Życie w erze informacji: między zależnością a uzależnieniem

Obecny wpis zamieszczam w blogu w imieniu Pani Mai Dąbrowskiej, studentki wydziału WEiTI PW, która podczas dyskusji na prowadzonych przeze mnie zajęciach w bardzo intrygujący sposób argumentowała na rzecz tezy, że “żyjemy w erze informacji”. Żyjemy w niej, bo jesteśmy od informacji zależni.
Przykładowo, od dostępu do informacji  i narzędzi  jej efektywnego przetwarzania zależą:  nasz status społeczny, sukces zawodowy, jakość relacji z innymi ludźmi…
Co więcej jednak, w bardzo wielu przypadkach – które być może stają się powoli niepokojącą normą – zależność przechodzi w uzależnienie

Dalsza część obecnego wpisu to już głos Mai Dąbrowskiej :)

***********

Jeśli spojrzymy na etymologię słowa informacja (łac. informatio ‘wyobrażenie’, ‘wyjaśnienie’, ‘zawiadomienie’), możemy dojść do wniosku, że jest ona obecna już od początków komunikacji międzyludzkiej (niewerbalnej i werbalnej) i nawet wówczas stanowiła podstawę społeczeństwa. Więcej: stanowi ona według niektórych wyznacznik człowieczeństwa i warunek życia wychodzącego poza prostą walkę o przetrwanie. Czy wobec tego mówienie o pewnej wyjątkowej zależności współczesnego człowieka od informacji nie jest przesadą? Może lepszym określeniem byłaby zależność od nowych technologii?

Z pewnością informatyka odgrywa tu niebagatelną, a nawet kluczową rolę, jednak w XX i XXI wieku możemy zauważyć również wzrost ilości informacji niezwiązanej z urządzeniami elektronicznymi. Człowiek nadaje coraz więcej nazw, identyfikatorów, form rzeczom i pojęciom: sam posiada numer PESEL, stworzył ideę kodów pocztowych, upowszechnił znaki drogowe; w systemie zdrowia nawet choroby mają określone numery identyfikacyjne. Społeczeństwa zmierzają w stronę formalizacji, dążą do gromadzenia i przekazywania coraz większej ilości informacji, ponieważ ułatwia to ich organizację — niezależnie od tego, czy informacja ta ma formę cyfrową, czy nie.

Zależność, ale w jakim ujęciu?

Aby zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób jesteśmy zależni od informacji, przyjrzyjmy się najpierw definicji zależności:

zależność ż V 1. <<związek zachodzący między czymś a czymś, polegający na tym, że istnienie, jakość, itp. czegoś warunkuje istnienie, jakość, itp. czegoś innego>>. 2. <<stan kogoś (czegoś), kto (co) w swym działaniu jest krępowany, ograniczany czyjąś wolą.

Słownik Języka Polskiego, PWN

Kluczowe w powyższej definicji jest według mnie słowo działanie: to, czy jest się zależnym od kogoś (czegoś), czy też nie, określa się na podstawie tego, jakie działanie wykonuje lub chce wykonać osoba (rzecz) potencjalnie zależna. Dlatego, gdy mówimy, że jesteśmy zależni od informacji, musimy się zastanowić w jakim obszarze ta zależność występuje.

Czy można dziś przeżyć bez informacji?

Wydaje się, że informacja nie zawładnęła jeszcze życiem człowieka na tyle, aby brak informacji zupełnie je uniemożliwiał (w rozumieniu biologicznym) –  zwłaszcza w krajach, które nie uległy jeszcze informatyzacji. Postawię jednak tezę, że nie jest bez niej możliwe życie na wysokim lub nawet średnim poziomie komfortu. Większość zawodów wymaga kontaktu z informacją pewnego rodzaju, wiele z nich można wykonywać dopiero po zdobyciu edukacji (w oczywisty sposób nieodłącznie związanej z informacją). Bez interakcji z danymi nie da się również uzyskać dostępu do opieki zdrowotnej (składki, formularze, podpisy), a także opłacić ubezpieczenia.

Prawna zależność od informacji

Istotną zmianą w stosunku do poprzednich wieków jest również obecny w wielu państwach wymóg prawny rozumienia, interpretowania i dostarczania informacji wobec każdego obywatela. Sformalizowana jest większość wydarzeń w ludzkim życiu — narodziny, choroby, ślub, posiadanie miejsca zamieszkania. Prawnie jesteśmy zobowiązani do zdobycia wykształcenia podstawowego i płacenia podatków — to wszystko bez uzyskiwania, przetwarzania i zapisu informacji po prostu nie jest możliwe.

Społeczna zależność od informacji

Człowiek jest istotą społeczną, więc kontakty interpersonalne są elementem jego rzeczywistości. Życie społeczne przeniosło swój środek ciężkości w realia Internetu — nie tylko ze względu na umożliwienie szybkiej i wygodnej komunikacji. Od momentu, w którym ludzie zrozumieli, że mogą łatwo generować i skutecznie rozpowszechniać wiele informacji, Internet stał się dostawcą opinii publicznej, oknem na stan społeczeństwa. Żeby to społeczeństwo rozumieć, żeby się w nim odnajdywać, człowiek zdaje się nie mieć wyboru — musi uczestniczyć w jego życiu informacyjnym.

Dochodzimy tu jednak do pewnej granicy. Zależność człowieka od informacji w kontekście pewnych podstaw życia: edukacji, pracy, opieki zdrowotnej, prawa wydaje się dosyć oczywista. Aktywne uczestniczenie w życiu społecznym zdaje się być czymś więcej, czymś nie aż tak niezbędnym, choć przecież bardzo ludzkim. Nasuwa się jednak pytanie: czy jesteśmy dziś w stanie (jako jednostka) wieść satysfakcjonujące życie społeczne bez urządzeń nowej technologii i dostępu do odpowiednio wysokiej (coraz większej!) ilości informacji? Osobiście jestem skłonna sądzić, że tak – społeczny charakter życia człowieka nie wymaga globalnej sieci powiązań, ale poczucia przynależności i kontaktu z pewną lokalną grupą osób — mogą być to sąsiedzi, studenci jednego kierunku, rodzina. Można więc wysunąć tezę, że uczestniczenie w wirtualnym życiu społeczeństwa nie jest podstawową potrzebą, ale czymś, co człowiek świadomie wybiera. Dlatego widzę podstawy, by twierdzić, że w życiu społecznym człowiek jest tylko w pewnej mierze od informacji zależny — bardziej czyni się od tej informacji zależnym, co prowadzi nas do definicji uzależnienia:

uzależnić — uzależniać «uczynić zależnym od kogoś lub czegoś»

Słownik Języka Polskiego, PWN

Rozumiemy, że jako całość społeczeństwa jesteśmy niejako “winni” faktu, że edukacja, praca, zdrowie, etc. zależne są od informacji, więc jako społeczeństwo uzależniliśmy się od niej. Natomiast jako jednostka w tych dziedzinach po prostu jesteśmy od niej zależni: nie czynimy się, ale rodzimy się takimi. Istnieją jednak domeny, w których jednostka sama uzależnia się od informacji: wspomniane wyżej życie społeczne jest chyba najbardziej wyraźnym przykładem, ale dzieje się tak również chociażby w przypadku rozrywki czy zakupów.

W tym kontekście widzę dwa rodzaje takiego uzależnienia. Pierwszym jest prosta konsekwentność działań — nawiązałem relację z pewną osobą na komunikatorze i chcę ją kontynuować; wykupiłem serwis streamingowy i obejrzałem kilka seriali, nie chcę zmarnować pieniędzy z subskrypcji; za zakupy w sklepie internetowym przysługują mi rabaty, więc je wykorzystam. Drugim natomiast, i o wiele bardziej złożonym, jest uzależnienie w biologicznym i psychologicznym tego słowa znaczeniu.

Uzależnienie psychiczne i fizjologiczne od informacji

Co pozytywnego, przyjemnego widzi nasz mózg w informacji?

Istnieje wiele (niewykluczających się wzajemnie) koncepcji z tym związanych. Jedna z nich sugeruje, że poszukiwanie informacji jest mechanizmem obecnym już w czasach pierwotnych, ponieważ duża ilość informacji o otoczeniu zwiększała wówczas szanse na przeżycie (zob. tutaj) — stąd zachęta ze strony ewolucji w postaci pozytywnej reakcji fizjologicznej na nowe wiadomości. Reakcję taką większość publikacji opisuje jako wyrzut dopaminy i uaktywnienie ośrodka nagrody. Jedne z badań pokazują, że człowiek ma tendencję do przeceniania informacji zanim pozna jej treść — krócej, jest istotą ciekawą. Takiemu oczekiwaniu i otrzymywaniu informacji towarzyszy uaktywnienie tych części mózgu, które odpowiadają za czerpanie przyjemności z jedzenia, pieniędzy i narkotyków (zob. tutaj). Stałe otrzymywanie dopaminy przyzwyczaja organizm do tego stanu, co prowadzi do uzależnienia. Jednak oprócz wydzielania wspomnianego hormonu w odpowiedzi na informacje same w sobie, jej wyrzut następuje także dzięki pozytywnym kontaktom społecznym budowanym poprzez wymianę wiadomości (zob. tutaj).

Czytając o tym, zadałam sobie pytanie: dlaczego więc nie uzależniają nas książki naukowe — niezgłębione źródło informacji? Dlaczego studenci coraz rzadziej uczęszczają na wykłady, dlaczego nudzą nas bogate w treści teksty?

Osobiście skłaniałabym się do wyjaśnienia, że wiedza naukowa jest w naszym pojęciu czymś relatywnie statycznym; mamy świadomość, że treść danych publikacji nie zmieniła się od pewnego czasu, więc nawet, jeśli tej treści nie znamy, nie wydaje nam się ona czymś naprawdę nowym. Teza o poszukiwaniu informacji pozwalającej na przeżycie mogłaby to potwierdzać — szans na przetrwanie nie zwiększa znacząco wiedza o niezmiennych cechach otoczenia, ale zwiększa wiedza o jego aktualnym stanie, o zmianach lub ich braku. Jest to jednak tylko jeden z pomysłów odpowiedzi na to pytanie.

Można także tłumaczyć to szybszym tempem życia i komunikacji. Satysfakcji (w postaci dopaminy) nie daje dokładne zgłębienie i zrozumienie tematu, ale oczekiwanie na informację i moment pierwszej styczności z nią. Stąd, częstsze otrzymywanie niewielkich porcji informacji jest bardziej satysfakcjonujące dla naszego mózgu niż rzadsze zdobywanie dużych porcji.

Między zależnością, uzależnieniem a… ZALEŻNOŚCIĄ?

Współczesna zależność od informacji w podstawowych obszarach życia coraz częściej przechodzi w uzależnienie — zależność zaistniałą w wyniku procesu, na który niejako wyraziliśmy zgodę. Być może jednak nie jest to stan, na którym poprzestaniemy. Film The Social Dilemma opisuje chyba powszechnie już znane zjawisko tworzenia algorytmów dobierania treści i subtelnej manipulacji skutkującej zamknięciem nas w bańkach informacyjnych oraz fizjologicznym uzależnieniem. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę intensywny rozwój sztucznej inteligencji i rosnące wraz z nim możliwości manipulacji, a także tworzenia fikcyjnych treści w sposób wysoce wiarygodny — być może jako ludzkość przejdziemy do stanu, w którym nasze uzależnienie od informacji zamieni się w obejmującą wiele obszarów ZALEŻNOŚĆ, na jaką w żadnym momencie nie wyraziliśmy żadnego rodzaju zgody?

***********

Serdecznie ZAPRASZAMY do dyskusji — Maja Dąbrowska i Paweł Stacewicz.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Dydaktyka logiki i filozofii, Filozofia informatyki, Filozofia nauki, Światopogląd informatyczny, Światopogląd racjonalistyczny. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 Responses to Życie w erze informacji: między zależnością a uzależnieniem

  1. Ivan Ryzhankow pisze:

    Zgadzam się z Państwa pozycją o tym, że wraz z rozwojem społeczeństwa oraz nauki coraz bardziej potrzebujemy coraz dokładniejszych danych które pozwolą nam lepiej zrozumieć badany problem, albo choćby próbować odnaleźć pewne zależności. Jednak miałbym uwagę co do akapitu dotyczącego wyjaśnienia niechęci zagłębiania się w artykuły naukowe szybkością życia. Spotkałem się z określeniem “clip thinking”, które odnosi się do skłonności przyswajania informacji w postaci krótkich fragmentów, “klipów”, które uważam za wyjaśnienie naszego podświadomego podejścia do otrzymania wiedzy. Według tej teorii przeczytanie artykułu naukowego i obejrzenie kilku krótkich filmików (nawet nie mających nic wspólnego z nauką) dadzą podobny efekt fizjologiczny w postaci otrzymania dopaminy, ale wysiłek i szybkość otrzymania “nagrody” nie są porównywalne.

  2. Paweł Stacewicz pisze:

    Bardzo dziękujemy za komentarz. Myślę,że wyjaśnieniem Pana wątpliwości jest następujący fragment argumentacji Pani Mai: “Satysfakcji (w postaci dopaminy) nie daje dokładne zgłębienie i zrozumienie tematu, ale oczekiwanie na informację i moment pierwszej styczności z nią. Stąd, częstsze otrzymywanie niewielkich porcji informacji jest bardziej satysfakcjonujące dla naszego mózgu niż rzadsze zdobywanie dużych porcji”. O ile dobrze Pana rozumiem, jest to zgodne, przynajmniej częściowo, z Pańskim rozpoznaniem sytuacji (clip thinking).

  3. M. P. Jankowski pisze:

    Niezbyt mogę się zgodzić z powyższym stanowiskiem, choć wiele z tych tez jest obiegowych.
    1. Uzależnienie od informacji jest cechą charakterystyczną nie dla nowoczesnego Homo Sapiens, ani nawet dla pierwotnego, ale dla całego fenomenu Życia na naszej planecie, i gdziekolwiek indziej. Roślina używa informacji o wektorze grawitacji, aby wypuścić kiełek w dół, a łodyżkę w górę. Antylopa używa zapachu lwa za krzakiem aby przeżyć, a bakteria gradientu stężenia substancji z rozkładu, aby dotrzeć do pożywienia.
    2. To, co unikalne dla Homo Sapiens (w ogóle, a należące do dziedziny informacji), to wynalazek języka składniowego, obecny trwale od ok. 40000 lat. Systemy komunikacyjne nieskładniowe są powszechne u wszystkich gatunków stadnych – to racja istnienia stada.
    3. To, co szczególne dla naszych czasów, to eksplozja częstotliwości innowacji. Kiedy nowości pojawiały się w skali tysiącleci czy stuleci, nikt nie był tego świadomy. Kiedy następują w skali kolejnych lat, to ma to głębokie skutki psychiczne, społeczne i polityczne.
    4. To, co gratyfikuje psychicznie, zależy od konstrukcji osobowości jednostki. Typowa zawartość “internetów” może budzić odrazę, a merytoryczny, poprawny, ścisły, wyczerpujący i zwięzły opis tłumaczący jakieś zjawisko lub obiekt może budzić zachwyt i szczęście. Nawet w tekście naukowym. “Clip thinking” – staje się surogatem zrozumienia.
    5. Problemem jest niezdolność rozumienia przedmiotu percepcji obecna u wielu ludzi. Zalew komunikatów bez treści wydaje się temu sprzyjać. Np. w Wikipedii PL, często hasło, mimo że obszerne, nie tłumaczy zagadnienia. Zaprzeczające sobie stwierdzenia świadczą, że i autor tego nie rozumiał. Dopiero zajrzenie do wersji EN lub DE sprawę często wyjaśnia.
    6. Powyższe zjawisko nie jest epidemią naszych czasów. Nasze czasy dostarczyły tylko technik, aby ono stało się ostentacyjnie widoczne (dla widzących).

  4. Paweł Stacewicz pisze:

    Dziękujemy.
    Przemawia do mnie określenie “eksplozja częstotliwości innowacji” jako zwięzła charakterystyka naszych czasów.
    Określenie “era informacji” jest z pewnością mocno nadużywane, a być może i my nadużyliśmy go w tytule wpisu.
    Ma ono tę wadę, że może być traktowane, zależnie od sposobu rozmienia terminu “informacja”, albo jako puste (bo informacja istniała zawsze, zaś w przypadku ludzkiej cywilizacji zawsze odgrywała ogromną rolę), albo jako zbyt śmiałe (gdy informację zredukujemy do komputerowo przetwarzanych danych, to niecałe 100 lat, jakie minęło od wynalazku komputera zdecydowanie nie zasługuje na miano ery).

    Wróćmy jednak do “eksplozji częstotliwości innowacji”.
    Uznając to określenia za trafne, możemy się zastanawiać, czy ta eksplozja byłaby możliwa bez wynalazku komputera cyfrowego (ok. połowy XX wieku), a idąc dalej, bez takich wynalazków jak Internet czy różne techniki sztucznej inteligencji… Wszystkie one służą do przetwarzania, eksploracji, udostępniania (…) danych czyli jakiejś formy informacji. Jeśli zatem za decydujący czynnik przyspieszenia (eksplozji) innowacji uznamy zaistnienie, a potem gwałtowny rozwój, nie istniejących wcześniej technologii przetwarzania informacji, to sporo osób może nie czuć dyskomfortu posługując się terminem “era informacji”. Być może, traktując go jako wycelowany w przyszłość: era dopiero się zaczęła…

    Odniosę się także do zdania “Problemem jest niezdolność rozumienia przedmiotu percepcji obecna u wielu ludzi”.
    Zgoda.
    Można się zastanawiać jednak, i ja tak rozumiem ostatnie fragmenty wpisu Pani Mai, czy nie wkroczyliśmy na niebezpieczną ścieżkę uzależniania ludzi od technologii, które tę niezdolność pogłębiają. W połączeniu ze zjawiskiem eksplozji innowacji w tym zakresie, możemy się obawiać, czy faktycznie nie wkroczyliśmy już (albo: nie wkroczymy za chwilę) w etap “epidemii”.
    Niektórzy nawet proponują sugestywne nazwy: jak “cyfrowa demencja” wg. Manfreda Spitzera.

    Jeszcze raz dziękuję za pobudzający do myślenia komentarz.
    Być może moje spostrzeżenia wzbudzą chęć włączenia się do rozmowy u kolejnych osób :)

    • M. P. Jankowski pisze:

      Zgoda.
      Widząc reakcje ludowego komentariatu na pandemię COVID i szczepionki, określenie “cyfrowa demencja” wydaje się najtrafniejsze!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *