Era informacji, informatyczna, cyfrowa…
Czy te i inne „informacyjne” etykiety dobrze pasują do naszych czasów?

Obecnym wpisem chciałbym odświeżyć przedwakacyjną dyskusję pt. „Czy żyjemy w erze informacji i co to znaczy?”.  Temat wydaje się banalny, a odpowiedź oczywista: tak, żyjemy w erze informacji, a sama informacja, głównie za sprawą informatyki, ma coraz częściej postać cyfrową.

Oto próbka tekstu naukowego, w którym termin „era cyfrowa” jest traktowany jako zupełnie oczywista nazwa naszych czasów:

<< Podstawową charakterystyką ery cyfrowej jest bezprecedensowa ekspansja informacji. Począwszy od lat 80. XX wieku, wolumen zgromadzonych na świecie danych i skumulowana moc obliczeniowa podwajają się co 2–3 lata (Hilbert i Lopez, 2011). Koszt standardowej operacji obliczeniowej spada średnio o 53% rocznie (Nordhaus, 2017). Można powiedzieć, że przetwarzanie, przechowywanie i transmisja informacji odspoiły się od możliwości poznawczych ludzkiego mózgu – przed erą cyfrową to człowiek za to odpowiadał, dziś w zdecydowanej większości jest to już domeną komputerów i innych urządzeń elektronicznych. Przed 1980 r. mniej niż 1% informacji było zakodowanych w postaci cyfrowej, dziś ponad 99% (Gillings, Hilbert i Kemp, 2016).>>
Źródło:  J. Growiec, “Społeczny odbiór nauki w erze cyfrowej”, z książki Ewolucja cywilizacyjnej roli i społecznego odbioru nauki

Dyskutując powyższe kwestie kilka miesięcy temu, wiele osób wykazało zdrowy – moim zdaniem –  krytycyzm co do nazbyt pośpiesznych prób nazwania współczesności. Nazbyt pośpiesznych, bo czynionych ze zbyt bliskiej czasowej perspektywy. 
Oto kilka reprezentatywnych głosów:

1.
Uważam, że samo spojrzenie technologiczno-informatyczne może być zbyt zawężoną perspektywą spojrzenia na nasze czasy. Z pewnością jest to jeden z głównych aspektów definiujących nasze społeczeństwo, ale nie jedyny. Myślę, że nie sama informacja jest tu słowem kluczem, a bardziej jest to „globalizacja”.

2.
Czy zatem można powiedzieć, że żyjemy w erze informacji? Osobiście nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Aktualnie posiadamy szybszy przesył informacji, dzięki czemu możemy wykorzystać więcej zasobów, ale informacja nie zyskała większej wagi niż to było w poprzednich epokach. Moim zdaniem trafniejszym określeniem jest to, że „żyjemy w erze danych”.

3.
Nie powiedziałbym, że dzisiejsze społeczeństwo możemy nazwać „społeczeństwem informacji”, jako głównym mianem. Podobnie jak kilku moich przedmówców, nazwałbym nas prędzej „społeczeństwem dezinformacji”. Łatwość dostępu do wiedzy sprawia, że trudniej jest ją filtrować, sięgamy po najprostsze środki (wyszukiwarka Google), nie zastanawiając się, czy strona, na którą trafiliśmy jest wiarygodna. Nie mówiąc już o algorytmach, które wyświetlają nam treści zgodne z naszym światopoglądem, co prowadzi nas do mylnego wrażenia, że wszyscy na świecie myślą podobnie do nas.

4.
Chociaż wszyscy możemy się zgodzić, że komputer jest wynalazkiem definiującym w pewnym sensie nasz czas (jednak należy tutaj też uważać, ponieważ tkwimy w pewnej bańce informacyjnej środowiska informatycznego i nasza opinia może być nieobiektywna), to pozostawiłbym nazywanie obecnych czasów przyszłym pokoleniom. Może nie dostrzegamy czegoś, co było jeszcze ważniejsze dla rozwoju cywilizacji albo może robimy coś nieprawdopodobnie złego (chociażby dla środowiska) przez co zostaniemy nazwani „erą szkód”.

Potraktujmy przytoczone głosy jako sygnał wywoławczy do dalszej rozmowy…
Chociaż wybrałem głosy co najmniej wstrzemięźliwe wobec określeń typu „era informacyjna” czy „cyfrowa”, to niekoniecznie musimy te nazwy skreślać.
Argumentujmy i polemizujmy zgodnie z własnym „rozpoznaniem sytuacji”.

Serdecznie zapraszam do dyskusji – Paweł Stacewicz

Jako materiał pomocniczy proponuję następujące źródła:

♦ artykuł A. Sicińskiego: Społeczeństwo informacyjne: próba nazwania naszych czasów

♦ artykuł J. Growca: Społeczny odbiór nauki w erze cyfrowej

♦ prezentacja P Stacewicza: Informacja jako pojęcie interdyscyplinarne

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Dydaktyka logiki i filozofii, Filozofia informatyki, Filozofia nauki, Światopogląd informatyczny. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Komentarze do Era informacji, informatyczna, cyfrowa…
Czy te i inne „informacyjne” etykiety dobrze pasują do naszych czasów?

  1. Sebastian Aksamit pisze:

    Swoje skromne dwa grosze do dyskusji chciałbym dorzucić, otwierając wypowiedź cytatem z Fajdrosa Platona:

    „Ty jesteś ojcem liter, zatem przez dobre serce dla nich przypisałeś im wartość wprost przeciwną tej, którą one posiadają naprawdę. Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje, bo człowiek, który się tego wyuczy, przestanie ćwiczyć pamięć; zaufa pismu i będzie sobie przypominał wszystko z zewnątrz, ze znaków obcych jego istocie, a nie z własnego wnętrza, z siebie samego. Więc to nie jest lekarstwo na pamięć, tylko środek na przypominanie sobie. Uczniom swoim dasz tylko pozór mądrości, a nie mądrość prawdziwą. Posiędą bowiem wielkie oczytanie bez nauki i będzie się im zdawało, że wiele umieją, a po większej części nie będą umieli nic i tylko obcować z nimi będzie trudno; to będą mędrcy z pozoru, a nie ludzie mądrzy naprawdę”
    (https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/platon-fajdros.html)

    Cytat ten od paru dni mnie nie chce opuścić przez to, jak w moich oczach trafnie adresuje nasze współczesne problemy. Chociaż autor tutaj mówił o porównaniu słowa z pismem, tak współcześnie idziemy o krok dalej i możemy równie skutecznie przyrównać je do tego, co nazywamy (lub przynajmniej próbujemy nazwać) erą informacji. Jeżeli mogliśmy mówić o tym, że pismo sprawiło, że nie musimy polegać na własnej pamięci, tak cyfryzacja podnosi to do ekstremum. Człowiek, który sprawnie przeszukuje dostępne zasoby, w zasadzie nie potrzebuje pamiętać nic. Nie musi samemu również liczyć. Planować trasy na podróż. Staje się z jednej strony odciążony od coraz to większej liczby czynności, w zamian jednak staje się on od cyfryzacji uzależniony. W tym miejscu ciężko nie odnieść wrażenia, że choć przeciętny współczesny człowiek ma dostęp do ilości informacji której praktycznie nie da się pojąć umysłem, tak w konfrontacji z myślicielem sprzed paru tysiącleci nie miałby o czym rozmawiać. Ten pierwszy opiera swoją umiejętność na wiedzy, którą nie w pełni posiada, mówi często o rzeczach, co do których nie ma pewności i wydaje mu się, że wie więcej, niż w rzeczywistości. Tonie w nadmiarze informacji, który buduje mu złudne poczucie mądrości w miejscu, w którym jej nie posiada.

    Posłużyłem się w powyższym akapicie generalizacją, czego staram się zazwyczaj unikać. Wydaje mi się ona w tym przypadku jednak uzasadniona, ponieważ zarówno ostatnie wydarzenia, jak i (choć przyznaje, że skromne) doświadczenie życiowe wskazują, że przed zatonięciem w pozorach własnej mądrości mało kto potrafi się uchronić. Nie ma tu znaczenia wiek, status czy wykształcenie. Prostszym przykładem mogą być osoby, które padają ofiarami teorii spiskowych, na przykład o szkodliwości szczepień. Teoretycznie posiadają dostęp do informacji, która przeczy ich tezie, jednak potrafią również znaleźć teksty traktujące dokładnie o tym, co chcą słyszeć, fałszywie utwierdzając się w nieprawdzie. Czują się z pozoru mądrzy, powołując się na treści które znaleźli lub które ZAKŁADAJĄ, że istnieją. Mam tutaj małą anegdotę. Usłyszałem o tym, że mój brat poddawany jest pewnej terapii związanej z jego zaburzeniami. Usłyszałem jej nazwę i to jak ona wygląda. Wzbudziło to we mnie pewne podejrzenia, więc chciałem poszukać informacji na ten temat. Trafiłem na stronę fundacji, która stosuje wspomnianą metodę, i znalazłem na niej łącze zatytułowane „Link do badań naukowych na temat tej metody”. Po próbie jego użycia ukazała mi się jednak pusta strona :). Nie wyklucza to oczywiście istnienia tych badań, jednak wierzę, że są osoby, którym istnienie takiego linka, bez świadomości, że prowadzi do nikąd, mogłoby posłużyć jako podkładka pod to, że takie badania są dostępne.

    Trudniejszym przykładem pozornej mądrości mogą być również osoby wykształcone, czyli teoretycznie takie, które zdobyły wiedzę. Tutaj jednak mam poczucie, że duża część z tej grupy posiada w zasadzie jedynie mądrość „odtwórczą”. Jeżeli rzeczywiście wyniosły coś z czasu poświęconego na edukację, to jest to na zasadach ślepej wiary w to, co się słyszy, bez próby właściwego zrozumienia tematu. Niektóre przedmioty na studiach można przecież ukończyć zapamiętując słowa, które studentowi mogą nic nie mówić, ale który wpisując je w dobre miejsce na kartce w czasie kolokwium sprawi wrażenie pozornej mądrości. W pracy zawodowej mogą stosować metody, których ich nauczono, ale nie wiedzą dlaczego one działają (szczególnie, kiedy nie działają). Objawia się to też przy specjalistach, którzy posiedli w pewnym momencie swojego życia wiedzę, ale nie chcą jej zaktualizować. Zakładają, że to, czego się nauczyli, pozostaje niezmienne, a sama informacja pozostaje zawsze statyczna. Czasem co gorsza próbują tę wiedzę przekazać innym. I to wszystko pomimo współczesnej możliwości weryfikacji w ramach dostępu do omawianej informacji.

    Mam nadzieję, że moje myśli nie okażą się nadto chaotyczne, jednak zbudowałem pewien obraz swojej opinii o współczesnej wiedzy i podejściu ludzi z konkretnego powodu. Uważam, że współcześnie to nie jest tylko dostęp do informacji. My przeżywamy hiperinflację informacji, ponieważ w wielu miejscach straciła ona na wartości. Mamy problem żeby z nią nadążyć, żeby ją zweryfikować. Trafiamy na sprzeczne dane. Albo jej źle używamy, albo odmawiamy użycia z powodu na przykład lenistwa czy dumy. Mądra osoba bez wykształcenia może zostać zagłuszona przez wykształconą osobę bez żadnej wiedzy, choć oczywiście może to działać w dwie strony.

    Konkludując moje rozważania i odnosząc się, do przytoczonych w poście wypowiedzi: Uważam, że era informacji, mimo różnych wątpliwości, będzie trafnie opisywać nasze czasy. Samą „informację” możemy rozumieć na różne sposoby. Jeden z dyskutantów wspomniał o globalizacji, którą moim zdaniem można rozumieć jako pewną informację, czy też sposób dostępu do niej. Kolejne osoby przytaczały „dezinformację” jako trafniejsze określenie, jednak to również jest forma informacji, nawet jeżeli (obawiam się, że) dominująca. Przy okazji warta uwagi moim zdaniem jest myśl, że informacja przeżywa rewolucję zarówno pod kątem rozmiaru, ale i prędkości. Jak by jej jednak nie interpretować, tak ciężko odnieść się wrażeniu że to właśnie ona nas w tej chwili najlepiej definiuje. Słowo „era” również nie wydaje mi się użyte na wyrost, ponieważ tempo naszego rozwoju daje poczucie dużo szybszego progresu niż kiedyś, co może prowokować myślenie o dużo krótszym okresie czasu właśnie jak o erze.

    Chciałbym się jeszcze szczególnie odnieść do tematu pozostawienia nazywania naszych czasów przyszłym pokoleniom. Uważam, że one i tak to zrobią, niezależnie od naszych decyzji i opinii. Wiadomo, że ludzie żyjący w czasach średniowiecza nie myśleli o sobie, jako egzystujących w „wiekach średnich”. Ale moim zdaniem tu chodzi przede wszystkim o świadomość o samych sobie. Nazywając nas „erą informacji” budzimy istotną dyskusję na temat tego co to znaczy, czym w zasadzie jest ta informacja i jakie zagrożenia dla nas niesie. Opisywałem wyżej jej destruktywną naturę i właśnie przez nią czuję, że ta nazwa jest nam potrzebna. Przed ludzkością stoi więcej wyzwań niż kiedykolwiek i potrzebujemy samoświadomości, aby móc im sprostać, a nazwanie naszych czasów wydaje się właściwym krokiem ku niej.

    • Maksim Falanga pisze:

      Całkowicie się zgadzam z cytatem z Fajdrosa Platona. Platon podał przykład z własnych czasów, natomiast jego idea odzwierciedla się również we współczesnych czasach. Od początku „ery informacji” główną ideą było ulepszanie życia człowieka poprzez przeniesienie go do światu informatycznego. Przez odnośnie niedługi czas zaczęła się całkiem nowa epoka. Ale niestety kolejny postęp w tym kierunku prowadzi do niektórej „degradacji” człowieka. Platon powiedział: „Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje, bo człowiek, który się tego wyuczy, przestanie ćwiczyć pamięć; zaufa pismu i będzie sobie przypominał wszystko z zewnątrz, ze znaków obcych jego istocie, a nie z własnego wnętrza, z siebie samego.” W tych czasach problem stanowiło przyzwyczajenie człowieka do takich środków, jak pismo. To jest krok do przodu dla ludzkości, ale niestety to miało niekorzystne i nieoczywiste skutki. To prowadziło do degradacji pamięci, a częściowo myślenia. Oprócz tego po jakimś czasie nowe pokolenia już nawet nie mogli wyobrazić życie bez tych środków. Dzisiejsza sytuacja jest jeszcze trudniejsza. „Era informacji” daje człowieku dużo nowych możliwości, natomiast znowu prowadzi do tego, że człowiek pozbywa się niezbędnych i czasem oczywistych wiedzy i umiejętności. Warto jeszcze dodać, że nie można każdą informację traktować jako prawdę. W ogóle korzystanie z takich narzędzi, jak wyszukiwarka „Google” wymaga pilnowania i sporej uwagi. W najbliższej przyszłości rolę wyszukiwarki będzie pełnić sztuczna inteligencja, co w przypadku poszukiwania informacji będzie stanowiło większe zagrożenie z punktu widzenia prawdziwości informacji z tego powodu, że na postawione pytanie będzie krótka ścisła odpowiedź. Z kolei to znowu będzie prowadziło do „degradacji” człowieka, ponieważ zamiast czasochłonnego przeszukiwania informacji pojawi się wygodne alternatywne rozwiązanie.

  2. Paweł Stacewicz pisze:

    Bardzo dziękuję za tak obszerny, wieloaspektowy i „umocowany filozoficznie” komentarz. Jego główną intencję – która zresztą podoba mi się – odczytuję jako podkreślenie faktu, że „posiadanie informacji” nie jest tożsame z „posiadaniem wiedzy” a tym bardziej z „mądrym wykorzystywaniem informacji/wiedzy” lub też „posiadaniem czegoś, co zapewnia nam mądrość”.
    Mówiąc zaś inaczej, autor komentarza uświadamia nam, że „erę informacji” do pewnego stopnia tylko można utożsamić z „erą wiedzy”.

    W tym kontekście chciałbym zachęcić Państwa do przejrzenia starszej dyskusji pt. „Informacyjna piramida” (https://marciszewski.eu/?p=7913), w której zastanawialiśmy się nad wzajemnymi związkami między czwórką pojęć: danymi, informacją, wiedzą i mądrością.
    Jest w niej link do jeszcze starszej dyskusji :).

  3. Mikołaj Pańka pisze:

    https://theinformationalturn.net/philosophy_information/the-meaning-and-etymology-of-information/

    Próba znalezienia konsensusu co do znaczenia słowa “informacja” w popularnym wśród badaczy Internecie może wieźć na na manowce. Jedni lubią rozpatrywać prawdę i fałsz, inni wydają się przechodzić płynnie nad nieprecyzyjnością tego słowa wprost do wyższych warstw umysłu człowieka, gdzie informacja jest synonimem wiedzy czy danych. Relacje między informacją, danymi, faktami, wiedzą, mądrością, prawdą i fałszem nie są oczywiste. Autorzy publikacjach niebiorących za meritum natury informacji i wszechświata opierają się na intuicyjnym i potocznym ich rozumieniu (https://youtu.be/opLD4zFB5z0?t=175). Proces poznania jest dynamiczny i nieustający. Człowiek naciska, i puka, i próbuje przesunąć granicę kawałek dalej a akt tego naciskania i przesuwania skutkuje pojawianiem się w dyskusji filozoficznej i popkulturowej takich właśnie potworków. Nie będziemy udawać, że własnoręcznie tę granicę poznania poszerzyliśmy i nie będziemy narzucać jednej wersji postrzegania tych relacji jako ostatecznej. Pozwolimy sobie jedną z tych wersji przyjąć jako całkiem rozsądną i w miarę spójną. Zobaczymy, do czego nas to doprowadzi. Pójdźmy moją ulubioną drogą i rozbierzmy wszystko na części i skomplikujmy ponad potrzebę. Zapinamy pasy i zjeżdżamy na poziom zimnych atomów i skrzypiących mechanizmów. Wyłączamy subiektywizm i obserwujemy tylko to, co jest.

    Krosno tkackie składa się z wielu elementów, które rozrzucone niedbale na klepisku w stodole byłyby tylko kupą złomu. Ale nie są, bo są krosnem tkackim. Bo są ułożone w pewien konkretny sposób i w relacjach do siebie nawzajem. Bo tworzą pewną strukturę przestrzenną. Bo są w pewnym układzie, przyjmują pewną formę. Są w formacji – in-formatio. Jeśli byśmy zmienili minimalnie układ niektórych elementów krosna, gdybyśmy ustawili je w innej formacji, otrzymalibyśmy nieco inny wzór na tkaninie. Gdybyśmy ustawiali te elementy krosna w innej formacji za każdym razem, gdy czółenko przeplata wątek, otrzymalibyśmy jeszcze bardziej skomplikowany wzór. W 1804 roku Joseph Marie Jacquard skonstruował maszynę żakardową – przystawkę do krosna tkackiego – umożliwiającą automatyczne tkanie skomplikowanych wzorów. Krosno tkackie z taką przystawką nazywamy krosnem żakardowym (https://youtu.be/x_ijmjx7Xys). Do krosna żakardowego podajemy taśmę kart perforowanych. Na kartach perforowanych wybite są dziurki tworzące pewien układ, pewną formę. Dziurki na karcie perforowanej są w pewnej formacji – in-formatio. W tym punkcie świadomy obserwator widzi, że forma jednego bytu (karta perforowana) może wejść w interakcję z formą innego bytu (krosno) i tę formę zmienić, tak że forma tego drugiego bytu wejdzie w interakcję z formą trzeciego bytu (tkanina) i ją zmieni. Sposób w jaki jedna forma wpływa na drugą jest zdeterminowany. Ten ciąg zdarzeń i interakcji skutkuje wnioskiem, że coś pomiędzy tymi odrębnymi bytami zostało przekazane. Coś przeszło z jednej formy w drugą a potem w trzecią.

    Być może jest to dobry sposób rozumienia informacji na poziomie nieożywionych ciał fizycznych. Przemiany energii w typowym układzie z typowego zadania z fizyki odbywają się na podobnym poziomie abstrakcji. Jeśli zgadzamy się że energia istnieje i mamy dobry sposób jej rozumienia, to łatwo się zgodzić, że naprawdę istnieje też informacja i że mamy szansę ją dobrze zrozumieć.

    Pozostańmy przy tym sposobie rozumienia słowa “informacja” i spróbujmy odpowiedzieć na pytanie “Czy żyjemy w erze informacji i co to znaczy”. Zanim odpowiemy “tak” lub “nie” na pierwsze z tych pytań, zastanówmy się, czy może to prawdą być.
    Postawienie pytania “Czy żyjemy w erze informacji” świadczy o tym, że wielu ludzi jest skłonnych odpowiedzieć pozytywnie. Fakt, że takie pytanie pływa w popkulturze, że wybrzmiewa w podświadomości kolektywu jest zaproszeniem do odpowiedzi twierdzącej. Głębokie warstwy umysłu postrzegające w nieanalityczny, intuicyjny i holistyczny sposób, podają odpowiedź ale usadowiony na wysokiej warstwie świadomości intelekt arogancko postrzega ją jako swoją własną myśl i samotnie wyrusza na poszukiwanie odpowiedzi. Intelekt pyta: Co to jest informacja? My już odpowiedź zaproponowaliśmy. Jeśli jest to odpowiedź zgodna z intuicją reszty ludzkości, to przechodzimy do pytania: Dlaczego informacja jest charakterystyką naszych czasów?
    Mieliśmy erę rolniczą, a potem przemysłową. Dlaczego rolnictwo i przemysł zostały najpierw zaproponowane a potem zaakceptowane jako charakteryzujące owe czasy? Czym kieruje się umysł proponujący takie postrzeganie? Postuluję, że człowiek w postrzeganiu kieruje się pewną hierarchią wartości. W hierarchię tę ułożone jest wszystko to, co umysł może postrzegać. Niektóre rzeczy leżą bardzo nisko w tej hierarchii, na przykład nudny projekt z beznadziejnego przedmiotu na kierunku studiów, który nie wiem do czego może mi być w życiu potrzebny. Innym trywialny przykładem może być wzór na kafelkach w łazience w McDonaldzie. Umysł go postrzega ale jest on bez znaczenia. Inne rzeczy leżą wysoko w takiej hierarchii. Na przykład super projekt z fajnego przedmiotu na kierunku studiów który mnie pasjonuje i daje nadzieję na wzbogacenie mojej trywialnej egzystencji. Innym przykładem jest piękna dziewczyna spotkana w tramwaju, i której numer udało mi się wydębić.
    To są przykłady dla konkretnego człowieka i będą one inne dla różnych ludzi. Nie da się jednak ignorować faktu, że niektóre rzeczy leżą wysoko w hierarchii wartości i atencji prawie wszystkich ludzi tak samo. Jednym z takich rzeczy jest świadomość nieuchronnej śmierci i uciekającego czasu. Wynalezienie rolnictwa pozwoliło uczynić pozyskiwanie pożywienia skuteczniejszym, bardziej przewidywalnym – zaoszczędziło czas w życiu człowieka. W podobny sposób rewolucja przemysłowa poskutkowała zaoszczędzeniem czasu potrzebnego na wykonywanie powtarzalnych, mechanicznych czynności. Dziś czas jest oszczędzany ponieważ przepływ informacji jest szybki i coraz szybszy. Szybkość ta jest możliwa tylko dzięki temu, że tak jak w przemyśle praca jest wykonywana przez maszynę – przemiana energetyczna zachodzi jako rezultat zbudowania przez człowieka jakiejś maszyny, jakiegoś systemu i wprawienia go w ruch – tak współcześnie przekazywanie informacji pomiędzy maszynami, systemami odbywa się automatycznie. Jeden byt, który jest w formacji, jest in-formatio automatycznie, samodzielnie wpływa na byt inny i jego formę. Człowiek obserwuje to i widzi, że coś przepłynęło z jednej formy do drugiej tylko jako rezultat ułożenia tychże form w pewien specyficzny sposób przez człowieka i wprawienie ich w ruch. Pozostawiam bez komentarza spostrzeżenie, że czas zaoszczędzony na polowaniu, czy pracy fizycznej, czy ręcznym przetwarzaniu informacji człowiek zapełnia sobie wymyślnymi udrękami.
    Jestem skłonny zgodzić się, że żyjemy w erze informacji. Argumenty o dezinformacji podpierane przykładami ruchów antyszczepionkowych traktuję jako argumenty na rzecz a nie przeciw. Czyż nie jest jasnym, że ruchy te rozrosły się dlatego, że formy bytów wpłynęły automatycznie na formy innych bytów? Literki ułożone w formację utworzyły artykuł – owszem fałszywy – który ułożył w formację myśli w umysłach niektórych ludzi. Pozostaję jednak częściowo sceptyczny – by nazwać okres czasu erą potrzeba, by okres ten miał pewną stałą charakterystykę. Szybkość zmian w sposobach przetwarzania informacji i widoczna na horyzoncie perspektywa silnej sztucznej inteligencji poddaje w wątpliwość stałość charakterystyki naszych czasów.

    • Paweł Stacewicz pisze:

      Bardzo podoba mi się odniesienie do ontologicznego pojęcia informacji – informacji jako formy czyli sposobu wewnętrznej organizacji czegoś (tekstu, krosna, tkaniny, umysłu/mózgu pięknej dziewczyny), na który to sposób, możemy realnie wpływać powodując zmiany w otaczającym nas świecie.
      Pojęcie to wywodzi się z filozofii Arystotelesa, który opisywał każdy byt – na najbardziej ogólnym poziomie – jak złożenie materii (potencji, możności wyrażonej np. poprzez właściwości materialnego/fizycznego substratu bytu) oraz formy właśnie (nazywanej też energią, wyrażonej np. poprzez wewnętrzne relacje fizycznych składników bytu).

      Pan Mikołaj świetnie objaśnia arystotelesowe pojęcie formy a zarazem informacji w ujęciu ontologicznym. Cytuję: „Krosno tkackie składa się z wielu elementów, które rozrzucone niedbale na klepisku w stodole byłyby tylko kupą złomu. Ale nie są, bo są krosnem tkackim. Bo są ułożone w pewien konkretny sposób i w relacjach do siebie nawzajem. Bo tworzą pewną strukturę przestrzenną. Bo są w pewnym układzie, przyjmują pewną formę. Są w formacji – in-formatio”.

      I tutaj nasuwa mi się temat do rozmowy… Skoro ontologiczne pojęcie informacji jest tak uniwersalne (wszystko ma jakąś formę) i tak dawno już zostało, przynajmniej wstępnie, przez człowieka uchwycone (Arystoteles chociażby), a ponadto, skoro od zarania ludzkiej cywilizacji człowiek tworzył wynalazki służące do utrwalania, przekazywania i przetwarzania in-formacji (język, pismo, rachunki logiczne, urządzenia liczące), TO czy ma sens akurat ostatni wycinek naszych dziejów nazywać „erą informacji”.
      Innymi słowy, czy ta era nie jest tak stara jak nasza cywilizacja?

      • Andrzej Borkowski pisze:

        Panie Pawle, chciałbym spróbować odpowiedzieć na Pana pytanie, nawiązując zarazem do wypowiedzi Pana Mikołaja. Czy skoro wiedza o informacji i sposoby przetwarzania jej rozwijają się od dawna, to znaczy że era informacji trwa (na przykład) od momentu wynalezienia pisma?
        Chcąc nazwać pewien zakres dziejów erą danej dziedziny, możemy sugerować się kilkoma pobudkami, na przykład:
        • Dana dziedzina pozwoliła przezwyciężyć w owym czasie kluczowe zagrożenie (era rolnictwa; rolnictwo pomogło radzić sobie z głodem)
        • Dana dziedzina była źródłem kluczowego zagrożenia (wielkie wymierania pod koniec poszczególnych er geologicznych lub II Wojna Światowa – choć nazywanie ich erami może być nieścisłe)
        • Dana dziedzina przeżyła w owym czasie gwałtowny wzrost, mając zarazem duży wpływ na ludzkość (np. era przemysłowa)
        Czasem przyjdzie nam też nazwać erę na podstawie jej położenia w czasie (średniowiecze, prehistoria).
        Trudno jednak od poszczególnych dziedzin oczekiwać, żeby były zupełnie nieobecne poza erą, która po nich odziedziczy swoją nazwę. Wiedza o roślinach i tym, które z nich są jadalne, występować musiała na długo przed wynalezieniem rolnictwa – rolnictwo zostało na niej dopiero zbudowane. Pewne formy przemysłu występowały zarówno przed, jak i po erze przemysłowej (mistrzowie rzemieślnicy różnych profesji, czy cały współczesny przemysł). Wymieranie gatunków ma miejsce stale, mimo że raczej nie mówimy jeszcze o współczesności jako o erze wymierania.
        Z tego względu uważam, że nietrafne byłoby nazwanie całego przedziału czasu od Arystotelesa do teraz erą informacji. Owszem, w tym czasie przetwarzanie informacji wielokrotnie ulegało rozwojowi, moglibyśmy więc wyodrębnić nawet kilka mniejszych er informacji (wynalezienie pisma, rozpowszechnienie druku). Jednak aż dotychczas wpływ informacji na ludzkość nie był na tyle duży, aby wysunęła się ona na pierwszy plan – inne osiągnięcia ludzkości ją przyćmiewały, mimo że duża ich część nie byłaby możliwa bez rozwoju informacji.
        Uważam, że informacja jest w naszych czasach wielce istotną dziedziną. Moglibyśmy więc nazwać ten czas erą informacji. To, czy ta nazwa się przyjmie, zależeć będzie od tego, czy rozwój jakiejś innej dziedziny okaże się istotniejszy, oraz od tego, czy przyjdzie nam zmierzyć się z jakimś wielkim niebezpieczeństwem. Nasz czas może jeszcze stać się erą atomu, erą Marsa, erą choroby etc. – o ile tylko jakieś zjawisko okaże się istotniejsze od rozwoju informacji.
        Historia pokazuje, że pomimo stałego rozwoju w dziedzinie informacji, jej wpływ pozostaje zazwyczaj na drugim planie. Wynikać to może z faktu, że rozwój informacji jak do tej pory nigdy się nie zatrzymał – era nazywająca śmieje się z zacofanych metod przetwarzania informacji w erze nazywanej. Czas pokaże, czy to się nie zmieni. Informacja pozostaje też zazwyczaj z perspektywy historii środkiem do celu, a nie celem samym w sobie.
        Patrząc przez pryzmat niebezpieczeństw, można by też snuć przypuszczenia na temat nazw dla obecnej ery na podstawie zagrożeń, jakie niesie z sobą rozwój informacji – inwigilacja, dezinformacja (wspominana już wcześniej) – może to po nich nazwana zostanie nasza era? Możliwe, jeśli zagrożenia te okażą się wystarczająco szkodliwe. A era kolejna może zostać nazwana po nowym sposobie na radzenie sobie z wyzwaniami ery obecnej, jeśli nie poradzimy sobie z nimi wystarczająco sprawnie.

  4. Lubie Kwiatki pisze:

    Jeżeli określimy czas przeszły jako ery „rolnictwa” i „przemysłu”, to możemy zauważyć, że obie nazwy określają współcześnie regiony gospodarki, które przeważają w krajach rozwijających się – gdy rozwinęliśmy rolnictwo i przebrnęliśmy przez przemysł, nie wszystko, co nam pozostało, to informacje. Informacje zawsze nam towarzyszyły, niezależnie od tego, kim byliśmy. Kiedy się uczymy, zdobywamy informacje, a gdy pracujemy- wykorzystujemy je. Nie sprawiło to jednak, że trzecia gałąź gospodarki, przeważająca w krajach rozwiniętych, to „usługi”- pracują tu osoby zajmujące się opisywaniem dużej ilości informacji, ale jednak nie ma nigdzie monopolu na informację. „Era informacji” sugeruje, że przykładamy teraz szczególną uwagę do informacji, jednak nasze nastawienie się nie zmieniło. Pomimo łatwego dostępu do podstaw nadal nie każdy może wiedzieć wszystkiego, co zechce. Jako cywilizacje założyliśmy specjalne grupy dostępowe, aby oddzielać zaufanych od niezaufanych (użytkowników) i aby dozować dostęp do informacji.

    Dodatkowo, komputery z oprogramowaniem, czyli podstawowe narzędzie do analizy nie działa na czystych faktach. Informacje obrabiane muszą być nadal specjalnie przygotowywane, jakbyśmy nie mogli wykorzystywać w pełni tego, co chcemy. Każdy z nas samodzielnie może przetwarzając te same słowa- informacje- dojść do różnych wniosków. Nie mamy jeszcze prostego sposobu na ogarnięcie informacji, nie panujemy nad nimi. Uczymy wszystkich do pewnego stopnie przyswajanie informacji, w odróżnieniu od naszych przodków, jakbyśmy chcieli zwiększyć moc obliczeniową przez użycie większej ilości osób. Rozwijamy się we wszystkich kierunkach, ale przez różne punkty widzenia zmieniamy również percepcję, modyfikując własne definicje. Nie wpływa to na komunikację w stopniu znaczącym, ale to wystarczy, aby inaczej postrzegać świat lub informacje w nim zawarte. Informacje, które staramy się zunifikować. Dlatego jeżeli szczycimy się naszym nastawieniem do informacji, to być może jeszcze nie zrozumieliśmy do końca, o co z tym chodzi.

  5. Niedźwiedź pisze:

    Wychodząc od definicji SJP słowa: informacja, to coś zakomunikowano w jakikolwiek sposób. Czasy teraźniejsze i ludzkie jestestwo jest bardzo związane z informatyzacją, a więc dostępem do wielu baz informacyjnych.
    Najprostszym przykładem na ilość informacji są media, chociażby telewizje informacyjne. Zwykle w okolicach „okrągłych” godzin przekazują one paczkę z informacjami, gdzie jedna zajmuje średnio 2 minuty i zawiera w sobie jakiś wstęp i rozwinięcie tematu. W ciągu dnia z telewizora wychodzi ogromna ilość słów, odpowiednio zredagowanych i wypowiedzianych, aby wywołać odpowiednie reakcje u widza. Można jednak zauważyć, że wiele osób nie ogląda wcale telewizji i ich życie oraz wiedza nie jest ani troche stratna. Dlaczego tak się dzieje? Łatwo wyciągnąć wniosek, że komunikaty medialne są po prostu informacjami, które nie przekazują istotnej wiedzy. Pod tym względem, można wysnuć wniosek, iż żyjemy w erze informacji.
    Jednak gdyby intuicyjnie podejść do znaczenia słowa informacja – większość ludzi rozumie to słowo jako coś zawierającego istotną wiedzę. Wobec tego ile jest tak naprawdę tej wiedzy? Spoglądając znów z dystansem na przykład z mediami, widać że w mediach nie ma informacji w znaczeniu intuicyjnym, tylko same zdania wypowiadane bez istotnego znaczenia dla większości ścieżek życiowych. W prostej linii otrzymuje się wniosek, że człowiek wynalazł bazy danych i urządzenia nimi zarządzające jednak nie posunął się za daleko jeśli chodzi o poziom wiedzy. Ogromne zasoby magazynowe i obliczeniowe nie pozwoliły na skok pod względem ilości wiedzy.
    Czy jest to zatem era informacji? Jest to era,w której wypowiada się dużo słów, atakuje się ilością komunikatów. Nie przekazuje się wiedzy.
    Osobiście uważam, że sprawa nie jest taka prosta, ponieważ teraz w dobie łatwiejszej komunikacji z pomocą sieci Internet jest łatwiejszy dostęp do wiedzy, ale nie jest ona przekazywana. Mamy konsumpcyjny świat, który dąży do zysków materialnych a nie zwiększania inteligencji. Jest to zatem era z niewykorzystanymi możliwościami – era przejściowa. W momencie, gdy większość społeczeństwa swoim demokratycznym głosem zmieni zdanie na temat tego jakich komunikatów chce być odbiorcą, dotrzemy do ery informacji, teraz jest na to zdecydowanie za wcześnie.

  6. Nacho pisze:

    „<> – (…) stale jednak jest to pojęcie ubogie treściowo – stanowi raczej zachętę do refleksji i badań niż wskazuje na istotne cechy nowego typu organizacji struktury społecznej, czy typu kultury, czy wreszcie pewnej formacji społecznej.”
    A. Siciński: „Społeczeństwo informacyjne: próba nazwania naszych czasów”

    Bardzo spodobało mi się podejście A. Sicińskiego do krytyki terminu „społeczeństwa informacyjnego”. Stwierdzenie, że to pojęcie nie wskazuje na istotne cechy naszego społeczeństwa, dało mi nowe spojrzenie na ten temat. Poprzednie ery, epoki, okresy nazywane i badane są w kontekście ich wpływu na społeczeństwo lub kulturę. Tak na przykład rewolucja przemysłowa (czy też rewolucja neolityczna) nie została wyróżniona tylko z powodu znaczących zmian w technice i gospodarce, ale również (a może przede wszystkim) z powodu znaczących zmian w organizacji społeczeństwa (dla rewolucji przemysłowej było to m.in. porzucenie rolnictwa, gwałtowny wzrost poziomu życia, urbanizacja, prawa pracownicze, zatracenie jednostki w masie). Wiele istotnych zmian z perspektywy gospodarczo-technicznej (na przykład zastąpienie dwupolówki trójpolówką lub odkrycie szczepionki) nie zapisało się w historii za pomocą wielkich pojęć, choć wtedy wpłynęły na bardzo dużą część społeczeństwa. Stało się tak dlatego, że ich wpływ na kulturę i struktury społeczne był ograniczony. Zadając więc pytanie czy żyjemy w erze informacji być może powinniśmy przestać spoglądać na sektory gospodarczo-przemysłowe, a bardziej skupić się na tym, co najbardziej wpływa na społeczeństwo.

    Przyglądając się więc przeciętnemu zjadaczowi chleba możemy dojść do pewnych wniosków.
    Pomimo korzystania z urządzeń przetwarzających, zbierających czy przechowujących informacje nie odbiera tego faktu w sposób bezpośredni. Graficzne interfejsy użytkownika skutecznie odcinają go od tych warstw, które zajmują się informacją. Wielu z nich traktuje systemy informatyczne w sposób prawie że magiczny (co jest właściwie komplementem w kierunku ich twórców). Wejście na stronę z newsami, obejrzenie filmu na platformie streamingowej lub telekonferencja jest możliwa dzięki ogromnemu postępowi w dziedzinie przetwarzania informacji, ale jest to jednak perspektywa gospodarczo-techniczna, z którą zwykły człowiek nie za bardzo się utożsamia.

    Z tego powodu wydaje się, że przeciętny, nietechniczny człowiek przez „erę informacji” rozumie bardziej ujęcie marketnigowe (wszechobecne zgody na przetwarzanie danych, targetowane reklamy), ujęcie prytwatnościowe (jakie informacje na mój temat posiadają korporacje i państwo), ujęcie komunikacyjne (mogę wymieniać informacje z duże dystanse) lub ujęcie medialne (postprawda, fake newsy, szum informacyjny, „śmieciowe” informacje). Powszechne stwierdzenie, że informacja jest najcenniejszym dobrem we współczesnym świecie również wydaje się być przeszczepione z gospodarczej perspektywy, bez szerszego odniesienia się do naszego codziennego życia. Częścią wspólną wszystkich tych rzeczy jest oczywiście informacja w jakiejś formie czy definicji, ale patrzenie na świat z perspektywy części wspólnej jest ograniczone, niekonstruktywne, nieoddające złożoności czy też istnienia wyższych warstw abstrakcji, tego poszukiwanego ducha czasów. To chyba miał na myśli przytoczony na początku Siciński mówiąc o ubogości terminu. Myślę, że do określenia naszej epoki powinniśmy spojrzeć na wszystkie te ujęcia niejako od góry, próbując syntezować je w jak najbardziej spójny obraz rzeczywistości społecznej i kulturalnej. W ten sposób być może uda się uzyskać konstruktywny termin, taki, który pozwala lepiej zrozumieć krajobraz, w którym żyjemy. Informacja jest atomem współczesności, ale opis świata za pomocą atomów nie odda złożoności jego struktur i interakcji, które nadają mu sens i piękno. To tak jakby opisywać oglądany film poprzez opisywanie poszczególnych pikseli widocznych na ekranie – niewątpliwie to one składają się na to, czym ten film jest, niemniej jest to dalece niesatysfakcjonujące podejście.

  7. Piotr Jabłoński pisze:

    Wydaje mi się, że pojęcie „era informacji” nie do końca pasuje do określenia naszych czasów, jednak ze wszystkich które przychodzą mi do głowy jest najbliższe (na końcu tego wywodu zaproponuję jednak inne, które moim zdaniem lepiej oddaje realia obecnych czasów).
    Mój ambiwalentny stosunek wynika z tego, że w zasadzie informacja nie jest „wynalazkiem” ostatnich czasów, towarzyszy nam od wieków. Teraz jednak możliwości jej upowszechniania zostały wyniesione na niezwykle wysoki poziom. Dzięki rozwojowi informatyki, w tym internetu nie jesteśmy ograniczeni w zasadzie niczym, by móc czerpać swobodnie z zcyfryzowanych zbiorów. Taki dobrostan jednakże nie musi być ( i nie jest) zjawiskiem tylko pozytywnym. Przez ogrom informacji którymi jesteśmy bombardowani z różnych źródeł, problematycznym może się okazać określenie, które z nich warte są przyswojenia, które z nich należy odrzucić, a nad którymi odpowiednio pochylić, by dojść do sedna sprawy. Jak można zauważyć szczególnie w internecie powoduje to wzmożoną aktywność grup powiązanych z różnymi „teoriami spiskowymi”. Nie można im odmówić, że rzeczy przez nich prezentowane są informacjami. Jednak kluczowe jest, w jaki sposób pozyskane informacje zostaną wykorzystane, jak zostaną zweryfikowane i finalnie, czy wyrażonym przez nie tezom możemy przyznać racje i uznać za wartościowe. Problem wydaje się być znaczny, stąd coraz bardziej powszechne są organizacje/firmy odpowiedzialne za fact-checking, w których (najczęściej) specjaliści „czuwają” nad tym, aby udostępniona informacja, która ma okazję dotrzeć do znacznego grona, była zgoda ze stanem faktycznym.
    W związku z powyższym przez ogromny udział mediów nie tradycyjnych w naszym życiu określiłbym nasze czasy mianem „ery nadinformacji”, ze względu na ogrom informacji, któremu jesteśmy poddawani, z jednoczesną potrzebą ich weryfikacji, co nie musi być zadaniem prostym do osiągnięcia.

  8. makłowicz pisze:

    Sądzę, że trudno jest nadać jednoznaczną nazwę naszym czasom. Zazwyczaj takim terminom towarzyszą przełomowe osiągniecia, czy też wynalazki np. maszyna parowa. Ponadto ważne jest znaczenie kulturowe, zmiana sposobu życia społeczności, w przypadku rewolucji przemysłowej było to np. prawo pracy czy zaludnianie miast kosztem wsi. Wszystko to było niebezpośrednio wynikiem manufakturyzacji.

    Należy się zastanowić czy w naszych czasach mamy coś, co możemy nazwać przełomowym. Od razu na myśl może nam przyjść lądowanie na księżycu, które do dzisiaj budzi podziw, i stawia przed nami pytanie do czego jeszcze zdolny jest człowiek.
    A zdolny jest do takich rzeczy jak: sklonowanie owcy, opracowanie telefonii komórkowej, tworzenia sztucznych organów, itd.

    Tylko czy to wystarczy do podsumowania całej ery? Mimo tego, że są to niezaprzeczalnie wielkie osiągnięcia, to nie wywołały one większego wpływu kulturalnego. W tym temacie prawdopodobnie prowadzi Internet, który zwłaszcza w czasach pandemii, pokazuje nam, jak bardzo nasze życie zależne jest od sieci. Ludzie coraz częściej przenoszą swoje relacje do Internetu, co czasem jest nieuniknione w związku z globalizacją (już nie zostajemy do końca życia w miejscowości urodzenia), a czasem jest to wola obydwu stron. Usługi takie jak Google, Instagram, Facebook, Youtube, FaceTime, zmieniły nasze życie do takiego poziomu, że można powiedzieć, iż każdy z nas prowadzi teraz dwa życia, jedno cyfrowe i jedno materialne, gdzie to my wybieramy jak bardzo one na siebie wpływają. Warto również wspomnieć o przeogromnym wpływie Internetu na przemysł, który to w coraz to szerszej formie przechodzi do świata wirtualnego.

    Jeżeli weźmiemy powyższe stwierdzenia za prawdziwe i uznamy wynalezienie Internetu jako przodujący wynalazek naszej ery, to rzeczywiście można nazwać ją erą informacji. Uważam tak dlatego, iż jedyne co nam daje Internet to sposób wymiany danych, a to my decydujemy jak tą przepustowość wykorzystamy. Przecież w kwestii nauki nic się nie zmieniło, programy nauczania pozostają wciąż te same, uczy się w ten sam sposób, a osiągnięcia jakich dokonują ludzie, są o wiele bardziej imponujące.

    Chciałbym jeszcze nawiązać do jednego ze zdań kontrujących przywołanych w oryginalnym wątku mówiącym, jako iż ,,żyjemy w erze dezinformacji”. Moje rozumienie dostępu do informacji bardzo dobrze przedstawia analogia ze skrzynką z narzędziami. Jeżeli mamy taką skrzynkę, w której są najrozmaitsze klucze, to inteligentny człowiek dobierze ten jeden właściwy. Natomiast w przypadku braku dostępu do narzędzi nie będzie on mógł nic zrobić. Oczywiście człowiek mylny będzie podatny na wybranie złego narzędzia, tj. dezinformacje, dlatego nie neguje, że jest to poważny problem naszych czasów. Nie uważam jednak, że w ówcześnie, łatwiej było
    o autentykację informacji, wręcz przeciwnie. Uważam, że w tym momencie łatwiej jest sprawdzić, czy dane stwierdzenie jest prawdą, czy też fałszem, co również jest zasługą Internetu.

    • Wojciech B. pisze:

      Analogia jaką Pan przytoczył, dotycząca internetu jako skrzynki z narzędziami, jest moim zdaniem bardzo celna i zwraca uwagę na aspekt przeoczony przez wielu komentujących, którzy podają dezinformację jako powód dla którego nie możemy nazwać naszych czasów erą informacji. Jak słusznie Pan zauważył dostęp do internetu umożliwia nam znacznie łatwiejsze sprawdzenie poprawności znajdowanych informacji, co przykładowo w czasach, w których wiadomości można było otrzymać wyłącznie drogą gazet było znacznie utrudnione.
      Myślę, że nie można rozważać przełomowych osiągnięć, czy wynalazków znakujących początek nowej ery tylko pod względem ich pozytywnego wpływu na świat (informacja nieprawdziwa to przecież też informacja).
      Nieważne więc, czy uznamy internet (i dalej ułatwiony przekaz i dostęp do informacji) za zjawisko pozytywne, czy negatywne, bo jego obecność znacznie odcisnęła się właściwie na każdej dziedzinie ludzkiego życia (czego przykłady podało wielu komentujących w tej dyskusji). Z tego powodu jestem skłonny stwierdzić, że przyszli badacze określą czasy, w których żyjemy mianem związanym z informacjami lub samym internetem, gdyż jego pojawienie się odcisnęło się na ludzkości co najmniej w takim stopniu jak wynalezienie maszyny parowej czy ruchomej czcionki.

  9. Janusz pisze:

    Nie jestem filozofem. Ba, nawet nie staram się nim zostać. Ostatnią styczność z tą dziedziną nauki miałem liceum na lekcjach języka polskiego. Na szczęście, żeby odpowiedzieć na pytanie „W jakiej erze żyjemy? Informacji, informatycznej, cyfrowej a może jeszcze innej?” nie muszę posiadać obszernej wiedzy o filozofii. Wystarczy za to wiedza, którą wyniosłem ze studiów inżynierskich. Dlatego postaram się spojrzeć na ten temat z trochę innej strony, bardziej po „inżyniersku”.

    Prawie każdy z moich przedmówców stwierdził, że określenie „era informacji” pasuje, mniej lub bardziej, do naszych czasów i również się z tym zgadzam. Nie oznacza to jednak, że jest to tylko i wyłącznie domena naszych czasów. Ludzkość ma bowiem styczność z informacją od początku swojego istnienia i moim zdaniem, początek ery informacji pokrywa się z początkiem naszej cywilizacji i trwa po dziś.

    Natomiast określenie era informatyczna jest moim zdaniem za mało dokładne, jest bowiem blisko spokrewnione z określeniem era informacji. Przecież cała informatyka, opiera się na informacji zapisanej w postaci bitu. Oznacza to, że nazwanie obecnych czasów erą informatyczną nie będzie postępem w porównaniu do ery informacji, a wręcz przeciwnie, będzie krokiem w tył, ponieważ ograniczymy się tylko do informacji w postaci cyfrowej.

    Najtrafniejszą etykieta naszych czasów będzie, moim skromnym zdaniem, era cyfryzacji. Ale zanim wyjaśnię, dlaczego tak uważam trochę historii. Informacja od zawsze towarzyszy rozwojowi ludzkości. Przejście z prehistorii do starożytności wiąże się z wynalezieniem pisma, czyli nowego sposobu przekazu informacji. Średniowiecze kończy się wraz z odkryciem Ameryki, czyli zdobyciu informacji, która całkowicie zmieniła postrzeganie świata przez człowieka z Europy. A co takiego wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat? Powstały komputery (czyli tak jak wcześniej wspominałem, nowy sposób odczytu i przechowywania informacji, to już było, zbyt banalne żeby rozpoczęło nową ere) oraz znacząco rozwinęła się telekomunikacja, dzięki której każdy ma dostęp do wszelkiej informacji. Kombinacja tych dwóch rzeczy oraz wybuch epidemii, która okazała się katalizatorem tych wydarzeń, powoli wprowadza nas w nową erę, w erę cyfryzacji.

    Coraz więcej dziedzin naszego życia ma miejsce w święcie cyfrowym, wirtualnym. Nie musimy spotkać się ze znajomym, żeby wiedzieć co u niego, wystarczy, że napiszemy SMS. Jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś nowego, nie musimy iść do biblioteki po książkę, wystarczy wejście na np. Wikipedie i świat stoi przed nami otworem. Nie musimy już chodzić do biura żeby pracować, możemy pracować z domu przy użyciu komputera. To co próbuje przekazać to to, że dostęp do informacji nigdy nie był tak łatwy i powszechny, a do tego nie wymagający wielkiego wysiłku. W tym momencie ludzkość zdaje powoli sobie sprawę, że możemy wytworzyć nowy świat, wirtualny, dzięki któremu będziemy mogli posiąść każdą możliwą informację bez wychodzenia z domu. A czy odkrycie nowego świata nie jest epokowym osiągnięciem?

    • Paweł Stacewicz pisze:

      Pisze Pan: „… nazwanie obecnych czasów erą informatyczną nie będzie postępem w porównaniu do ery informacji, a wręcz przeciwnie, będzie krokiem w tył, ponieważ ograniczymy się tylko do informacji w postaci cyfrowej. Najtrafniejszą etykieta naszych czasów będzie, moim skromnym zdaniem, era cyfryzacji.”

      Czy nie ma tu sprzeczności w Pana sądach? Określenie „era informatyczna” odrzuca Pan z tego względu, że jest nazbyt szczegółowe (w stosunku do nazwy „era informacji”). A następnie proponuje Pan określenie jeszcze bardziej szczegółowe tj. „era cyfryzacji” (a wiec era informacji w postaci cyfrowej)…

      Ponadto za jedyny obszar zainteresowania (i zatosowań) informatyki uznaje Pan informację cyfrową… Czy informatycy nie zajmowali się także i nie zajmują nawet jeszcze dziś informacją analogową, odwzorowywaną przez sygnały/wielkości ciągłe, a nie tylko dyskretne (w tym binarne?).

      Ciekawi mnie też, dlaczego utożsamia Pan określenia „wirtualny” i „cyfrowy”?
      Czy każda rzeczywistość wirtualna (co to jest?) musi być wytwarzana za pomocą technologii cyfrowej?

      • PrzemysławB pisze:

        Odniosę się do uwag wniesionych do opinii użytkownika „Janusz”(W dalszej części będę określał po prostu Janusz :D ). Zgadzam się z jego argumentacją , dlatego postaram się odpowiedzieć na pytania stawiane przez Pana Pawła.

        Era cyfryzacji przywołana przez Janusza nie musi odnosić się wyłącznie do informacji w formie cyfrowej, co zarzuca Pan Paweł. Może ona (Ja to tak interpretuje) określać digitalizację znacznych obszarów naszego codziennego życia. Czy nie zgadza się Pan, także z takim rozumieniem „ery cyfryzacji”? Obecna pandemia jeszcze ten proces przyśpieszyła oraz pogłębiła. Wiele spraw możemy teraz załatwić w 100% zdalnie, cyfrowo, co jeszcze 2 lata temu było niemożliwe. Dlatego uważam, powtarzając za Januszem, iż era cyfrowa pasuje lepiej do obecnych czasów niż era informatyzacji. Określa ona znacznie szerszy aspekt, ponieważ oprócz informacji obejmuje również inne dziedziny życia poddane cyfryzacji(często za pomocą informatyzacji, lecz nie zawsze).

        Informacja analogowa obecnie jest w sporej części w odwrocie, z racji swojej awaryjności i trudności z przetwarzaniem. Z informatyki usunięta została niemal w całości, a przeniesiona do elektroniki oraz automatyki, gdzie spełnia swoje ściśle określone zadania w danej dziedzinie.

        • Sebastian Aksamit pisze:

          Tutaj zwrócę najpierw uwagę, że era informacji a era informatyzacji to zwroty, które warto rozróżnić. Informatyzacja jest bardziej szczegółowa od informacji, ponieważ sugeruje pewien rozwój w tym kierunku, kiedy sama „informacja” jest bardziej ogólna.

          Nawiązując do wiadomości Pana Janusza, jej treść wydaje mi się miejscami nazbyt śmiała i może rzeczywiście czasem sprzeczna, natomiast osobiście podoba mi bardzo ten fragment:

          „Średniowiecze kończy się wraz z odkryciem Ameryki, czyli zdobyciu informacji, która całkowicie zmieniła postrzeganie świata przez człowieka z Europy. ”

          Interesujące spojrzenie na temat, bo uświadamia że informacja była zawsze. Poniekąd też dlatego między w swojej poprzedniej wypowiedzi zwracałem uwagę nie na sam fakt „istnienia” danych, ale na ich ilość i dostępność. Tak samo słusznie autor zwraca uwagę na to, że informacja w zasadzie od początku definiuje człowieka. To właśnie dzięki przekazywaniu wiedzy (a więc jakiejś formy informacji) nasz gatunek jest tak rozwinięty. Inne zwierzęta aby przekazywać umiejętności kolejnych pokoleniom muszą „wypracować” to w genach w trakcie życia wielu setek jednostek, u nas natomiast działa to w dwie strony (młodsi -> starsi i starsi -> młodsi) i na dużo większą skalę.

          Jeżeli chodzi o zwrot „era cyfryzacji” to moim zdaniem jest on zbyt szczegółowy. Coraz więcej informacji przetwarzamy w sposób cyfrowy, ale choćby wifi i radio, które te informacje noszą, są falami i jak najbardziej są analogowe. Teorie, które zbudowały dzisiejszy internet, nie ograniczają się jedynie do zer i jedynek. Kiedy internet powstawał, to komputery już były na rynku od dłuższego czasu, ale to nie chęć cyfryzacji posunęła nas do jego utworzenia, ale chęć przesłania danych.

          Tutaj oczywiście można przytoczyć argument, że w takim razie era brązu ma nieadekwatną nazwę, bo brąz był jedynie stopem, który obchodził ludzi tak długo, jak mogli z niego zrobić użyteczne narzędzia, a nie był sam w sobie „tym czymś”. Mimo to ciężko mi się z tym pogodzić, bo nie mogę nie odnieść wrażenia, że cały postęp ostatnich parudziesięciu lat jest dużo większy, niż tylko umiejętność przetwarzania informacji cyfrowej. Co ten sygnał tak na prawdę niesie? Jaki możemy zrobić z nim użytek? Wielu programistów, wiele firm nie patrzy na komputer jak na zbiór informacji cyfrowej, ale powiedziałbym wręcz jak na czyste płótno, gotowe do zagospodarowania. I ten świat digitalizacji przeplata się z realnym, kiedy wykorzystujemy nasze komputery aby być bliżej tych prawdziwych osób, kiedy znajdujemy nowe znajomości za pomocą tego nowego medium. Właśnie cały cud tej epoki jest taki, że my tej cyfryzacji de facto nie widzimy, bo jest tak głęboko zakopana pod warstwami abstrakcji i ładnych interfesjów, że choć stanowi fundament naszego funkcjonowania w wielu dziedzinach, to po spojrzeniu z szerszej perspektywy ten fakt szybko zanika.

        • Paweł Stacewicz pisze:

          Czy we współczesnym świecie cyfryzacja, o której Pan, tj. PrzemysławB, mówi (czyli taka, która realnie wpływa na nasze codzienne życie i ma szeroki odbiór społeczny), może odbywać się bez narzędzi informatycznych? Ja nie potrafię sobie tego wyobrazić.
          Nawet jeśli sam zapis czegoś w postaci cyfrowej (obrazu, dźwięku etc…) nie wymaga informatyki, to efektywna cyfryzacja wymaga możliwości przetwarzania tak zapisanych danych (a tutaj wkracza informatyka). Wobec tego uważam, że nie ma realnej cyfryzacji bez informatyzacji.
          Ponieważ jednak początkowo informatyka i dziedziny pokrewne (jak telekomunikacja) zajmowały się także informacją analogową (sygnały ciągłe), a i dziś mamy wiele badań nad niecyfrowym przetwarzaniem informacji, przy czym nie wiadomo, do czego (do jakich przełomów w informatyce) te badania doprowadzą, to ja skłaniam się do przyjęcia nazwy ogólniejszej niż „era cyfryzacji” czyli nazwy „era informatyzacji”.
          Gdybyśmy oczywiście mieli między tymi dwoma nazwami wybierać… bo być może nazywając współczesność, trzeba zwrócić uwagę na inne jej aspekty…

  10. agent_smith pisze:

    Odnosząc się do komentarza użytkownika Niedźwiedź, słusznie zauważył on zjawisko zwiększania się ilości przekazywanych treści, niekoniecznie prawdziwych. Zaproponowałbym więc może termin jako “ery komunikacji”.
    Odkąd człowiek istnieje poświęcał pewną ilość swego czasu i kreatywności na tworzenie kolejnych środków przekazywania informacji. Mowa, a następnie kolejne rodzaje słowa pisanego służyły właśnie temu. Jednak to właśnie w ostatnich latach zaczynamy osiągać coraz większe sukcesy w dziedzinie komunikacji na skalę światową. Media takie jak radio i telewizja, nasze komputery, podłączone nieustannie do światowej sieci internet, który za sprawą kosztujących miliardy dolarów satelitów niedługo dotrze również do najbardziej zacofanych technologicznie obszarów naszej planety, wszystko to powyżej łączy nas w społeczeństwo globalne.
    Jak jeszcze nigdy wcześniej jesteśmy w stanie w mgnieniu oka wysłać komunikat, który następnie dotrze na na drugą stronę planety. Popularny na początku lat 2000 termin “pen pal” czyli znajomy z którym komunikujemy się listownie/mailowo stracił rację bytu ponieważ szybkie łącza internetowe pozwalają nie tylko na wysyłanie tysięcy wiadomości dziennie na różnych portalach społecznościowych, a nawet uzyskanie połączenia w którym przekazywany będzie nie tylko dźwięk, ale również obraz drugiej osoby, jeszcze bardziej zmniejszając dystans jaki nas dzieli. Gracze znają z różnych gier systemy gildii, które pozwalają łączyć się w drużyny osobom z każdego miejsca na świecie. Posiadanie przyjaciół i znajomych rozrzuconych po państwach całego świata jeszcze nigdy nie było tak łatwe. Sytuacja ta przenosi się rownież do naszego życia zawodowego, gdzie coraz więcej ludzi jest w stanie pracować setki kilometrów od swojego pracodawcy, siedząc wygodnie przy swoim biurku w domu. Bardzo możliwe, że to Internet jako zjawisko okaże się najważniejszym wynalazkiem współczesności.
    Era informacji może nie być idealnym określeniem ze względu na fakt nieprawdziwości części przekazywanych danych, ale nie da się zaprzeczyć, że ilość produkowanych dziś treści jest nieporównywalnie większa niż ta na początku poprzedniego wieku. Dostęp do tych treści coraz częściej uznaje się za wartość konieczną w życiu, a każda próba ograniczenia tej sytuacji spotyka się z głośnym sprzeciwem społeczeństwa. Ludzie protestują przeciwko cenzurze oraz kontroli, czego przykładem może być niechęć do państwach telewizji czy protesty z 2012 roku przeciwko wprowadzeniu ACTA. Czy może więc należało by pójść o krok dalej i nazwać te czasy erą wolności, erą swobód? Na to jest zdecydowanie za wcześnie. Ale już w tym momencie myślę, że spokojnie możemy spróbować zdefiniować się jako era komunikacji (era globalizacji byłaby tu dobrym zamiennikiem). Jeżeli bowiem się pomylimy, to ktoś, gdzieś na pewno się o tym dowie, i na pewno niezwłocznie nam to zakomunikuje (choćby i na tym blogu :) )

    • Niedźwiedź pisze:

      Nie moge sie zgodzić w pełni ze stwierdzeniem ze zamiennik ery komunikacji to era globalizacji.

      Zgodzę się z tym że era globalizacji na pewno już jest „między nami”. Dobre przykłady są podane wyżej jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, jeśli chodzi o dobra materialne to również są one dostępne za pośrednictwem sieci Internet, a zmienną jest rozkład lotów samolotów firm kurierskich. Mamy więc, to samo narządzie do komunikacji oraz innych czynności w obecnych konsumpcyjnych czasach. Wielu z nas prowadzi z powodu pandemii już tylko życie za pośrednictwem internetu.

      Dlaczego uważam, że nie jest to era komunikacji? Ponieważ, w mnogości opisanych przeze mnie informacji, nie każdy użytkownik zna kontekst wszystkich informacji w zawartych komunikatach, a więc nie jest w stanie odpowiednio wszystkiego zinterpretować bądź może wyciągnąć błędne wnioski wynikające z niewiedzy. Mamy więc znów paradoks w którym przybywa ilości informacji ale nie jesteśmy w stanie wszystkich „odebrać” we właściwy sposób.

      • agent_smith pisze:

        W komunikacji na pewno ważny jest kontekst, który wynika nie tylko z samego tekstu słownego, ale również z mimiki, tonu głosu, gestykulacji. Chciałem jednak zauważyć, że w ostatnich latach o wiele łatwiej jest przekazać ten kontekst niż poprzednio. Zaczynając od nieco przestarzałych, lecz wciąż używanych w internetowych dyskusjach emotikonów, bo coraz częstsze videorozmowy które pozwalają nam na określenie nie tylko tonu głosu odbiorcy ale również jego mimiki, która gra tak ważną rolę w wyrażaniu emocji. Być może forma nie jest jeszcze idealna, ale moim zdaniem dążymy do tego by osiągnąć komunikacyjny ideał. Przekaz który nie będzie w niczym ustępował spotkaniu z drugim człowiekiem. Moment kiedy to nastąpi wydaje się być blisko lecz nadal poza naszym zasięgiem. Czy jeśli jednak w końcu nastąpi, czy początek ery komunikacji powinno się liczyć od uruchomienia tego idealnego systemu, czy też nieco wcześniej, gdy działały już różne narzędzia dające namiastkę tego do czego dążymy?

        • PrzemyslawB pisze:

          Na pochylenie się nad tematem zasługuje również kwestia zainteresowania się globalnych korporacji z zakresu socialmediów i komunikacji, tworzeniem wirtualnych miejsc spotkań. Nie tak dawno mieliśmy możliwość ogladania przekształcenia się Facebooka w „Meta”.
          Zaprezentowane zostały również wirtualne awatary, które w tym świecie funkcjonują. Widzimy tu duży nacisk i nakłady finansowe na jeszcze szybsza digitalizacje życia społecznego. Osobiście widzę w tym ogromne zagrożenia, które zaczynają przesłaniać zyski dające tego typu rozwiązania. Obawiam się, że szczególnie młode pokolenia, wychowywane w tym nurcie, nie będą potrzebować spotkań „twarzą w twarz”, a nawet będzie to dla nich czynność powodująca dyskomfort.

          • rktx pisze:

            Zgodzę się z panem @PrzemyslawB, że zainteresowanie się Facebooka wirtualną rzeczywistością jest niepokojące.

            Sądzę jednak, że rozwiązania VR, takie jak Metaverse nie są większym zagrożeniem, niż portale społecznościowe istniejące obecnie.
            Wirtualne awatary pokazujące znajomym lokalizację użytkownika to coś, co już od dawna istnieje w aplikacji Snapchat.

            Mimo sporej dostępności tego typu rozwiązań, wciąż nie zdobyły zbyt dużej popularności, nawet na rynku gier. Nie wiem, jak takie rozwiązanie mogłoby być dla młodego pokolenia bardziej szkodliwe niż spędzanie wielu godzin w grze multiplayer zawierającej funkcje komunikacji głosowej.

            Wydaje mi się, że i bez tego młode pokolenia mogą mieć problem z kontaktem „twarzą w twarz”, nie tylko ze względu na coraz bardziej rozbudowany świat wirtualny, , ale też brak kontaktu z rówieśnikami spowodowany pandemią COVID-19. 

            • WZ pisze:

              Wydaje się, że głównym zagrożeniem związanym z Metaverse nie jest sama kwestia zaangażowania użytkowników. W przeciwieństwie do gier, gdzie jasno można postawić granicę pomiędzy światem rzeczywistym a cyfrowym, ponieważ gracze jedynie wcielają się w role postaci, w uniwersum Metaverse dochodzi do swojego rodzaju zatarcia tego rozróżnienia. Dzięki wykorzystaniu technologii blockchain do stworzenia świata cyfrowego wprowadzono zdecentralizowany i wiarygodny system płatności, pozwalając w ten sposób na odzwierciedlenie procesów ekonomicznych po drugiej stronie ekranu komputera. Niektórzy kupowanie domów, sklepów i jachtów w Metaverse traktują w formie czysto inwestycyjnej. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę fakt ciągłego rozwoju związanego z symulacjami komputerowymi, można zauważyć jak znacząco rozwinęły się kwestie związane z wizualizacją. Rozwiązania typu VR tylko potęgują wrażenie realizmu dostarczanego przez symulowaną rzeczywistość. Stąd pojawia się pytanie, czy przy połączeniu wszystkich części składowych związanych z procesami symulacji graficznych, ekonomicznych i społecznych, nie implikuje to zagrożenia związanego z trudnością w odróżnieniu rzeczywistości i symulacji wraz z nieuchronnym rozwojem technologii?

              • mikolajk pisze:

                Chciałbym zaznaczyć pewną niespójność w pańskim komentarzu. Na początku pisze Pan, że głównym zagrożeniem nie jest sama kwestia zaangażowania użytkowników, a z drugiej strony cały komentarz jest o tym, że wirtualna rzeczywistość może być trudna w odróżnieniu od świata rzeczywistego.

                Według mnie obie te sprawy są ze sobą ściśle powiązane. Nie wątpię w to, że aby uczynić świat wirtualnej rzeczywistości bardziej atrakcyjny od świata rzeczywistego, firmy takie jak Meta (Facebook) będą starały się go jak najbardziej urozmaicić i naszpikować różnego rodzaju bodźcami. Powoduje to bardzo niebezpieczny scenariusz, w którym Metaverse tętni życiem i różnorodnością: w jednej chwili odpoczywamy z wirtualnymi znajomymi na wirtualnej plaży, po czym za chwilę przenosimy się do górskiego ośrodka narciarskiego, gdzie bawimy się na śniegu. Nagle okazuje się, że musimy wylogować się do świata rzeczywistego. Budzimy się z wirtualnej rzeczywistości, otwieramy oczy i… znowu jesteśmy w Polsce. Za oknem brak słońca, deszcz, smog, wszechobecna „betonoza” i jeszcze trzeba iść do pracy.

                Widzi Pan gdzie zmierzam z moim komentarzem? Jeśli już teraz całkiem pokaźna grupa ludzi jest w stanie uzależnić się od gier MMORPG, gdzie imersja jest wielokrotnie mniejsza, możemy wysnuć tezę, że w przypadku komercyjnego sukcesu wirtualnej rzeczywistości będziemy mieli do prawdziwą epidemię uzależnień, ludzi zaangażowanych bardziej w swoje wirtualne życie niż rzeczywistości, co może doprowadzić do tak strasznych zjawisk jak śmierć, kiedy pochłonięty pasjonującą rozrywką gracz zapomni o swoich podstawowych potrzebach.

  11. redfr0g pisze:

    Swoje przemyślenia rozpocznę od podkreślenia faktu, że przed 1980 praktycznie zerowa ilość informacji była zapisana cyfrowo. W dzisiejszych czasach trudno się doszukać danych, które w jakiś sposób nie są przedstawione w formie digitalnej. W ciągu tych 40 lat nastąpiła tak radykalna zmiana w obszarze danych, że termin „era cyfrowa” wydaje się być największym wyróżnikiem naszych czasów.

    Informacja sama w sobie jest niczym innym jak interpretacją i przetwarzaniem danych. Jesteśmy nią przdebodźcowani w każdy możliwy sposób. Obecnie informacja to najbardziej cenny zasób dla wielu, jak nie dla większości firm. Dla zobrazowania moich słów – weźmy na warsztat największe korporacje na świecie, takie jak Meta (dawniej Facebook) lub Google. Ich model biznesowy w dużej mierze opiera się na udostępnianiu cyfrowych produktów za darmo, w zamian za zgodę użytkowników na gromadzenie dotyczących ich danych. Mówiąc prościej, korzystając z usług tych globalnych firm sami stajemy się produktem, a nasze dane walutą. Dawnej byłoby to wstrząsające, teraz, w dobie cyfryzacji, to szara codzienność.

    Odchodząc trochę od sfery biznesowej, warto również zwrócić uwagę na aspekt przestępczości w dzisiejszych czasach, a przede wszystkim jej cyfrowy wymiar, czyli cyberprzestępczość i cyberwarfare. Obecnie mamy do czynienia z regularnym wyścigiem zbrojeń, który dzieje się całkowicie w sferze danych. Agencje wywiadowcze oraz organizacje przestępcze prześcigają się w wynajdowaniu coraz to nowych metod na przełamanie zabezpieczeń firm i organizacji rządowych. Ich celem jest zdobycie najcenniejszego surowca, czyli danych. Taką tendencję można zauważyć na całym świecie, a bardzo dobrym przykładem z ostatnich dni jest głośna sprawa oprogramowania szpiegowskiego Pegasus. Takie sytuacje tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że dane i informacja są najcenniejszymi zasobami naszych czasów, przez co „era informacji” trafnie określa czasy, w których przyszło nam żyć.

    Z drugiej strony kwesta poruszona we wpisie w stwierdzeniu numer 4 również do mnie przemawia. Trudno jest mi odnosić się do z całą pewnością do terminów określających naszą erę. Uważam, że powinnyśmy tutaj postawić pewną rezerwę. Obecne czasy mogą charakteryzować się czymś, czego obecnie nikt nie dostrzega, a co będzie miało ogromne znaczenie dopiero w przyszłości. Dlatego wszystkie dywagacje na ten temat traktujmy z przymrużeniem oka.

  12. WZ pisze:

    “Era informacji, informatyczna, cyfrowa …”

    Przed przystąpieniem do rozważań na temat obecnej ery, warto zastanowić się na podstawie jakich kryteriów można próbować ją definiować. Niestety, nie jest to łatwe zadanie. Wyszczególnienie konkretnych, a jednocześnie trafionych aspektów, które w pełni i jednoznacznie pozwolą określić charakterystykę naszych czasów pozwolę sobie zostawić na inną dyskusję. W tej wypowiedzi skoncentruję się na analizie tego jak podejście do informacji zmieniało się na przestrzeni czasów.

    Tzn Sun w traktatach “Sztuka wojny” liczących już ponad 2500 lat niejednokrotnie podnosi temat rozpoznania i trafnego pozyskiwania informacji. Dlatego nie zgadzam się z fragmentem wypowiedzi użytkownika @redfrog, który na podstawie wojny informacyjnej oraz ciągłych prób inwigilacji określa nasze czasy mianem “ery informacji”. Świadomość wartości informacji towarzyszy ludzkości od bardzo dawna, jeśli nie od samego początku. Zmieniają się jedynie metody transmisji i przechwytywania informacji. Wzmianki o próbach szyfrowania informacji można znaleźć nawet w czasach starożytnych (szyfr Cezara), co jednoznacznie pokazuje, że waga poufności jak i samej informacji została już wtedy rozpoznana, a wraz z biegiem czasu udoskonalane są jedynie techniki związane z przesyłaniem informacji. Duża waga przykładana do bezpieczeństwa informacji jedynie utwierdza w przekonaniu jak znaczącą siłę niesie ze sobą posiadanie informacji. Jako przykład posłużyć można się zastosowaniem Enigmy, przewagą jaką dawała oraz jak jej złamanie przyczyniło się do odwrócenia biegu wojny.

    Z drugiej strony @redfrog bardzo trafnie punktuje kwestie związane z cyfryzacją informacji. Niezaprzeczalnie to właśnie postęp związany z cyfryzacją odróżnia nasze czasy w podejściu do pozyskiwania i gromadzenia informacji. Warto wspomnieć o kilku ważnych aspektach cyfryzacji, czyli masowym powstawaniu magazynów danych oraz masowej analizie tych danych. Z pozoru te procesy, które wydają się niejako naturalne mogą mieć znaczący wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Tutaj przykładów jest bardzo wiele zaczynając od afery związanej z ujawnieniem informacji przez Edwarda Snowdena o programie PRISM, który pozwalał na masowe podsłuchiwanie i analizę rozmów obywateli na całym świecie, po aferę z Cambridge Analitica związaną z wyborami prezydenckimi w USA.

    Podsumowując, można niewątpliwie zaświadczyć o świadomości co do wagi informacji na przestrzeni wieków, a tym co wyróżnia nasze czasy jest cyfryzacja i procesy z nią związane.

  13. rktx pisze:

    Moim zdaniem nazywanie naszych czasów erą informacji jest jak najbardziej uzasadnione.

    Ze względu na bardzo szybki rozwój informatyki, jesteśmy w stanie przetwarzać, ale też generować informacje na niespotykaną wcześniej skalę.
    Jestem przekonany, że nasze czasy są dużo dokładniej dokumentowane niż jakikolwiek inny okres w historii ludzkości. Inna sprawa, że spora część tych informacji jest kompletnie bezużyteczna, a część zupełnie fałszywa.

    Moim zdaniem przytoczony w 3. wypowiedzi pogląd o społeczeństwie dezinformacji jest o tyle słabo uargumentowany, że pod tym względem weryfikacji jakości informacji i „baniek” niewiele się zmieniło.

    Przed czasem komputerów ludzie wciąż woleli czytać czasopisma zgodne z ich światopoglądem i zamykać się w „bańkach” informacyjnych, niż spróbować zrozumieć ludzi, którzy myślą inaczej.
    Istotna różnica polegała na tym, że w przeciwieństwie do naszych czasów, publikować nie mógł każdy, a w wielu wypadkach wszystkie popularne czasopisma były kontrolowane przez korporacje lub rządy.

    Gdy publiczny internet dopiero zaczynał swój rozwój, można było naiwnie wierzyć, że powszechna dostępność informacji sprawi, że społeczeństwem będzie trudniej manipulować.
    Od tego czasu internet się bardzo zmienił i dziś publikować może każdy, nie jest już to zajęcie tylko dla pasjonatów informatyki i środowisk naukowych.

    Moim zdaniem wpłynęło to negatywnie na jakość informacji, a spora część społeczeństwa nie potrafi weryfikować jakości źródeł.

    W ostatnich latach mamy też ogromny kryzys zaufania do nauki, który objawia się masą absurdalnych materiałów dotyczących infrastruktury sieci 5G, szczepionek, czy ludzkiej seksualności.

    Zgadzam się z argumentami z wypowiedzi 1. 2. i 4., jednak jestem zdania, że mimo tego nazywanie naszych czasów „erą informacji” jest uzasadnione tak bardzo, jak tylko może być określanie współczesnoci.

  14. mikolajk pisze:

    Moim zdaniem dzisiejsze społeczeństwo nie może zostać uogólnione i określone jednym przymiotnikiem. Od razu zaznaczę, że w analizie chciałbym skupić się na społeczeństwie polskim. Podzieliłbym społeczeństwo na 3 grupy, z których każda inaczej obcuje z ekspansją informacji. W grupie wiekowej 60+, według badań GUSu i Eurostatu, około 70% nie korzysta z Internetu, a ich głównym źródłem zdobywania informacji jest telewizja. Czy w tej grupie nastąpiła „bezprecedensowa ekspansja informacji”? Wydaje mi się, że zasada działania głównego środka pozyskiwania informacji przez tą grupę społeczną – telewizja – nie zmieniła się znacząco w sposobie pozyskiwania informacji od lat 80. Kolejną grupą w naszym społeczeństwie są „cyfrowi pionierzy”, przez którą rozumiem osoby w wieku od 30 do 60 lat, którzy za swojego życia przeżyli „bezprecedensową ekspansję informacji” i musieli się do niej dostosować. Według dostępnych danych, ich głównym źródłem informacji stał się Internet. W tej grupie na pewno możemy mówić o większej dostępności do informacji. Wreszcie ostatnia grupa w moim podziale, ludzie w wieku od 0-30 lat, którzy wychowali się w erze informacji. Określa się ich jako „digital natives”, którzy szybko adaptują się do zmian w Internecie i w social mediach.

    Widzimy już więc, że era informacji nie dotyczy najstarszej części naszego społeczeństwa. Czy możemy powiedzieć, że pozostałe dwie grupy żyją w tej erze? Zastanówmy się najpierw, co ten termin może oznaczać. Posłużyłbym się tutaj prehistoryczną analogią, gdzie mówimy o epokach: kamienia, brązu i żelaza. Każdą z tych epok cechuje powszechne użytkowania narzędzi z danego materiału. Sama ilość żelaza (jako pierwiastka) nie zmieniła się na świecie w okresie epoki żelaza, zmieniło się tylko to, że ludzkość nauczyła się żelazo przetworzyć. Wyprowadzając analogiczną myśl, era informacji nie polega na zwiększeniu się ilości informacji, tylko na powszechnym wykorzystywaniu narzędzi zbudowanych z informacji.

    Czy Social Media nie są właśnie narzędziami zbudowanymi z informacji? Cała idea ich działania opiera się na mechanizmie, że jeden człowiek chce coś udostępnić, przekazać jakąś informację. W 2021 globalna liczba użytkowników wyniosła 3 miliardy 780 milionów, a przeciętny użytkownik Facebooka spędził na nim dziennie 33 minuty, TikToka – 32 minuty, Twittera – 31 minut, Instagram – 29 minut (źródło: https://www.oberlo.com/statistics/average-time-spent-on-social-media ). Połowa ludzkości żyje więc niewątpliwie w erze informacji.

    Podane przykładowe wypowiedzi mogę ocenić jako wyrażające żal, że ludzkość wykorzystuje potężne narzędzia do szerzenia niewłaściwych informacji. I rzeczywiście, zamiast rzetelnych artykułów większą popularność zdobywają artykuły typu „clickbait” czy „Fake News”, a większość ludzi zamiast udostępniać zdjęcie przeczytanej literatury naukowej woli udostępnić zdjęcie swojego kota. Jesteśmy jednak na początku ery informacji, może mamy jeszcze czas na nauczenie się właściwego przetwarzania informacji? Chciałbym jednak zwrócić uwagę na fakt, że w epokach kamienia, brązu czy żelaza oprócz przedmiotów użytkowych czy ozdobnych, wytwarzano także bardzo dużo broni, analogicznie wykorzystując „informacje” danej epoki w zły sposób. Przekujmy więc nasze miecze w lemiesze i udostępniajmy w Internecie/Social Mediach wartościowe materiały.

  15. Kamil pisze:

    Uważam, że to czy naszą erę można nazwać erą informacji zależne jest od przyjętej przez nas definicji tego pojęcia. Wittgenstein pisał: „Granice mego języka wskazują granice mego świata”. Moim zdaniem bardziej praktyczne jest zaobserwowanie fenomenów, jakie zachodzą w kontekście informacji. To czy zbiór tych fenomenów, występujących w danym czasie wygodnie będzie nazywać erą informacji zostawię pod osąd przyszłym pokoleniom, które będą mogły spojrzeć na nasz czas z szerszej perspektywy.

    Znany strukturalista Ferdinand de Saussure twierdził, że znaki czy pojęcia rozpoznajemy poprzez zestawienie ich z innymi rzeczami i stwierdzenie, że badany znak nimi nie jest. Kluczowe w tym stanowisku są więc związki czy struktury jakie tworzą ze sobą byty. Można tu również nawiązać do semiotyki. Kiedy uczymy się języka, możemy zauważyć od osoby posługującej się nią, że wskazując na drzewo mówi „oak”. Postulujemy zatem, że oak w jego języku znaczy drzewo. Później widzimy, że pokazując na inne drzewo mówi już „birch”. Obserwując więc, że to drugie drzewko nie jest nazywane „oak”, dochodzimy do wniosku, że słowo to nie znaczy drzewo, a określa konkretny rodzaj drzewa. Obserwując kolejne różnice, w końcu dojdziemy do wnsioku, że słowo „oak” określa dąb. Tak też nazwę ery możemy próbować nadać, zestawiając fenomeny w niej występujące z odmiennymi fenomenami, charakterystycznymi dla epok o innych nazwach. Musimy więc nabrać szerszej perspektywy na naszą erę, być może szerszej niż obecnie jest to możliwe i potrzeba czasu, by wyrokować o użyteczności proponowanego pojęcia.

    Jeśli idzie zaś o fenomeny jakie obserwujemy, to zgadzam się z przedmówcami. Niewątpliwe jest to, że dostęp do ogromenej ilości informacji stał się bardzo łatwy. Prawdą jest też to, że pojawia się wiele dezinformacji oraz, że informacje stały się cenne (nawet te, które niegdyś by takie nie były) — spójrzmy choćby na wartość zbiorów treningowych, wykorzystywanych w powszechnie używanych metodach sztucznej inteligencji. To czy te czynniki są wystarczające by wyróżnić naszą erę proponowaną nazwą nie jest oczywiste — stąd ta dyskusja. Zamiast więc zajmować jasne stanowisko, powiem że to zależy i przekonamy się w przyszłości :) Być może inne fenomeny bardziej wyróżnią naszą erę od innych i zasłuży ona na inną nazwę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *