

Wymienione przykładowo cechy  (podkreślone kolorem) cywilizacji zwanej zachodnią, a genetycznie wywodzącej się z Europy, dadzą się ująć w jednym pojęciu: LIBERALIZM.  Wprawdzie etymologia wskazuje tylko na jeden  jego aspekt – ideę wolności, ale pewna doza wiedzy historycznej podpowie jego drugi rys istotny – efektywność w rozwiązywaniu  problemów gospodarczych i politycznych.  Praojciec liberalizmu Adam Smith zalecał wolność handlu nie tylko w imię prawa człowieka do wolności, lecz także w imię efektywności wolnego rynku. Te dwa filary liberalizmu są złączone jakby spajającymi je silnie łukami: efektywność nauki wymaga wolności badań, efektywność państwa prawa stoi na straży wolności jednostki,  życie publiczne w demokracji z jej formalnymi procedurami jest (mimo wszystko) bardziej obliczalne, a więc bardziej efektywne,  niż pod nieobliczalną władzą dyktatora. Itd.

Nawet tak pobieżna charakterystyka liberalizmu wskazuje na jego rys uniwersalny. Pod każdym niebem ludzie wolą wolność od niewoli i  efektywność od indolencji. Ale jeśli tak, to czemu są wcielane w życie tylko pod niebem Europy?  Odpowiedź jest złożona, a w krótkim tekście pozostaje ująć rzecz hasłowo. Będą to hasła z dwóch  odległych od siebie kategorii, filozoficznej i geograficznej,  mianowicie:  Prawa Ewolucji oraz Morze Śródziemne.

Prawa ewolucji mówią, że o tempie ewolucji i jej owocach decydują cechy środowiska oraz przypadek (np. mutacje).  Im liczniejsza populacja, tym większa w niej ilość przypadków tak korzystnych, jak i niekorzystnych, ale że środowisko faworyzuje te korzystne (lepiej służące przetrwaniu i reprodukcji), stają się one dominujące. Liczne i ogromnie różnorodne populacje wokół  Morza Śródziemnego dawały wielką statystyczną szansę na wysiew geniuszów, a hojność przyrody oraz gęstość kontaktów (dzięki znakomitym warunkom żeglugi) przyczyniały się do rozwoju gospodarki,  który jest dla cywilizacji jak żyzna gleba. Nie dało się uprawiać handlu na tak wielką skalę bez powstania pisma, metod rachunkowych i pieniądza, co też się stało za sprawą kupców nad kupcami,  jakimi byli Fenicjanie. Wraz z tym powstały solidne podwaliny cywilizacji. Kwitła ona na południu Europy i na przeciwległych brzegach  morskich przez pond dwa tysiąclecia, aż odkrycia geograficzne od czasu Kolumba odmieniły kierunki ekspansji gospodarczej, zaczęła się bardziej liczyć północ Europy z jej dojściem do Atlantyku. Zaś reformacja protestancka silnie się przyczyniła do wzrostu piśmienności; każdy wierny miał przecież obowiązek osobistego czytania Biblii, a jeśli ktoś umiał czytać Biblię to i każdą inną książkę.  Wraz z wynalazkiem druku, który się zbiegł w czasie, stworzyło  to taką koniunkturę  dla edukacji i uczoności,  jakiej ludzkość wcześniej nigdy nie zaznała. Z wielu powodów stać się to mogło tylko w Europie.

Tylko tutaj sumowały się i wzajem się pobudzały takie czynniki, jak gęstość zaludnienia,  niewielki rozmiar kontynentu  i stąd gęstość kontaktów politycznych, handlowych i naukowych,  spławne drogi wodne, żeglowne  drogi morskie od północy, zachodu i południa, ferment intelektualny w sporach religijnych i sporach religii z nauką (fenomen nie znany poza Chrześcijaństwem),  ścieranie się potężnych sił politycznych — władzy cesarzy i królów, władzy religijnej i mocy  mieszczaństwa (będącej pochodną pochodną  kwitnącego handlu i rzemiosł) — co owocowało  bezcenną cywilizacyjnie sztuką negocjacji,  oraz inne nie mniej doniosłe czynniki, których samo wyliczenie zajęłoby dobre parę stron druku. Długo trzeba by też wyjaśniać, w jaki sposób te i inne procesy  wpłynęły na obecną jakość cywilizacyjną Europy, której zazdroszczą miliardy ludzi w innych obszarach świata.

Pominąwszy z konieczności te arcyciekawe kwestie, zmierzam do morału, który powiąże owe fakty historyczne z fenomenem obecnej rewolucji w Egipcie. Rzecz w tym, że Egipcjanie walczą o te wartości, w których przoduje Europa nie dlatego,  żeby chcieli stać się imitacją Europejczyków, ale dlatego, że pojęli ich zasięg uniwersalny. Oto wypowiedź jednego z uczestników zdarzeń w Kairze (relacja Tomasza Bieleckiego, „Egipt, który nadchodzi”, GW 12-13 lutego 2011).

Młody kairski socjolog Mustafa Zeiton, który od tygodnia koczuje w centrum placu przekonuje, że rewolucja egipska to zryw w imię „uniwersalnych haseł” czyli walki o wolne wybory, o niezależne media, o miejsca pracy, o walkę z korupcją władzy oraz bezkarnością policji, o lepsze życie dla rzesz egipskich biedaków. Na Tahrirze nie sposób usłyszeć innych – religijnych czy ideologicznych – haseł.

Jest to więc pragnienie wolności i efektywności, czyli liberalizmu.

Ewolucja społeczna to nie tylko gra przypadku, który raz sprawia to raz tamto,  raz w tym, raz w innym miejscu. W ostatecznym rachunku zmierza ona zawsze  w pewnym logicznym kierunku.  Wyznacza go nieprzeparte dążenie ludzi, by  żyło się im lepiej,  uniwersalną ludzka zdolność uczenia się na błędach i stopniowa kumulacja osiągnięć ustrojowych, naukowych i  gospodarczych, których ogromnie wiele trzeba mieć za sobą, by wreszcie osiągnąć ten  poziom wolności, efektywności i dobrobytu, jakim cieszy się Europa i jej rozgałęzienia cywilizacyjne.

Stąd fundamentalnej ważności wniosek: każda ludzka zbiorowość napędzana parciem do lepszego bytu  ma szanse dojść kiedyś do tych wartości uniwersalnych, o których marzą ludzie na kairskim placu. Czas, jaki to musi zająć zależy od  właściwości środowiska i od koincydencji historycznych. Okazały się one szczególnie korzystne dla Europy i dlatego ona pierwsza znalazła się na mecie dążeń i wartości uniwersalnych.  Procesy historycznej ewolucji o tyle są łaskawsze od reguł sportu,  że z wygranej jednego zawodnika mogą korzystać inni, przejmując jego doświadczenia i osiągnięcia. Ten rodzaj pierwszeństwa, który stał się przywilejem Europy nie ma nic wspólnego z uwarunkowaniem genetycznym czy cechami rasy, jest to kwestia mniej lub bardziej pomyślnych konfiguracji geograficznych i historycznych.

Nie jest więc więc tak, że istnieje specyficzna cywilizacja europejska czy zachodnia, do której byłyby dysponowane wyłącznie społeczności z tego kręgu.  Istnieje natomiast cywilizacja uniwersalna wywodząca swój ród z Europy. To Europa jak soczewka najpierw skupiła w sobie  kolosalny dorobek ludów środziemnomorskich, a następnie  jak tygiel  przetworzyła go na wartości uniwersalne, do których inne ludy są  dopiero w drodze.

Ale skoro można uczyć się od innych i wzajemnie dzielić się dorobkiem, szczególnie w dobie globalizacji, to zdrowy rozum każe czerpać z tego, czego inni dorobili się wcześniej. Tak niegdyś zachód Europy czerpał obficie z dziedzictwa śródziemnomorskiej  starożytności, przejmował osiągnięcia Hindusów, Chińczyków i Arabów. Polska przejmowała to z Zachodu i dzieliła się potem z Litwą. Tak sztafeta cywilizacji coraz bardziej przybliżała nasz gatunek do tych uniwersalnych wartości liberalnych,  które jak z niezawodnych aksjomatów wynikają z  zasad ludzkiej rozumności.

Miejmy nadzieję, że taka mądra dedukcja — wbrew przepowiedniom Huntingtona — okaże się być owocem egipskiej rewolucji A.D. 2011.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Światopogląd liberalny. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Komentarze do Liberalizm – idea uniwersalna rodem z Europy

  1. bezoker pisze:

    Po przeczytaniu artykułu, oraz mając na uwadze „Starcie cywilizacji” S. Huntingtona nietrudno zauważyć, że argumenty popierające tezę o nieuniknionym konflikcie cywilizacji zaprezentowane w teorii Huntingtona były niekompletne. Zgadzam się z Pana twierdzeniem o istnieniu cywilizacji uniwersalnej, do której dysponowane są wszystkie społeczności. Nie wydaje się jednak, że można w całości negować tezę Huntingtona. Otóż, wydarzenia z placu Tahrir, najaktualniejszy z przykładów, które wydawałoby się negują nieuniknioność starcia cywilizacji, miały miejsce w społeczeństwie „zapoznanym” z cywilizacją europejską, jednocześnie związanym gospodarczo z krajami europejskimi. Ponadto w tezie Huntingtona kluczową rolę odgrywa religia. Zajścia w Egipcie bazowały na aspiracjach w dążeniu do wartości społeczeństw cywilizacji uniwersalnej, pomijając aspekt religijny. Społeczeństwa rozwinięte, w szczególności społeczeństwa zachodniej Europy, w przeciwieństwie do społeczeństw rozwijających się, w formułowaniu swojej tożsamości pomijają religię. Jeśli w dążeniu do celu, jakim miałaby być cywilizacja uniwersalna udałoby się pominąć aspekt religijny, teza Huntigtona mogłaby zostać całkowicie podważona. Niestety religia nadal odgrywa i wydaje się będzie odgrywać istotną rolę w kształtowaniu świadomości społeczeństw pozaeuropejskich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *