***********
Jeśli spojrzymy na etymologię słowa informacja (łac. informatio ‘wyobrażenie’, ‘wyjaśnienie’, ‘zawiadomienie’), możemy dojść do wniosku, że jest ona obecna już od początków komunikacji międzyludzkiej (niewerbalnej i werbalnej) i nawet wówczas stanowiła podstawę społeczeństwa. Więcej: stanowi ona według niektórych wyznacznik człowieczeństwa i warunek życia wychodzącego poza prostą walkę o przetrwanie. Czy wobec tego mówienie o pewnej wyjątkowej zależności współczesnego człowieka od informacji nie jest przesadą? Może lepszym określeniem byłaby zależność od nowych technologii?
Z pewnością informatyka odgrywa tu niebagatelną, a nawet kluczową rolę, jednak w XX i XXI wieku możemy zauważyć również wzrost ilości informacji niezwiązanej z urządzeniami elektronicznymi. Człowiek nadaje coraz więcej nazw, identyfikatorów, form rzeczom i pojęciom: sam posiada numer PESEL, stworzył ideę kodów pocztowych, upowszechnił znaki drogowe; w systemie zdrowia nawet choroby mają określone numery identyfikacyjne. Społeczeństwa zmierzają w stronę formalizacji, dążą do gromadzenia i przekazywania coraz większej ilości informacji, ponieważ ułatwia to ich organizację — niezależnie od tego, czy informacja ta ma formę cyfrową, czy nie.
Zależność, ale w jakim ujęciu?
Aby zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób jesteśmy zależni od informacji, przyjrzyjmy się najpierw definicji zależności:
zależność ż V 1. <<związek zachodzący między czymś a czymś, polegający na tym, że istnienie, jakość, itp. czegoś warunkuje istnienie, jakość, itp. czegoś innego>>. 2. <<stan kogoś (czegoś), kto (co) w swym działaniu jest krępowany, ograniczany czyjąś wolą.
Słownik Języka Polskiego, PWN
Kluczowe w powyższej definicji jest według mnie słowo działanie: to, czy jest się zależnym od kogoś (czegoś), czy też nie, określa się na podstawie tego, jakie działanie wykonuje lub chce wykonać osoba (rzecz) potencjalnie zależna. Dlatego, gdy mówimy, że jesteśmy zależni od informacji, musimy się zastanowić w jakim obszarze ta zależność występuje.
Czy można dziś przeżyć bez informacji?
Wydaje się, że informacja nie zawładnęła jeszcze życiem człowieka na tyle, aby brak informacji zupełnie je uniemożliwiał (w rozumieniu biologicznym) – zwłaszcza w krajach, które nie uległy jeszcze informatyzacji. Postawię jednak tezę, że nie jest bez niej możliwe życie na wysokim lub nawet średnim poziomie komfortu. Większość zawodów wymaga kontaktu z informacją pewnego rodzaju, wiele z nich można wykonywać dopiero po zdobyciu edukacji (w oczywisty sposób nieodłącznie związanej z informacją). Bez interakcji z danymi nie da się również uzyskać dostępu do opieki zdrowotnej (składki, formularze, podpisy), a także opłacić ubezpieczenia.
Prawna zależność od informacji
Istotną zmianą w stosunku do poprzednich wieków jest również obecny w wielu państwach wymóg prawny rozumienia, interpretowania i dostarczania informacji wobec każdego obywatela. Sformalizowana jest większość wydarzeń w ludzkim życiu — narodziny, choroby, ślub, posiadanie miejsca zamieszkania. Prawnie jesteśmy zobowiązani do zdobycia wykształcenia podstawowego i płacenia podatków — to wszystko bez uzyskiwania, przetwarzania i zapisu informacji po prostu nie jest możliwe.
Społeczna zależność od informacji
Człowiek jest istotą społeczną, więc kontakty interpersonalne są elementem jego rzeczywistości. Życie społeczne przeniosło swój środek ciężkości w realia Internetu — nie tylko ze względu na umożliwienie szybkiej i wygodnej komunikacji. Od momentu, w którym ludzie zrozumieli, że mogą łatwo generować i skutecznie rozpowszechniać wiele informacji, Internet stał się dostawcą opinii publicznej, oknem na stan społeczeństwa. Żeby to społeczeństwo rozumieć, żeby się w nim odnajdywać, człowiek zdaje się nie mieć wyboru — musi uczestniczyć w jego życiu informacyjnym.
Dochodzimy tu jednak do pewnej granicy. Zależność człowieka od informacji w kontekście pewnych podstaw życia: edukacji, pracy, opieki zdrowotnej, prawa wydaje się dosyć oczywista. Aktywne uczestniczenie w życiu społecznym zdaje się być czymś więcej, czymś nie aż tak niezbędnym, choć przecież bardzo ludzkim. Nasuwa się jednak pytanie: czy jesteśmy dziś w stanie (jako jednostka) wieść satysfakcjonujące życie społeczne bez urządzeń nowej technologii i dostępu do odpowiednio wysokiej (coraz większej!) ilości informacji? Osobiście jestem skłonna sądzić, że tak – społeczny charakter życia człowieka nie wymaga globalnej sieci powiązań, ale poczucia przynależności i kontaktu z pewną lokalną grupą osób — mogą być to sąsiedzi, studenci jednego kierunku, rodzina. Można więc wysunąć tezę, że uczestniczenie w wirtualnym życiu społeczeństwa nie jest podstawową potrzebą, ale czymś, co człowiek świadomie wybiera. Dlatego widzę podstawy, by twierdzić, że w życiu społecznym człowiek jest tylko w pewnej mierze od informacji zależny — bardziej czyni się od tej informacji zależnym, co prowadzi nas do definicji uzależnienia:
uzależnić — uzależniać «uczynić zależnym od kogoś lub czegoś»
Słownik Języka Polskiego, PWN
Rozumiemy, że jako całość społeczeństwa jesteśmy niejako “winni” faktu, że edukacja, praca, zdrowie, etc. zależne są od informacji, więc jako społeczeństwo uzależniliśmy się od niej. Natomiast jako jednostka w tych dziedzinach po prostu jesteśmy od niej zależni: nie czynimy się, ale rodzimy się takimi. Istnieją jednak domeny, w których jednostka sama uzależnia się od informacji: wspomniane wyżej życie społeczne jest chyba najbardziej wyraźnym przykładem, ale dzieje się tak również chociażby w przypadku rozrywki czy zakupów.
W tym kontekście widzę dwa rodzaje takiego uzależnienia. Pierwszym jest prosta konsekwentność działań — nawiązałem relację z pewną osobą na komunikatorze i chcę ją kontynuować; wykupiłem serwis streamingowy i obejrzałem kilka seriali, nie chcę zmarnować pieniędzy z subskrypcji; za zakupy w sklepie internetowym przysługują mi rabaty, więc je wykorzystam. Drugim natomiast, i o wiele bardziej złożonym, jest uzależnienie w biologicznym i psychologicznym tego słowa znaczeniu.
Uzależnienie psychiczne i fizjologiczne od informacji
Co pozytywnego, przyjemnego widzi nasz mózg w informacji?
Istnieje wiele (niewykluczających się wzajemnie) koncepcji z tym związanych. Jedna z nich sugeruje, że poszukiwanie informacji jest mechanizmem obecnym już w czasach pierwotnych, ponieważ duża ilość informacji o otoczeniu zwiększała wówczas szanse na przeżycie (zob. tutaj) — stąd zachęta ze strony ewolucji w postaci pozytywnej reakcji fizjologicznej na nowe wiadomości. Reakcję taką większość publikacji opisuje jako wyrzut dopaminy i uaktywnienie ośrodka nagrody. Jedne z badań pokazują, że człowiek ma tendencję do przeceniania informacji zanim pozna jej treść — krócej, jest istotą ciekawą. Takiemu oczekiwaniu i otrzymywaniu informacji towarzyszy uaktywnienie tych części mózgu, które odpowiadają za czerpanie przyjemności z jedzenia, pieniędzy i narkotyków (zob. tutaj). Stałe otrzymywanie dopaminy przyzwyczaja organizm do tego stanu, co prowadzi do uzależnienia. Jednak oprócz wydzielania wspomnianego hormonu w odpowiedzi na informacje same w sobie, jej wyrzut następuje także dzięki pozytywnym kontaktom społecznym budowanym poprzez wymianę wiadomości (zob. tutaj).
Czytając o tym, zadałam sobie pytanie: dlaczego więc nie uzależniają nas książki naukowe — niezgłębione źródło informacji? Dlaczego studenci coraz rzadziej uczęszczają na wykłady, dlaczego nudzą nas bogate w treści teksty?
Osobiście skłaniałabym się do wyjaśnienia, że wiedza naukowa jest w naszym pojęciu czymś relatywnie statycznym; mamy świadomość, że treść danych publikacji nie zmieniła się od pewnego czasu, więc nawet, jeśli tej treści nie znamy, nie wydaje nam się ona czymś naprawdę nowym. Teza o poszukiwaniu informacji pozwalającej na przeżycie mogłaby to potwierdzać — szans na przetrwanie nie zwiększa znacząco wiedza o niezmiennych cechach otoczenia, ale zwiększa wiedza o jego aktualnym stanie, o zmianach lub ich braku. Jest to jednak tylko jeden z pomysłów odpowiedzi na to pytanie.
Można także tłumaczyć to szybszym tempem życia i komunikacji. Satysfakcji (w postaci dopaminy) nie daje dokładne zgłębienie i zrozumienie tematu, ale oczekiwanie na informację i moment pierwszej styczności z nią. Stąd, częstsze otrzymywanie niewielkich porcji informacji jest bardziej satysfakcjonujące dla naszego mózgu niż rzadsze zdobywanie dużych porcji.
Między zależnością, uzależnieniem a… ZALEŻNOŚCIĄ?
Współczesna zależność od informacji w podstawowych obszarach życia coraz częściej przechodzi w uzależnienie — zależność zaistniałą w wyniku procesu, na który niejako wyraziliśmy zgodę. Być może jednak nie jest to stan, na którym poprzestaniemy. Film The Social Dilemma opisuje chyba powszechnie już znane zjawisko tworzenia algorytmów dobierania treści i subtelnej manipulacji skutkującej zamknięciem nas w bańkach informacyjnych oraz fizjologicznym uzależnieniem. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę intensywny rozwój sztucznej inteligencji i rosnące wraz z nim możliwości manipulacji, a także tworzenia fikcyjnych treści w sposób wysoce wiarygodny — być może jako ludzkość przejdziemy do stanu, w którym nasze uzależnienie od informacji zamieni się w obejmującą wiele obszarów ZALEŻNOŚĆ, na jaką w żadnym momencie nie wyraziliśmy żadnego rodzaju zgody?
***********
Serdecznie ZAPRASZAMY do dyskusji — Maja Dąbrowska i Paweł Stacewicz.
Zgadzam się z Państwa pozycją o tym, że wraz z rozwojem społeczeństwa oraz nauki coraz bardziej potrzebujemy coraz dokładniejszych danych które pozwolą nam lepiej zrozumieć badany problem, albo choćby próbować odnaleźć pewne zależności. Jednak miałbym uwagę co do akapitu dotyczącego wyjaśnienia niechęci zagłębiania się w artykuły naukowe szybkością życia. Spotkałem się z określeniem „clip thinking”, które odnosi się do skłonności przyswajania informacji w postaci krótkich fragmentów, „klipów”, które uważam za wyjaśnienie naszego podświadomego podejścia do otrzymania wiedzy. Według tej teorii przeczytanie artykułu naukowego i obejrzenie kilku krótkich filmików (nawet nie mających nic wspólnego z nauką) dadzą podobny efekt fizjologiczny w postaci otrzymania dopaminy, ale wysiłek i szybkość otrzymania „nagrody” nie są porównywalne.
Bardzo dziękujemy za komentarz. Myślę,że wyjaśnieniem Pana wątpliwości jest następujący fragment argumentacji Pani Mai: „Satysfakcji (w postaci dopaminy) nie daje dokładne zgłębienie i zrozumienie tematu, ale oczekiwanie na informację i moment pierwszej styczności z nią. Stąd, częstsze otrzymywanie niewielkich porcji informacji jest bardziej satysfakcjonujące dla naszego mózgu niż rzadsze zdobywanie dużych porcji”. O ile dobrze Pana rozumiem, jest to zgodne, przynajmniej częściowo, z Pańskim rozpoznaniem sytuacji (clip thinking).
Niezbyt mogę się zgodzić z powyższym stanowiskiem, choć wiele z tych tez jest obiegowych.
1. Uzależnienie od informacji jest cechą charakterystyczną nie dla nowoczesnego Homo Sapiens, ani nawet dla pierwotnego, ale dla całego fenomenu Życia na naszej planecie, i gdziekolwiek indziej. Roślina używa informacji o wektorze grawitacji, aby wypuścić kiełek w dół, a łodyżkę w górę. Antylopa używa zapachu lwa za krzakiem aby przeżyć, a bakteria gradientu stężenia substancji z rozkładu, aby dotrzeć do pożywienia.
2. To, co unikalne dla Homo Sapiens (w ogóle, a należące do dziedziny informacji), to wynalazek języka składniowego, obecny trwale od ok. 40000 lat. Systemy komunikacyjne nieskładniowe są powszechne u wszystkich gatunków stadnych – to racja istnienia stada.
3. To, co szczególne dla naszych czasów, to eksplozja częstotliwości innowacji. Kiedy nowości pojawiały się w skali tysiącleci czy stuleci, nikt nie był tego świadomy. Kiedy następują w skali kolejnych lat, to ma to głębokie skutki psychiczne, społeczne i polityczne.
4. To, co gratyfikuje psychicznie, zależy od konstrukcji osobowości jednostki. Typowa zawartość „internetów” może budzić odrazę, a merytoryczny, poprawny, ścisły, wyczerpujący i zwięzły opis tłumaczący jakieś zjawisko lub obiekt może budzić zachwyt i szczęście. Nawet w tekście naukowym. „Clip thinking” – staje się surogatem zrozumienia.
5. Problemem jest niezdolność rozumienia przedmiotu percepcji obecna u wielu ludzi. Zalew komunikatów bez treści wydaje się temu sprzyjać. Np. w Wikipedii PL, często hasło, mimo że obszerne, nie tłumaczy zagadnienia. Zaprzeczające sobie stwierdzenia świadczą, że i autor tego nie rozumiał. Dopiero zajrzenie do wersji EN lub DE sprawę często wyjaśnia.
6. Powyższe zjawisko nie jest epidemią naszych czasów. Nasze czasy dostarczyły tylko technik, aby ono stało się ostentacyjnie widoczne (dla widzących).
Dziękujemy.
Przemawia do mnie określenie „eksplozja częstotliwości innowacji” jako zwięzła charakterystyka naszych czasów.
Określenie „era informacji” jest z pewnością mocno nadużywane, a być może i my nadużyliśmy go w tytule wpisu.
Ma ono tę wadę, że może być traktowane, zależnie od sposobu rozmienia terminu „informacja”, albo jako puste (bo informacja istniała zawsze, zaś w przypadku ludzkiej cywilizacji zawsze odgrywała ogromną rolę), albo jako zbyt śmiałe (gdy informację zredukujemy do komputerowo przetwarzanych danych, to niecałe 100 lat, jakie minęło od wynalazku komputera zdecydowanie nie zasługuje na miano ery).
Wróćmy jednak do „eksplozji częstotliwości innowacji”.
Uznając to określenia za trafne, możemy się zastanawiać, czy ta eksplozja byłaby możliwa bez wynalazku komputera cyfrowego (ok. połowy XX wieku), a idąc dalej, bez takich wynalazków jak Internet czy różne techniki sztucznej inteligencji… Wszystkie one służą do przetwarzania, eksploracji, udostępniania (…) danych czyli jakiejś formy informacji. Jeśli zatem za decydujący czynnik przyspieszenia (eksplozji) innowacji uznamy zaistnienie, a potem gwałtowny rozwój, nie istniejących wcześniej technologii przetwarzania informacji, to sporo osób może nie czuć dyskomfortu posługując się terminem „era informacji”. Być może, traktując go jako wycelowany w przyszłość: era dopiero się zaczęła…
Odniosę się także do zdania „Problemem jest niezdolność rozumienia przedmiotu percepcji obecna u wielu ludzi”.
Zgoda.
Można się zastanawiać jednak, i ja tak rozumiem ostatnie fragmenty wpisu Pani Mai, czy nie wkroczyliśmy na niebezpieczną ścieżkę uzależniania ludzi od technologii, które tę niezdolność pogłębiają. W połączeniu ze zjawiskiem eksplozji innowacji w tym zakresie, możemy się obawiać, czy faktycznie nie wkroczyliśmy już (albo: nie wkroczymy za chwilę) w etap „epidemii”.
Niektórzy nawet proponują sugestywne nazwy: jak „cyfrowa demencja” wg. Manfreda Spitzera.
Jeszcze raz dziękuję za pobudzający do myślenia komentarz.
Być może moje spostrzeżenia wzbudzą chęć włączenia się do rozmowy u kolejnych osób :)
Zgoda.
Widząc reakcje ludowego komentariatu na pandemię COVID i szczepionki, określenie “cyfrowa demencja” wydaje się najtrafniejsze!
Zgadzam się z wieloma Pańskimi uwagami. Podczas rozważania kwestii uzależnienia od informacji również doszłam do wniosku, że jest ona czymś obecnym w zasadzie od zawsze i warunkuje przebieg wydarzeń w przyrodzie. Być może całość artykułu jest bardziej trafna, gdy informację zdefiniujemy w ujęciu psychologicznym jako przedstawienie (sobie) czegoś, nadanie czemuś formy, nie zaś dowolną porcję danych (z czym wiązałoby się wspomniane przez Pana wynalezienie języka składniowego). Zdecydowanie również popieram ostatnią tezę, że omawiane zjawisko ma swoje źródło o wiele wcześniej, a technologia jedynie je uwidacznia. Procesy myślowe i tendencje ludzkie za to odpowiedzialne są obecne w społeczeństwie od dawna. Być może nawet społeczeństwo np. XVI wieku postawione w obliczu współczesnych technologii jeszcze bardziej uwidoczniłoby owe cechy.
Problemem informacji obecnie dostępnych nie jest ich ilość czy sposób przekazania. Tak jak wspomnieliście państwo dostęp do informacji służy pewnemu celu – ma ochronić lub wysunąć na prowadzenie organizm który o te informacje się stara i ja interpretuje.
Problemem jest to że według mnie, w dzisiejszych czasach informacje dostępne na tik toku, Instagramie i innych platformach prezentujących informacje w takim formacie, nie pomagają użytkownikom wiedzieć więcej, w większości przypadków. Coraz częściej sięga się po tego typu media kiedy chcemy się „oderwać” od „męczącej” i przytłaczającej rzeczywistości. Więc teoretycznie jest to dobry argument za tym by używać takich platform, lecz w rzeczywistości dobrze wiemy z badań, że oglądanie życia innych ludzi w internecie ma odwrotny skutek – jesteśmy zazdrośni i jeszcze bardziej zestresowani niż byliśmy. Równocześnie nie wydaje mi się żeby można było nazwać uzależnieniem chęć do zdobywania wiedzy poprzez wykorzystanie nowych form przekazu informacji, a więc dla mnie czynnikiem rozgraniczających pomiędzy tymi dwoma stanami (zależnością, a ZALEŻNOŚCIĄ) jest cel który nam przyświeca przed oraz w trakcie użytkowania informacji i świadomość tego co w danej chwili robimy.
Dodatkowo fakt iż nie mamy kontroli nad treściami wyświetlanymi, a jedynie algorytm, jest wykorzystywany do reklamowania usług i towarów a więc mamy złudzenie że udało nam się odkryć pewien produkt gdzie w rzeczywistości to korporacji udało się znaleźć klienta. Więc to nie my jesteśmy beneficjentami informacji lecz druga strona.
Uważam, że powyższy artykuł niesie ciekawe spojrzenie na poruszany temat, jednak niekiedy niezrozumiale zacierane są granice pomiędzy pojęciem „informacja” używanym dosłownie, a „informacją” w domyśle mówiącą o treściach internetowych.
Osobiście uważam, że człowiek jest zależny od informacji szczególnie w kontekście definicji: zależność ż V 1. <>, gdyż właśnie ilość i jakość informacji od zawsze warunkowała jego rozwój. Tego pokłosiem i jednoczesnym domknięciem „błędnego koła zależności od informacji” jest „formalizacja” opisana w artykule, jednak nie zmieniło się to w erze cyfryzacji i informatyki, zmieniła się jedynie forma tejże formalizacji.
Moim zdaniem cyfryzacja i rozwój informatyki dały narzędzie do zarabiania na dostarczaniu informacji przez znaczne ilości osób. To w głównej mierze zapoczątkowało masową wymianę informacji za pomocą urządzeń cyfrowych. Całe to zjawisko, ponownie, pierwotnie zostało sprowokowane rozwojem.
Zjawisko to skłaniałabym się tłumaczyć raczej konsekwencją tej pierwotnej zależności rozwoju od informacji. W tym także w kontekście życia społecznego.
Samo słowo uzależnienie pozostawiłabym do określania sytuacji patologicznych zachowań szukania np. w internecie alternatywy dla prawdziwego życia i bezpośredniego kontaktu z człowiekiem.
Ostatni komentarz otwiera ciekawe pole dalszej rozmowy.
Tak, termin „uzależnienie” stosuje się przeważnie od opisu zależności patologicznych, jak uzależnienia od alkoholu, narkotyków, seksu…
W tekście otwierającym naszą dyskusję Pani Maja uznała bardzo ogólnie, że samo kompulsywne wyszukiwanie i przeglądanie informacji w Internecie (czy innych źródłach) nabiera w coraz szybszym tempie znamion patologii. I dlatego prawdopodobnie użyła słowa „uzależnienie”.
Obiektywnie rzecz biorąc, ludzie nie potrzebują aż tylu informacji i aż tak intensywnego dostępu do nich, a mimo to wyszukują, klikają, przeglądają (raczej pobieżnie), reagują (raczej lakonicznie) itd… Stoi za tym niepokojącym zjawiskiem i współczesna technologia, i polityka „producentów informacji”, i biologia naszego organizmu (łaknącego kolejnych dawek dopaminy)…
Faktycznie jednak, owo ogólne uzależnienie od (dostępu do) informacji może przybierać różne szczególne formy, mniej lub bardziej dla ludzi groźne — plenią się zatem uzależnienie od social mediów, gier komputerowych, internetowej pornografii etc…
Wracając do głównego przedmiotu dyskusji, można postawić problem, na ile tego rodzaju szczególne uzależnienia są inicjowane, a także pogłębiane, przez ogólne i charakterystyczne dla naszych czasów od dostępu do informacji (to wskazane we wpisie pani Mai)…
Czy są tu jakieś istotne związki?
W przypadku których uzależnień są one najbardziej znaczące?
Na moje oko to byłyby ciekawe tematy do dalszej dyskusji…
Zastanawia mnie wykorzystanie słowa „informacje”. Uważam, że wpis porusza ważną kwestię tego w jakim kierunku zmierza społeczeństwo, jednak tak jak wspomniano wcześniej w komentarzach, mam wrażenie, że została zatarta granica między informacją, informatyką, a cyfryzacją. Informacja to nie tylko wiadomości jakie uzyskujemy poprzez Internet, cyfryzacje, ale i również wszelkie sygnały jakie odbieramy z zewnątrz – np. informacja o temperaturze, czy samopoczuciu. Zatem informacja w pełnym swoim znaczeniu nie może być czymś uzależniającym, jesteśmy i będziemy od niej zależni, tak samo jak np. od wody. Źródłem uzależnienia wspomnianego we wpisie nie jest sama informacja, ale to jakie są konsekwencje nieznania danej informacji – np. złe postępowanie, zbyt późna reakcja na dane wydarzenia, niestosowne ubranie i wiele innych.
Podoba mi się końcowy wniosek wspomniany przez autorkę – zależność od informacji. Zostało to przedstawione jako potencjalny efekt, jednak uważam, że zależność od informacji (o których mowa we wpisie) już występuje, niezależnie od naszej zgody. Wszystkie niezbędne elementy dobrego funkcjonowania – zdrowie, praca, życie w społeczeństwie, akceptacja, rozwój – wymagają dostępu do informacji i podporządkowaniu się systemowi, przez jaki są one prezentowane.
Bardzo dziękuję za uwagę. Pisząc tekst, starałam sie ująć pojęcie informacji jak najszerzej, ale rzeczywiście – z perspektywy człowieka współczesnego stosunek informacji otrzymywanych ze źródeł cyfrowych do tych otrzymywanych ze źródeł „tradycyjnych” wciąż niekoniecznie jest tak duży, jak się wydaje. A to właśnie na relacji człowiek-informacje się skupiamy, więc nawet jeśli w tle komputery przetwarzają ich setki (choć pytanie czy wówczas nie należałoby użyć pojęcia „dane”), to informacja cyfrowa niekoniecznie jest dominującym typem informacji.
Tak jak wspominałam już w jednym z komentarzy – w artykule kierowałam się znaczeniem słowa informacja, które wskazuje na intencjonalność przekazu. Dosyć intuicyjnym jest, że pojmujemy informację jako wszystkie bodźce, jakie odbieramy od otoczenia, jednak ja skupiałam się bardziej na jej funkcji w procesie komunikacji.
Słowa, że źródłem uzależnienia są konsekwencje nieznania danej informacji, wydają się bardzo trafne, choć wydaje mi się, że źródłem uzależnienia mogą być również zjawiska towarzyszące otrzymywaniu informacji.
Bardzo interesujące spojrzenie na samo pojęcie słowa INFORMACJA. Dziękuję Pani Joannie Wdowiak za przypomnienie faktu co może stanowić informację.
Z pewnością komunikacja miedzy ludzka, w szczególności ta bezpośrednia, jest sytuacją, w której podświadomie zostaje wymieniona ogromna ilość informacji. Przecież nie tylko komunikaty słowne stanowią informację dla ich odbiorcy. Mimika też stanowi ogromne źródło informacji o stanie i emocjach mówcy jak i odbiorcy. Kolejnym aspektem jest intonacja głosu. To dzięki niej odbiorca jest w stanie stwierdzić czy wysyłany w jego stronę komunikat ma formą neutralną, rozkazującą czy też pytającą, czy zawiera ironię lub sarkazm.
W związku z powyższym, aby funkcjonować w społeczeństwie musimy wymieniać nieskończoną ilość informacji werbalnych i niewerbalnych. Śmiem stwierdzić, że podobnie jak z darknetem, tak i w komunikacji, część niewerbalna komunikacji stanowi ogromną jej większość.
Stąd zgodzę się z Autorką i Panią Joanną odnośnie zależności od informacji. Jednak czy nie w podobny sposób nie funkcjonują zwierzęta lub nawet rośliny? Przecież promień słońca dla rośliny, to też informacja. Nawet niezwykle istotna z perspektywy jej dalszego rozwoju ;-).
Zgodzę się z Państwa spojrzeniem na aspekt pozyskiwania informacji. Z biologicznego punktu widzenia zależność organizmów od informacji jest niepodważalna. W tym celu organizmy wykształciły szereg „czujników”, które umożliwiają odbiór sygnałów (informacji) z otoczenia. Dzięki ich analizie są w stanie dostosować swoje procesy życiowe.
Pod tym względem zakłócenie tego mechanizmu w przyrodzie sprawiłoby, że nie dzisiejszy świat prawdopodobnie nie byłby w stanie istnieć. Z pewnością trudno mówić o rozwoju roślinności czy zwierząt w momencie, gdy są one pozbawione podstawowej cechy jaką jest adaptacja do zmieniających się warunków otoczenia.
Na swój sposób można zwrócić uwagę, że wymiana informacji w świecie przyrody ożywionej została wyniesiona na niezwykły wręcz poziom. Organizmy są w stanie poza zwykłą komunikacją dostrzegać niewerbalne komunikaty wysyłane przez „strony rozmowy”. Pamiętając, że niektóre niewerbalne sygnały są wysyłane przez mikrosekundy, niesowitym staje się fakt, że oczy są w stanie je zaobserwować, a mózg właściwie zinterpretować.
Nie zapominajmy, że tak dokładna analiza informacji niewerbalnych jest niezwykle istotna w obecnym świecie. Zapewne każdy słyszał, że najbardziej doświadczeni negocjatorzy są w stanie wyćwiczyć swoje zachowania tak, aby nie przekazywać żadnych podświadomych komunikatów drugiej stronie negocjacji. Wszak takie zachowania rzutują na ogromne straty lub zyski firm.
Czytając fragment na temat społecznej zależności od informacji, w mojej głowie pojawiły się pewne przemyślenia.
Pani Maja uważa, że jesteśmy w stanie wieść satysfakcjonujące życie społeczne bez urządzeń nowej technologii i dostępu do informacji pod warunkiem, że będziemy utrzymywać kontakty z ludźmi w realnym świecie. Zgadzam się z tezą, że uczestniczenie w wirtualnym życiu społeczeństwa nie jest podstawową potrzebą człowieka. Ludzie są istotami społecznymi i potrzebują kontaktu z innymi ludźmi. Współczesne technologie mogą ułatwiać nam ten kontakt, ale nie są one niezbędne.
Jednak ważne jest, aby zdawać sobie sprawę z zagrożeń związanych z nadmiernym korzystaniem z technologii. Przebywanie zbyt dużo czasu w wirtualnym świecie może prowadzić do izolacji społecznej, problemów ze zdrowiem psychicznym i uzależnienia. Niestety mam wrażenie, że wiele osób ignoruje te zagrożenia lub nie są ich świadomi.
Najbardziej jednak martwi mnie przyszłość. Warto zastanowić się, czy przyszłe pokolenia ludzi wychowywane od początku obok technologii sztucznej inteligencji z coraz mniejszą integracją międzyludzką nie będą miały zaburzonych funkcji społecznych.
Z jednej strony, można argumentować, że technologia może pomóc nam w rozwijaniu naszych umiejętności społecznych. Wirtualna rzeczywistość może przykładowo umożliwić nam trening interakcji z innymi ludźmi w różnych stresowych sytuacjach społecznych, takich jak rozmowa kwalifikacyjna, czy prezentacja. W tak przygotowanym bezpiecznym środowisku, w którym możemy popełniać błędy i uczyć się na nich być może bylibyśmy w stanie przezwyciężyć niektóre z wrodzonych słabości, a być może uniknąć ich poprzez odpowiedni trening za bardzo młodych lat.
Z drugiej strony, istnieje ryzyko, że nadmierne korzystanie z technologii może prowadzić do izolacji społecznej i zaburzeń rozwoju emocjonalnego. Na przykład, dzieci, które spędzają zbyt dużo czasu przed ekranem zamiast wśród rówieśników, mogą mieć trudności z nawiązywaniem relacji z innymi ludźmi i rozwijaniem empatii.
Trudno przewidzieć jak będą zachowywać się ludzie jeżeli przeniesiemy się w czasie parę pokoleń do przodu, gdzie każdy z żyjących ludzi będzie wychowywany przy pomocy, a być może całkowicie przez technologie. Być może rządzący marzą o takim scenariuszu, ponieważ umożliwiłoby to łatwą manipulację ogromem ludzi poprzez wszczepianie im pewnych ideologii i przekonań podczas dorastania. Wtedy cały świat w teorii władany przez człowieka, byłby zależny od technologii, ponieważ ona byłaby odpowiedzialna za kształtowanie i determinowanie umysłu ludzkiego.
Moim zdaniem, wpływ technologii na przyszłe pokolenia ludzi będzie zależał od wielu czynników, w tym od sposobu, w jaki technologia będzie wykorzystywana w edukacji i wychowaniu. Jeśli będziemy świadomi potencjalnych zagrożeń związanych z nadmiernym korzystaniem z technologii, możemy podjąć kroki, aby je zminimalizować. Jednak obawiam się, że niektóre zagrożenia mogą być prędzej czy później nieuniknione.
Bardzo dziękuję za komentarz i zgadzam się, że technologia niesie ze sobą wiele zagrożeń w kwestii ludzkich umiejętności społecznych.
Ciekawym pomysłem jest trening tych umiejętności przy pomocy sztucznej inteligencji. Póki co, trudno jest mi się przekonać, że taki trening byłby równie skuteczny, co przebywanie w gronie bliskich osób, ale myślę, że przy odpowiednim poziomie zaawansowania AI mógłby być pewną „deską ratunku”. Nie sądzę natomiast, żeby był to argument rekompensujący wszystkie zagrożenia.
Wydaje mi się, że aby obecność technologii we współczesnym świecie została dobrze wykorzystana, potrzebna jest u człowieka rozwinięta umiejętność samokontroli i wysoki poziom moralności. Mówi trochę o tym Erich Fromm w książce „Rewolucja nadziei – w stronę uczłowieczonej technologii” i choć to nienajnowsza publikacja, jednak wydaje mi się, że trafnie opisuje niektóre zjawiska i w pewnym sensie wciąż jest aktualna.
Wracając jeszcze do zaburzeń rozwoju emocjonalnego – z tego co wiem, bardzo ważną rolę odgrywa tu fizyczna bliskość – przede wszystkim wewnątrz rodziny, ale myślę, że nie tylko. Tej bliskości natomiast technologia zdecydowanie nie jest w stanie nam zapewnić, więc wizja społeczeństwa ograniczego tylko do kontaktów cyfrowych zdecydowanie nie jest pozytywna.
Odpowiadając na pytanie:
a) Uważam, że wieloznaczność terminu „computing” odzwierciedla ewolucję i rozwój informatyki jako dyscypliny. Z jednej strony, może to być postrzegane jako wykonywanie obliczeń matematycznych lub algorytmicznych, co jest bliskie klasycznemu rozumieniu „obliczania”. Z drugiej strony, computing może obejmować również procesy, które są bardziej abstrakcyjne, takie jak rozwiązywanie problemów, przetwarzanie danych, czy nawet tworzenie i interpretowanie modeli informatycznych. Ta wieloaspektowość odzwierciedla bogactwo i złożoność informatyki jako dziedziny nauki. Osobiście w mojej pracy bardzo popularne jest określenie „cloud computing”, czyli wykonywanie obliczeń (np. uczenie algorytmów) na zdalnych serwerach. Jeszcze np. 10 lat temu to określenie nie było popularne.
b) Związki te są fundamentalne, ponieważ w informatyce wiele operacji opiera się na manipulowaniu liczbami (czy to w formie cyfrowej, czy analogowej). Jednak współczesne computing poszerza ten zakres, włączając w to obszary takie jak przetwarzanie danych nienumerycznych, rozpoznawanie wzorców, uczenie maszynowe i sztuczną inteligencję. W tych kontekstach, operacje na liczbach stanowią tylko część szerszego spektrum działań.
c) Chociaż polskie tłumaczenie „computing” jako „obliczanie” sugeruje skupienie na operacjach liczbowych, może to być zbyt wąskie i ograniczające. Computing w szerszym kontekście obejmuje wiele innych działań, które wykraczają poza samą manipulację liczbami. Na przykład, w dziedzinach takich jak projektowanie oprogramowania, cyberbezpieczeństwo, czy systemy wbudowane, równie ważne są aspekty takie jak logika, struktura danych, interakcja człowiek-komputer i wiele innych. Dlatego redukcja computing wyłącznie do operacji na liczbach może nie oddawać pełni i złożoności tej dyscypliny.
Podsumowując, „computing” to pojęcie ewoluujące i złożone, obejmujące zarówno tradycyjne obliczenia, jak i procesy abstrakcyjne typu przetwarzanie danych czy uczenie maszynowe. Polskie tłumaczenie jako „obliczanie” może być zbyt wąskie, nie oddając pełnej złożoności tej dyscypliny.
Bardzo interesująca analiza :) Tekst skutecznie zwraca uwagę na subtelne, ale istotne rozróżnienie między zależnością a uzależnieniem od informacji. Jest to szczególnie ważne w naszym szybko zmieniającym się świecie, gdzie informacja stała się nie tylko surowcem, ale i narzędziem wpływu. Rzeczywiście, nasza zależność od danych nie jest nowością, ale jej forma i skala w epoce cyfrowej to już zupełnie inna historia. Warto podkreślić, jak artykuł porusza kwestię ewolucji sposobów komunikacji ludzkiej i jej wpływu na nasze życie. Zgadzam się, że zrozumienie tej dynamicznej relacji jest kluczem do zrozumienia nas samych w obecnych czasach.
Bardzo ciekawe spojrzenie na kwestię pozyskiwania i zależności społeczeństwa od informacji. Uważam, że również tutaj warto zwrócić uwagę na wiarygodność pozyskiwanych. Wiele informacji docierających do odbiorcy zawiera informacje błędne lub nie w pełni zgodne ze stanem faktycznym. Nie bez znaczenia jest tutaj zasada działania naszego mózgu, który lubi być szybko zaspokajany. Stąd też interesującym wydaje się trend wśród młodych osób, którzy o bieżących wydarzeniach dowiadują się z postów, grafik czy też krótkich filmów publikowanych w mediach społecznościowych, a nie jakby podpowiadałaby logika z serwisów informacyjnych. Takie podejście do pozyskiwania informacji stawia pod wielkim znakiem zapytania istotność pozyskiwania informacji. Dodatkowo nie bez znaczenia jest tutaj fakt, że współczesne portale społecznościowe są w stanie dostosować się pod względem treści do swoich odbiorców. Ma to ogromne znaczenie pod względem poglądów społecznych. Chociażby wybory. Czy nie znajdujemy się w czasach, w których na przykład skrajnie prawicowy kandydat, przy odpowiednim serwowaniu postów w mediach społecznościowych może okazać się odpowiednim kandydatem zarówno dla prawicy jak i lewicy??
Stąd też nie sposób sprzeczać się z tezą, że jesteśmy zależni od informacji. Jednak czy każdy zdaje sobie sprawę jak pozornie błahe ogłoszenia czy posty mogą oddziaływać na ogół decyzji społecznych? Można rzec, że informacja stała się współczesnym narzędziem władzy, którą można wykorzystać w różnoraki sposób. Z perspektywy globalnej kraj, który w najlepszy sposób opracuje metodę dostarczania informacji społeczeństwu zyska również nad nim władzę.
Bardzo słuszne spostrzeżenie. Rzeczywiście kwestia pozyskiwania wiarygodnych informacji staje się coraz trudniejsza. Niezwykle trudne staje się doszukiwanie się źródeł, które mogą potwierdzić znalezione informacje. Z drugiej zaś strony, czy czas poświęcony na potwierdzenie danej informacji jest współmierny do wiedzy, która otrzymujemy? Czy nie zdarzają się zagadnienia, w których nie warto posiadać pełnej wiedzy w danym temacie?
Kolejnym interesującym zagadnieniem jaki został dostrzeżony przez PH jest kwestia dostarczania informacji do odbiorcy końcowego. Bardzo niepokojący wydaje się fakt, że obecna technologia umożliwia tak ogromną selekcję i indywidualizowanie informacji, że potrafią one pośrednio wpłynąć na czyny i decyzje odbiorcy tych komunikatów.
Nie zmienia to faktu, że człowiek jako istotna, jest całkowicie zależny od informacji. Tak jak zostało to wspomniane w powyższych komentarzach, człowiek jest zależny od informacji, nie tylko tych oznaczających wiedzę na dany temat jak i informacji przekazywanych w inny sposób (niewerbalnie czy tekstowo).
Natomiast mam nadzieję, że kwestie związane z dostarczaniem informacji do ogółu społeczeństwa zostaną w najbliższym czasie doszczegółowione pod względem prawnym. Z pewnością nie będzie to łatwe zadanie, ale warto podkreślać istotę tego problemu i ewentualnych zagrożeń z nim związanych.
Zaciekawił mnie kierunek, który został nakreślony w powyższych komentarzach. Skłoniło mnie to do kilku refleksji.
Jesteśmy zależni od informacji i martwi mnie to, że coraz częściej mówi się o spadku jakości/wartości informacji obecnych w Internecie. Coraz więcej treści powstaje z wykorzystaniem narzędzi sztucznej inteligencji, część jest w całości wygenerowana przez modele językowe. Niepokojące jest to, że kolejne wersje narzędzi sztucznej inteligencji są uczone na podstawie treści wygenerowanych przez te same narzędzia. Z perspektywy technicznej może dojść do ciekawego zjawiska jakim jest sprzężenie zwrotne w postaci tego, że kolejne treści będą powstawały na bazie poprzednio stworzonych.
Martwi mnie, że możemy być w przyszłości zalewani informacjami (dodatkowo w obrębie tzw. bańki informacyjnej), a ich jakość będzie spadać. Dlatego zgadzam się z Katarzyną G., że kwestia regulacji prawnych dla takich obszarów jest bardzo ważna.
Historia pokazuje, że prawo nie nadąża za rozwojem technologii jak i innych dziedzin. Ponadto powątpiewam czy prawo w ogóle jest stanie praktycznie zlikwidować zjawisko zalewania internetu niskiej jakości informacją. Skala jest po prostu ogromna i są w tym naprawdę duże pieniądze.
Generowanie treści przez sztuczną inteligencję jest rzędy wielkości szybsze niż tworzenie ich przez człowieka. To znacząco obniża koszty i sprowadza się do tego, że informacje przekazywane przez ludzi są nieopłacalne. Wydaje się, że nie jest możliwe z tym konkurować. Wyobrażam sobie scenariusz niedalekiej przyszłości, w którym za wysokiej jakości treści pisane przez ludzi trzeba po prostu płacić (poprzez np. subskrybcję) zaufanym serwisom. To z kolei może doprowadzić do poszerzenia się nierówności w dostępie do rzetelnej informacji. Ciekawi mnie, czy inni czytelnicy bloga mają odmienne wizje (może badziej optymistyczne?) przyszłości internetu?
W zupełności zgadzam się z Pańskim przekonaniem: „Ponadto powątpiewam czy prawo w ogóle jest stanie praktycznie zlikwidować zjawisko zalewania internetu niskiej jakości informacją. Skala jest po prostu ogromna i są w tym naprawdę duże pieniądze.”. Dla zobrazowania problemu możemy spojrzeć na sytuację tiktoka w Stanach Zjednoczonych. Większość z nas pamięta groźby rządu USA, że chińska aplikacja zostanie zakazana w całym kraju. Sprawa jednak ciągnie się od 2020 roku i do dziś poczyniono w jej kwestii niewielkie postępy. Walka z cyfrowymi gigantami nie należy do najłatwiejszych.
Co do wizji przyszłości internetu, niestety z mojego punktu widzenia internet również nie zmierza w optymistycznym kierunku. Jestem w stanie sobie wyobrazić płatną subskrypcję, która obejmowałaby treści tworzone przez ludzi, wydaje mi się jednak, że znaczna część społeczeństwa zaakceptuje treści autorstwa sztucznej inteligencji. Już teraz w internecie jest ich niemało i nie wydają się tracić na popularności.
Zgadzam się, że informacja od zawsze była istotnym elementem komunikacji międzyludzkiej i społeczeństwa. Jednak w dobie nowoczesnych technologii, ilość i dostępność informacji znacznie się zwiększyły. Chciałem skupić się na treściach dostępnych w social mediach. Praktycznie niemożliwym jest wyizolowanie w intrenecie jedynie tych treści, które nas interesują. Ten rynek bardzo dynamicznie się rozwija, dostarczając całą masę ‘niepotrzebnych informacji’. Ma to zachęcić użytkownika do zgłębiania nowych treści tak aby jak najdłużej pozostać w aplikacji. Na przestrzeni ostatnich kilku lat najpopularniejszym formatem stały się filmy poniżej minuty. Pozawala to odbiorcy na poznanie dużej ilości informacji w krótkim czasie. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że zależność od informacji coraz częściej przechodzi w uzależnienie. Każdego dnia jesteśmy bombardowani informacjami ze wszystkich stron. Praktycznie niemożliwym jest wyizolowanie w Internecie jedynie tych treści, które nas interesują. Uważam, że prawna czy społeczna zależność od informacji jest pozytywnym zjawiskiem. Jako społeczeństwo się rozwijamy i tworzymy nowe normy. Chce tylko podkreślić, że aktualny wzrost popularności krótkich form przekazu, może stać się niebezpieczny.
Głęboko wątpię, że wspomniane jednominutowe filmiki przez zdecydowaną większość populacji są oglądane w celach informacyjnych. Wydaje mi się, że mają na celu: zabicie czasu; przeglądanie; robienie czegoś, żeby się oderwać od jakiegoś zajęcia wymagającego więcej myślenia. Dodatkowo takowe filmiki, o ile mają jakąś wartość merytoryczną to posiadają również w celowy sposób dodaną silną wiadomość emocjonalną (pozytywną lub częściej negatywną), żeby bardziej przyciągnąć i przytrzymać uwagę użytkownika. Niebezpiecznie w nich jest to, że większość ludzi dzięki zobaczeniu, któregoś z kolei filmiku (zazwyczaj ogląda się je w większych seriach, a nie pojedynczy) zaczyna mieć wyłączony układ testujący otrzymaną informacje (szczególnie u młodszych użytkowników) i zaczyna, bez sprawdzenia, ufać informacji z filmiku. Jako, że ten format jest popularny i bardzo łatwy do skopiowania, po obejrzeniu jednego filmiku, algorytm zacznie pokazywać podobne, przez co bardzo łatwo o rozpowszechnienie się nieprawdziwych informacji i wpływanie na ludzi.
Zgadzam się z Michałem K, że krótkie filmiki, które zyskały ogromną popularność, mają znaczący wpływ na sposób, w jaki konsumujemy informacje. Ich forma i sposób przekazu są dostosowane do przyciągania uwagi, często kosztem głębi merytorycznej. To zjawisko ma wiele implikacji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych.
Z jednej strony, jak zauważył Marcel G, format ten umożliwia szybkie przyswajanie dużej ilości informacji, co może być korzystne w świecie, gdzie czas jest cennym zasobem. Jednakże, zgodnie z uwagami Michała K, krótkie filmiki często są narzędziem rozrywki, a nie rzetelnego informowania. Przeważająca obecność treści emocjonalnych może wpływać na zdolność krytycznego myślenia odbiorców, szczególnie młodszych użytkowników, którzy mogą być bardziej podatni na manipulację.
Nie zapominajmy o mechanizmach działania naszego organizmu. Oczekuje on szybkiego pobudzenia. Dopiero w drugiej kolejności jest brana pod uwagę przydatność pozyskanej informacji. Stąd śmieszne koty są znacznie częściej oglądane niż ciekawa i profesjonalnie przygotowana wizualizacja działania układu napędowego w pojeździe. Jednominutowe filmiki przede wszystkim są nastawione na szybkie pobudzenie odbiorcy. Dodatkowym aspektem związanym z tworzeniem tego typu treści jest nakład czasowy potrzebny na ich przygotowanie. Treści niskiej jakości nie wymagają go zbyt wiele, natomiast w kontekstach naukowych przekazanie dostępnej dla wielu wiedzy na dany temat jest często bardzo trudnym zadaniem. Ostatnio miałem przyjemność wysłuchać wywiadu z twórczynią treści naukowych. Podkreśliła ona, że przygotowanie takiego 1 minutowego filmiku zajmuje jej minimum 1 dzień.
Biorąc pod uwagę jeszcze efekt skali na serwerach danej platformy znajduje się nieporównywalnie więcej treści niskiej jakości. Dlatego też algorytmy mediów społecznościowych, które kierują treści do użytkowników na podstawie ich wcześniejszych interakcji, mogą prowadzić do powstawania tzw. „baniek informacyjnych”. Użytkownicy są wtedy eksponowani na informacje, które potwierdzają ich istniejące przekonania, co może utrudniać im dostęp do różnorodnych perspektyw i sprzyjać dezinformacji.
W związku z powyższym ważnym aspektem tej dyskusji jest również rola edukacji medialnej. Użytkownicy, zwłaszcza młodzież, powinni być wyposażeni w narzędzia i umiejętności niezbędne do krytycznego oceniania treści, które konsumują w mediach społecznościowych. Edukacja w zakresie rozpoznawania wiarygodnych źródeł informacji i rozumienia mechanizmów działania algorytmów może pomóc w ograniczeniu negatywnych skutków wpływu krótkich filmików.
Bardzo ciekawy wpis jednak chciałbym poruszyć pewne dwie kwestie.
Po pierwsze stwierdzono, że możliwe jest życie społeczne bez dostępu do informacji z czym się częściowo zgadzam jednak zaznaczyłbym, że w niektórych grupach społecznych może być to jednak niemożliwe lub utrudnione. Przykładem tutaj może być młodzież a nawet młodsze dzieci które aktualnie pochłaniają coraz większe ilości informacji z Internetu i niekiedy przynależność do takiej grupy może być wręcz podyktowana znajomością najnowszych informacji z dziedziny np. danego trendu. Co prawda jako osoba wolna sami wybieramy czy w danej grupie lub społeczności chcemy uczestniczyć (więc można stwierdzić również na tym etapie, że posiadamy wybór życia społecznego bez informacji) jednak sądzę, że warto zwrócić uwagę na to zjawisko.
Dodatkowo moim zdaniem warto zwrócić również uwagę na sam charakter informacji. Czy jest ona pożyteczna dla nas i „dobra” czy może jest tylko zapchaniem czasu albo jest nieprawdziwa i tym samym jest „zła”. Podział informacji na te dwie grupy oczywiście nie jest absolutny i zależy od danej osoby ale moim zdaniem jest bardzo ważny, bowiem czy uzależnienie od „dobrych” informacji jest tym samym co od tych „złych”? Jakby nie patrzeć wspominany mechanizm nagrody jaki został wypracowany przez nasz umysł został stworzony właśnie po to aby poznawać informacje dobre i przydatne dla nas, zaś próba oszukiwania go przez złe informacje daje nam jedynie krótkie zastrzyki dopaminy ale nie przynosi większego dobra. Dodatkowo samo słowo uzależnienie ma w sobie często wydźwięk negatywny a chciałbym zwrócić uwagę, że takie uzależnienie od „dobrej” informacji jest raczej zjawiskiem do pewnego stopnia pozytywnym – o ile jak wszystko nie zostanie pociągnie do ekstremum. Należy tym samym sobie zadać pytanie czy powinniśmy używać słowa uzależnienie przy informacjach „dobrych” dopiero właśnie dla tych przypadków ekstremalnych, zaś czy przypadkach informacji „złej” powinniśmy mówić o uzależnieniu już o wiele wcześniej?
Owszem istnieją informacje będące dla nas „dobre” i „złe”, jednak nie sądzę by można by było je łatwo rozdzielić i zaszufladkować (poza informacjami które są fake-news, czy agitującymi do konfliktu). Tak więc zdecydowanie kiedy nazwać uzależnienie od informacji uzależnieniem, warunkując na podstawie zawartości pochłanianych treści byłoby zadaniem nadzwyczajnie trudnym.
Nie jestem także pewien, czy nadmiar kontaktu z informacjami które w normalnej sytuacji mogłyby być uznawane za „dobre” jest rzeczywiście czymś dobrym. W przestrzeni internetowej proponowane nam informacje są przeważnie przez jakiś algorytm uwzględniający nasze uprzednie upodobania. Tak więc będą one w pewnej ograniczonej tematyce, o pewnym nacechowaniu ideologicznym, o pewnym nacechowaniu politycznym. Poruszanie się po tej ograniczonej bańce informacyjnej, nie ważne jak „dobre” informacje są w niej zawarte, nie jest rzeczą pożądaną, gdyż może doprowadzić do zniekształcenia postrzegania świata. Tak więc owszem dobrze mieć styczność z „dobrymi” informacjami, ale myślę że innym ważnym czynnikiem do zdrowego obcowania z informacjami jest utrzymanie ich w pewnej różnorodności.
Pytanie tylko w jaki sposób zachować tę różnorodność informacji? Dodawanie jakiegoś % losowych? Na pewno poszerzy to spektrum opcji dla czytelników, ale pytanie dalej pozostaje otwarte – jaka różnorodność? Czy losowe informacje powinny pochodzić z jakiegoś obszaru? Nauka, wydarzenia społeczne, ekonomia? A może wszystko na raz? Wydaje mi się, że w takim przypadku ludzie zaczęli by omijać te losowe informacje i traktowali by je jako „rozpraszacze”. Myślę, że na razie nie znaleziono na to pytanie odpowiedzi.
Przy natłoku informacji faktycznie ciężko się odnaleźć. I o ile nie słyszałem o rozwiązaniach opisywanych wcześniej,to na szczęście zaczynają się pojawiać aplikacje / narzędzia, które pozwalają w wygodny sposób zapoznać się z artykułami informacyjnymi z różnych perspektyw – roboczo nazwijmy to aplikacjami A (od agregowania informacji). Jak to działa? Jak powszechnie wiadomo (prawie-) wszystkie agencje informacyjne faworyzują jakieś poglądy polityczne i pokazują wydarzenia w ich świetle. Aplikacje A pokazują wpisy o wydarzeniu ze wszystkich dostępnych źródeł wraz z informacją o afiliacji politycznej każdego źródła. Co prawda nie rozwiązuje to problemu nadmiaru informacji, ale być może poświęcenie własnego czasu na zapoznanie się z mniejszą liczbą „faktów”, natomiast zapoznanie się z nimi z różnych perspektyw będzie jakimś rozwiązaniem? Albo chociaż krokiem w dobrą stronę?
1. Czy mówienie o pewnej wyjątkowej zależności współczesnego człowieka od informacji nie jest przesadą? Może lepszym określeniem byłaby zależność od nowych technologii?
Mówienie o wyjątkowej zależności współczesnego człowieka od informacji nie jest przesadą, chociaż faktycznie warto rozważyć jak ta zależność łączy się z naszą relacją z nowymi technologiami. Informacja zawsze odgrywała kluczową rolę w życiu ludzi, o czym wspomniała już na wstępie autorka tekstu, ale w dzisiejszych czasach jej znaczenie jest wyjątkowo podkreślone przez rozwój technologiczny.
Wymiana oraz przetwarzanie informacji jest mocno zakorzeniona w ludzkiej naturze, w dawnych czasach wymiana informacjami między ludźmi o źródłach pożywienia lub czyhających niebezpieczeństwach była kluczem, aby przetrwać. Dzisiejsze społeczeństwa oparte są na przetwarzaniu, gromadzeniu oraz udostępnianiu informacji. Systemy edukacji, administracji publicznej czy zdrowia wymagają efektywnego zarządzania informacją, aby sprawnie i skutecznie funkcjonować. Nie da się zaprzeczyć, że nowe technologie tj. internet, telefony czy komputery ułatwiły dostęp do informacji i zwiększyły zdolność przetwarzania informacji.
Nowe technologie działają jako interfejs, który umożliwia nam dostęp do ogromnych zasobów informacji, bez wątpienia dostęp do tak dużej ilości danych nie byłby możliwy, dzięki tym technologiom. Media społecznościowe, z których większość z nas korzysta na co dzień, zmieniły sposób w jaki nawiązujemy oraz podtrzymujemy kontakty z innymi. Informacja podawania w formie postów, wiadomości, czy multimediów jest w tej chwili nieodłącznym elementem naszego życia społecznego, a technologie działa jako „pośrednicy” w tych interakcjach.
Dzięki technologiom posiadamy dostęp do informacji na niespotykaną dotąd skalę. Być może, w związku z tym, bardziej trafnym określeniem będzie „zależność od informacji wspomaganej przez nowe technologie”? Obydwa te elementy się wzajemnie uzupełniają, są ze sobą związane, a także tworzą podstawę współczesnego społeczeństwa informacyjnego.
2. Czy możemy dziś przeżyć bez informacji?
Bez wątpienia zgadzam się z autorką tekstu. Owszem, w rozumieniu biologicznym przeżycie bez informacji jest jak najbardziej możliwe, ale życie na wysokim lub średnim poziomie komfortu bez informacji jest z kolei niemal niemożliwe, w dzisiejszym społeczeństwie informacja jest niezbędna. Uważam, że izolacja, odcięcie się od informacji skutkowałaby obniżeniem jakości oraz poziomu życia, a także ograniczeniem możliwości. Dlaczego? Przede wszystkim utrudniłoby to dostęp do opieki zdrowotnej, edukacji i uczestnictwa w życiu społecznym. Kolejnym przykładem jest trudność w nawiązaniu oraz utrzymaniu relacji, uniemożliwienie bycia na bieżąco z wydarzeniami na świecie, ponieważ media społecznościowe, wiadomości, książki są źródłem wiedzy, rozrywki oraz kontaktu z innymi ludźmi. W skrajnych przypadkach brak dostępu do informacji może doprowadzić do wykluczenia, marginalizacji społecznej.
Informacja jest potrzebna do funkcjonowania w wielu podstawowych obszarach życia, takich jak:
– edukacja – zdobywanie wykształcenia wymaga siłą rzeczy dostępu do informacji, materiałów dydaktycznych, także interakcji z nauczycielami oraz rówieśnikami. Edukacja nie jest możliwa bez informacji.
– praca – w obecnych czasach większość zawodów wymaga stałego dostępu do informacji. Przykładowo pracownicy biurowi potrzebują danych do analiz, raportów oraz podejmowania decyzji. Coraz częściej z technologii i informacji korzystają osoby pracujące fizycznie np. na produkcji.
– opieka zdrowotna – rejestracja do lekarzy, badania diagnostyczne, leczenie opierają się na analizie informacji, jej gromadzeniu oraz przetwarzaniu. Obecnie elektroniczne kartoteki pacjentów, systemy ubezpieczeń zdrowotnych są nieodłącznym elementem opieki zdrowotnej.
– prawo i administracja – współczesne państwa opierają się na skomplikowanych systemach prawnych oraz administracyjnych, które wymagają precyzyjnej i aktualnej informacji. Obowiązkiem obywateli jest znajomość prawa, przestrzeganie go, płacenie podatków – wymaga to jednak dostępu do informacji.
3. Czy jesteśmy dziś w stanie wieść satysfakcjonujące życie społeczne bez urządzeń nowej technologii i dostępu do odpowiednio wysokiej ilości informacji?
Odmiennie, niż autorka tekstu uważam, że we współczesnych czasach nie jesteśmy w stanie wieść satysfakcjonującego życia bez urządzeń nowej technologii i dostępu do odpowiednio wysokiej ilości informacji. W dzisiejszych czasach technologia i dostęp do dużych zasobów informacji stały się integralną częścią naszego życia społecznego. Jesteśmy przyzwyczajeni do komunikowania się za pomocą telefonów, korzystania z mediów społecznościowych, wyszukiwania informacji w internecie i uczestniczenia w cyfrowych formach rozrywki. Te narzędzia i platformy stały się dla nas naturalnymi sposobami nawiązywania i utrzymywania relacji, wyrażania siebie oraz umożliwia nam pozostawanie na bieżąco z wydarzeniami na świecie. Dostęp do dużej ilości informacji może powodować wydzielanie dopaminy, co z kolei może prowadzić do uzależnienia. Myślę, że większość z nas już jest uzależniona od dużej ilości informacji oraz nowoczesnych technologii. Współczesne technologie, takie jak telefony, media społecznościowe i internet, dostarczają nam ciągłego strumienia nowych informacji. Każde powiadomienie, wiadomość może być źródłem nowości, co powoduje wydzielanie dopaminy, chcemy sprawdzać nasze urządzenia coraz częściej, a to z kolei prowadzi do uzależnienia. Tendencja do poszukiwania nowości jest ewolucyjnie uwarunkowana, ponieważ tak jak wspomniałam w odpowiedzi na pytanie 1, zdobywanie informacji mogło w przeszłości zwiększać szanse na przetrwanie.
4. Co nasz mózg widzi pozytywnego, przyjemnego w informacji?
Tak jak pisała autorka tekstu, istnieje wiele powodów. Po pierwsze, tak jak już wspominałam, nowe informacje stymulują wydzielanie dopaminy, co daje uczucie nagrody i satysfakcji, czerpiemy przyjemność z odkrywania nowych rzeczy. Informacje zaspokajają naszą ciekawość i pragnienie nowości. Mózg jest zaprogramowany tak, by poszukiwać nowych i zaskakujących informacji, ponieważ mogą one być kluczowe dla naszego przetrwania i adaptacji do zmieniających się warunków. Zdobywanie nowych danych pomaga nam lepiej rozumieć otaczający świat, co daje nam poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Dzięki temu możemy podejmować bardziej świadome decyzje i lepiej radzić sobie w różnych sytuacjach. Interakcje społeczne również odgrywają ważną rolę. Dzielenie się wiedzą i informacjami z innymi ludźmi wzmacnia nasze więzi społeczne, buduje zaufanie, współpracę. Kiedy wymieniamy informacje, czujemy się bardziej „połączeni” z innymi, co jest istotnym aspektem naszego życia społecznego. Na koniec dodam, że posiadanie informacji daje nam poczucie, że jesteśmy lepiej przygotowani na przyszłość, co zmniejsza nasze poczucie niepewności i stresu. Wiedza na temat otaczającego nas świata oraz możliwość przewidywania przyszłych wydarzeń daje nam większe poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad naszym życiem. Wszystkie te czynniki sprawiają, że nasz mózg widzi w informacji coś pozytywnego i przyjemnego, co w konsekwencji może jednak prowadzić do uzależnienia od ciągłego strumienia nowych danych.
Dzisiejszy sposób konsumowania informacji w internecie jest chory – bo tak najlepiej go określić. Teihard de Chardin, francuski duchowny i filozof, wysunął tezę jakoby cechą materii było dążenie do coraz większej koplikacji struktur. Ludzki mózg stał się najwyższą formą tej skomplikowanej materii, lecz nie na tym tworzenie się struktur stanęło.
Życie opiera się w ogromnej mierze na przesyle informacji. Mózg ludzki razem z układem nerwowym w organizmie człowieka jako wybitna maszyna przesyła informacje pomiędzy partiami zbitych komórek tworzących z materii – z błota – ludzką istotę.
Wraz z powstaniem pisma i administracji poczyniliśmi kolejny krok na drodze do dalszego komplikowania „błota” – połączyliśmy organizmy między sobą w wymiarach przestrzennych ale i wymiarze czasu!
Kolejnym takim krokiem było powstanie internetu. Sposobu na, tak naprawde, ultra-szybkie przesyłanie informacji pomiędzy jednostkami społeczeństwa budujące wielki globalby organizm ludzkości.
Internet nie jest niezbędny do przeżycia. Ale jest niezbędny do naturalnego procesu rozwoju ludzkości i materii.
Jednak może ludzki mózg nie jest jeszcze gotowy na włączenie do globalnej sieci myślących organizmów? Być może ilość informacji jaką na codzień potrafimy zdobyć jest bez odpowiedniej edukacji i higieny przysfajanych sobie informacji jest bezużyteczna i zgubna? Prowadzi do wspomnianych w tym wątku „baniek informaccyjnych”, do uzależnień od głupich filmików w internecie.
Internet to piękny twór. Przesył informacji to ogromny dar – niesamowity skok w przód w ewolucji ludzkości. Musimy tylko jeszcze nauczyć się z niego korzystać. :)
Rozmawiając kiedyś o aplikacjach mediów społecznościowych, usłyszałem stwierdzenie „najlepsza aplikacja to taka, z której korzystają przyjaciele”. Analogicznie jest dodając do porównania życie bez nowej technologii. O życiu społecznym bez mediów społecznościowych nie jesteśmy w stanie zadecydować sami, lecz decydują o tym wszyscy ci, z którymi chcemy utrzymywać kontakt. Jeśli zaproszenia na spotkania są dystrybuowane przez media społecznościowe, niekorzystanie z nowej technologii skutkuje naszą nieobecnością. W czasach, gdzie znaczna większość osób posiada konta na stronach społecznościowych, te strony stały się źródłem informacji, która jest czasem niezbędna do życia społecznego – nie możemy brać w nim udziału, jeśli nie mamy świadomości że się odbywa. Również kontakt z bliskimi jest zdecydowanie łatwiejszy używając nowych technologii. Anegdotalnie, mieszkając w domu studenckim nie przyjmującym poczty oraz mając rodzinę w Wielkopolsce i Małopolsce, utrzymanie kontaktu bez osobistej podróży jest dla mnie praktycznie niemożliwe, gdyby nie łączność telekomunikacyjna.
Bardzo ciekawe rozważania odnośnie „życia człowieka w erze informacji”. Osobiście zgadzam się ze stanowiskiem że żyjemy w erze informacji, czyli w czasach gdzie zewsząd otaczają nas informacje w różnej formie i o różnej treści. Odnoszę wrażenie, że w dobie wszechobecnych reklam, Internetu i stałego dostępu do wiadomości, newsów i różnego rodzaju danych, ciężej jest odgrodzić się od ciągłego napływu informacji, niż znaleźć interesujące nas w danej chwili informacje na jakiś konkretny temat.
Jak Autorka zauważyła społeczeństwo dąży do formalizacji, co w mojej opinii od urodzenia „skazuje” człowieka na pewnego rodzaju zależność od informacji. W niektórych obszarach życia, jak chociażby przy załatwianiu spraw administracyjnych i prawnych, obcowanie z takimi informacjami w sformalizowanej postaci jest nieuniknione. Nasuwa się jednak pytanie czy jest to sytuacja niepożądana, zła, czy może jednak człowiek czerpie więcej korzyści niż strat z takiego stanu rzeczy.
Uważam, że w pewnych aspektach życia zależność człowieka od informacji ma jednak więcej korzyści niż wad. Są to głównie sektory gdzie ułatwia ona pewne działania człowiekowi i jednocześnie nie wywiera zbyt wielu negatywnych skutków.
Problem jednak pojawia się gdy dostęp do informacji nie jest już tylko dostępem, lecz staje się wręcz natłokiem informacji, a człowiek mimo braku konieczności obcowania z nią, mimowolnie szuka wciąż tegoż kontaktu, co prowadzić może do „przebodźcowania”. W mojej opinii wtedy dochodzi już do uzależnienia od informacji.
Jako młoda osoba obecna między innymi w social mediach doświadczam tego zjawiska i obserwuję jego niepokojące skutki. Od pewnego czasu stale popularność zyskują krótkie formy wideo, tzw. rolki, które opierają się na przedstawieniu skondensowanej informacji w kilkunasto sekundowym materiale, który ma zaciekawić bądź zaintrygować odbiorcę, i przekazaniu jak największej jej ilości w jak najkrótszym czasie. Tego typu filmiki silnie oddziałują na mózg człowieka, gdyż tak jak Autorka wspomniała, taki krótki kontakt z ciekawymi informacjami powoduje wyrzuty dopaminy i uaktywnienie ośrodka nagrody. Tego typu materiały bywają równie uzależniające jak inne używki, a człowiek który wpadnie do takiej „studni bez dna” chce coraz więcej i nierzadko jest w stanie spędzić nawet 2 godziny czasu „scrollując” takie filmiki. Z tego powodu jestem zwolennikiem ograniczania czasu spędzanego w social mediach, aby chronić swój mózg przed tym poważnym uzależnieniem.
Podsumowując uważam, że obecnie żyjemy w czasach gdzie obcowanie z informacją, w wielu jej formach, jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie, natomiast człowiek, którego naturalną cechą jest ciekawość, stale narażony jest na uzależnienie od informacji, które „podawane mu są” w coraz to bardziej skondensowanej i przyciągającej uwagę postaci. Należy więc rozważnie korzystać z dóbr i wygód, które oferuje nam współczesny świat, gdyż użytkowane w zły sposób, nierzadko stanowić mogą one również zagrożenie.
To prawda, że zależność od informacji może przybierać różne formy. W kontekście FOMO, uzależnienie to staje się bardziej złożone — nie tylko jesteśmy zależni od informacji potrzebnych do funkcjonowania w społeczeństwie, ale także od tych, które wytwarzają poczucie przynależności i aktualności. W rezultacie, nasza interakcja z informacją przestaje być świadomym wyborem, a staje się impulsywną reakcją na potrzeby emocjonalne. Obecnie wiele ludzi posiada rozbudowane wirtualne życie, a w związku z tym powiadomienia z telefonu stają się istotną częscią ich życia, często nawet bardziej zachęcającą niż rzeczywistość. Moim zdaniem, problemem jest brak możliwości znalezienia złotego środka. Ale czy owy złoty środek w ogóle istnieje? Czy można w pełni korzystać z życia danego nam przez naturę, jednocześnie prowadząc wirtualne? Podsumowując, myślę mimo wszystko, że poprzez refleksję nad naszymi potrzebami oraz świadome ograniczenie czasu spędzanego w sieci, możemy stworzyć przestrzeń na głębsze relacje i autentyczne przeżycia w realnym świecie.
Choć o informacji mówi się dużo w ostatnich czasach, jesteśmy od niej zależni tak naprawdę od zawsze czy mówiąc precyzyjniej – jesteśmy zależni od wiedzy. Moim ulubionym przykładem pokazującym relację między informacją a wiedzą jest obraz Seurata „Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte”. Informacja to pojedynczy punkt na płótnie, wiedzą jest zaś cały obraz, który daje nomen omen obraz przedstawianego zagadnienia. Patrząc na pojedynczy punkt nie można dostrzec niczego, dopiero ich połączenie ukazuje pełen obraz. Na podstawie tego przykładu możemy opisać parę zagadnień pojawiających się we wpisie.
Dla człowieka prymitywnego ważną informacją był chociażby wpływ jaki na jego ciało będzie miało zjedzenie owoców danej rośliny. Po zebraniu informacji o paru takich roślinach, z pojedynczych punktów zaczyna malować się obraz zaspokajania swoich potrzeb żywieniowych. Poprzez zbieranie informacji o nowych roślinach można dodać do tego obrazu nowe punkty. Jednak pojawia się tu zasadnicze rozróżnienie między zdobywanymi informacjami – nowe punkty mogą albo trafiać w puste przestrzenie pomiędzy już istniejącymi punktami albo pojawiać się poza dotychczasowym obrazem, powiększając go. Pierwszy typ punktów może jedynie sprawić, że obraz stanie się bardziej wyraźny, jednak jaki sens niesie takie utwierdzanie się w przekonaniu, jeżeli było ono już dostatecznie mocne? Tylko drugi typ informacji – „informacji rozwojowej” – powiększa obraz w sposób dający temu przyrostowi wymierną wartość. Ten podział jest kluczowy dla zrozumienia ludzkiego uzależnienia od informacji w dzisiejszym świecie. Przyjemność ze zdobywania nowej informacji ma miejsce przy każdym jej typie, nawet jeśli ten punkt nie wnosi dużo do pełni obrazu. Przez taką iluzję zysku oszukujemy się, że poznajemy coś „nowego”, nawet gdy wcale nie jest to dla nas takie nowe, a bliźniaczo podobne informacje widzieliśmy już dziesiątki razy.
W tym kontekście warto jest się zastanowić czego odpowiednikiem jest stawianie kolejnych kropek tuż obok albo nawet i w miejscu tych, które już istnieją. Myślę, że tutaj zakrada się kolejna iluzja, tym razem iluzja przyrostu informacji. Czy to, że danej chorobie nadamy jakiś numer identyfikacyjny w systemie, rzeczywiście stanowi przyrost informacji? Przecież nie sprawia to, że cokolwiek więcej o niej wiemy. Czy nie jest to tylko kolejne dotknięcie pędzla w tym samym miejscu?
Osobiście, jestem zdania, że człowiek jest zależny od informacji, a odejście od ich przepływu może okazać się szkodliwe. Ich ilość oraz treść kształtują nie tylko pojedyncze jednostki ale całe grupy społeczne. Głównym zadaniem informacji jest ułatwianie nam życia, kosztem ich przyswojenia oraz zapamiętania. Przykładem mogą być właśnie najprostsze znaki drogowe otaczające nas na drogach publicznych. Ich zadaniem jest upłynnienie ruchu ale i zwiększenie bezpieczeństwa kierowców. Takie rozwiązanie nie miałoby najmniejszego sensu gdyby nie było wymagane od wszystkich uczestników ruchu. Wiele osób może odrzucić ten przykład, ponieważ nie jest to obligatoryjna zależność od informacji, gdyż ludzie są w stanie przeżyć całe swoje życie bez wsiadania za kółko ani razu.
Dlatego też przytoczę kolejne przykłady którymi są ubiór oraz słowa które wypowiadamy. Połącznie tych dwóch rzeczy początkowo może wydawać się bezsensowne jednak mam nadzieje, że wszystko się zaraz rozjaśni. Człowiek który nie jest zależny od informacji, nie będzie posiadał żadnych wskazówek jak powinien zachowywać się wśród ludzi którzy już je znają. Taka osoba może zostać wykluczona przez społeczeństwo poprzez niedostosowanie się do norm kulturowych związanych z ubiorem bądź wypowiadaniem się w określony sposób. Taki człowiek z dużym prawdopodobieństwem będzie zdany tylko na siebie, co może okazać się trudne, gdyż człowiek jest istotą społeczną.
Prawdą jest, że typowa dla wszystkich zależność od informacji jest w stanie przerodzić się w poważne uzależnienie. Ciekawym jednak jest to co jest przyczyną owego przekształcenia. Pewnym jest to, że nic się nie dzieje samo z siebie. Czy powodem może być wiek odbiorców, a może środowisko lub ludzie którymi się otaczają? W obecnych czasach wiele najmłodszych pokoleń jest uzależniona od skondensowanych informacji przedstawianych za pomocą krótkich filmików, jednak w tych środowiskach występują jednostki których nie dosięgnął dewastujący wpływ mediów społecznościowych.
Bardzo ciekawa tematyka. Po lekturze zastanawiam się, jak możemy znaleźć równowagę między korzystaniem z informacji a unikaniem uzależnienia? Czy są jakieś sposoby, które pomogą świadomie zarządzać naszą relacją z informacją? Na pewno konieczna jest edukacja na temat negatywnego wpływu nadmiernego bombardowania naszego mózgu informacjami. Wiele ludzi nie zdaje sobie sprawy jak takie „przedopaminowanie” wpływa na nasze życie społeczne i zdolności poznawcze. Sam często łapię się na czytaniu i oglądaniu materiałów, które mnie de facto nie interesują. Chciałbym poznać opinie innych czytelników na ten temat – jak radzicie sobie z nadmiarem informacji i gdzie widzicie granicę między zdrową zależnością a uzależnieniem?
Mam bardzo podobne przemyślenia do Pana. Wszechobecne informacje, które docierają do nas z całego świata, sprawiają, że mózg człowieka jest stale przebodźcowany. Przez lata człowiek żył świadomy jedynie najbliższej okolicy, tylko tego, co widział i słyszał. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat wszystko się zmieniło, początkowo dzięki gazetom, radiu, następnie telewizji oraz internetowi. Dla człowieka informacja była niegdyś rzeczą cenną, zwiększającą wręcz szanse na przeżycie. Dlatego obecnie, mimo że informacje stały się czymś zwykłym i codziennym, to wciąż odczuwamy je jako cenne. Fakt ten, w połączeniu z tym, że aby uzyskać wiadomości wystarczy kilka kliknięć na smartfonie, powoduje, że tak łatwo uzależnić się od informacji. Jest to groźne zjawisko, gdyż często nie jesteśmy go świadomi; trudno nam dostrzegać zło w informacji.
Gdzie jest granica między uzależnieniem a zdobywaniem wartościowej wiedzy? Według mnie złe uzależnienie pojawia się, gdy otrzymane informacje „wpadają jednym uchem, a drugim wylatują”, czyli gdy nie wyciągamy z nich żadnych wniosków. Czas spędzony w ten sposób jest po prostu czasem straconym, a nasz mózg staje się coraz bardziej przebodźcowany, co może rzeczywiście wpływać na nasze zdolności umysłowe.
Jak temu zapobiec? Jak wspomniał Pan w komentarzu powyżej, konieczna jest przede wszystkim edukacja i świadomość problemu. Trudno jest pokonać instynkt, który każe nam zdobywać jak najwięcej informacji; jednak racjonalne, świadome kontrolowanie własnych działań może pozwolić na powstrzymanie się od obejrzenia kolejnego programu informacyjnego lub kliknięcia następnego artykułu, który wcale nas nie interesuje.
Myślę, że artykuł daje ciekawą perspektywę na problem uzależnienia i zależności człowieka od informacji – faktycznie zdaje się, że człowiek jako istota społeczna od zawsze był od informacji zależny i jest to rzecz naturalna. Jeśli chodzi o uzależnienie od informacji – oglądałem jakiś czas temu analizę na ten temat w serwisie YouTube i wydała mi się bardzo ciekawa. Wygląda na to, że we współczesnym świecie człowiekowi jest dużo łatwiej uzależnić się od informacji. Jest to w dużej mierze powiązane z tym, jak rozwinęła się technologia i jakie dzięki temu rozwojowi mamy dostępne narzędzia. Sięganie po informacje stało się niezwykle proste dzięki Internetowi oraz smartfonom. W odróżnieniu od np. telewizji – treści w telefonie są dla nas dostępne w każdym momencie. Nie musimy czekać na program informacyjny do wieczora, wystarczy, że wejdziemy w odpowiednią aplikację, w której zamieszczane są regularnie wiadomości z całego świata.
Ostatni paragraf Państwa artykułu porusza, moim zdaniem, istotny problem współczesnego świata i nakłania czytelnika do myślenia, wzbudzając w nim pewne obawy. Staram się jednak trzymać pewien dystans wobec takich obaw. Mam wrażenie, że coraz więcej ludzi zaczyna dostrzegać fakt popadania społeczeństwa w uzależnienie od informacji i zagrożenia z tym związane. Jako przykład mogę podać zjawisko dotyczące wcześniej przeze mnie wspomnianych telefonów – od paru lat obserwuje się trend polegający na porzucaniu smartfonów na rzecz tak zwanych „dumbphone’ów” (prostych telefonów z ograniczoną liczbą opcji). Zdaje się, że ludzie obawiają się uzależnienia i starają oderwać się od natłoku informacji obecnego w smarfonie, Internecie, w social mediach. Takie podejście wydaje mi się zrozumiałe (może wręcz szlachetne), choć niestety po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, iż w „dumbphonie” brakowałoby mi między innymi usług nawigacyjnych i możliwości płacenia komórką ;) Sam jednak od pewnego czasu bardzo mało zaglądam na social media i zdecydowanie zgadzam się z Państwem, że da się w takiej sytuacji wieść satysfakcjonujące życie społeczne.
Niewątpliwie bez żadnych informacji ciężko byłoby nam jakkolwiek funkcjonować, ale mam wrażenie, że we współczesnym świecie informacji jest trochę za dużo – i nie wszystkie są w istocie potrzebne.
Artykuł omawia znaczenie informacji od czasów starożytnych do współczesności, kiedy jesteśmy bardziej zależni od technologii. Warto zauważyć, że zjawisko znane jako „infodemia” to kolejny problem związany z nadmiarem informacji, zwłaszcza w kontekście globalnych kryzysów, takich jak pandemia COVID-19. Infodemia powoduje szybkie rozprzestrzenianie się prawdziwych i fałszywych informacji, co utrudnia świadome podejmowanie decyzji. Aby poradzić sobie z tym zjawiskiem, niezbędne są umiejętności krytycznego myślenia oraz edukacja medialna, aby ludzie mogli skutecznie filtrować i oceniać informacje, zachowując niezależność i wiarygodność w świecie zdominowanym przez dane.
„Można więc wysunąć tezę, że uczestniczenie w wirtualnym życiu społeczeństwa nie jest podstawową potrzebą, ale czymś, co człowiek świadomie wybiera.”
Jest to cytat z tego artykułu i nie mogę się z tą tezą całkowicie zgodzić. Chodzi mi o to, że w dzisiejszych czasach prawie każdy mieszkaniec Europy ma własny smartfon, dzięki czemu ma stały dostęp do informacji nie tylko o wydarzeniach na świecie, czy specjalistycznej wiedzy, ale również informacji o swojej rodzinie, znajomych, itp. Jest to niesamowite ułatwienie, szczególnie biorąc pod uwagę to, że wcale nie tak dawno nie istniała taka możliwość. I jak teraz z natury leniwy człowiek ma nie korzystać z takiego udogodnienia. Poza tym, w dzisiejszych czasach na osobę, która nie korzysta z aplikacji pozwalajacych na uczestnictwo w wirtualnym życiu społeczeństwa (jak np. Facebook), często patrzy się „dziwnie”. Jest to więc niejako narzucone przez normy społeczne.
Przypadkowo zamieściłem to jako odpowiedź do czyjegoś komentarza. Chciałem to umieścić jako osobno istniejący komentarz do artykułu.
Bardzo podoba mi się Pani wpis.
Porusza bardzo ciekawy aspekt życia w społeczeństwie. Skłoniło mnie to do refleksji na temat tego jak nasza zależność od informacji jest wykorzystywana przez innych.
Przykład, dla władców autorytarnych kontrola nad informacją zawsze była czymś oczywistym z tego właśnie względu, że ludzie są od niej zależni. Mówi się, że historia lubi się powtarzać, ale właściwie dlaczego tak jest? Czy nie uczymy się na własnych błędach?
Myślę, że niebagatelną rolę może tu odgrywać dezinformacja. Posłużę się cytatem: „Those who would repeat the past must control the teaching of history.” – Frank Herbert, „Chapter House Dune”. Nie musimy sięgać daleko na wschód, by spostrzec jak skuteczną metodą manipulacji jest kontrolowanie przepływu informacji. Kontrola nad wszelkimi mediami, systemem edukacji i dostępem do informacji, to kontrola nad społeczeństwem. Zależność w pełnym tego słowa znaczeniu.
Nawet matematyka uczy nas, że z fałszu może wynikać prawda.
Obecna w tym tekście eksploracja naszej zależności od informacji i jej implikacji dla współczesnego życia jest niezwykle ważna i powinno się poświęcać jej więcej uwagi. Moim zdaniem, podczas gdy informacja jest niewątpliwie potrzebna dla naszego funkcjonowania — czy to w kontekście zawodowym, edukacyjnym czy społecznym — ważne jest również rozpoznanie wartości ludzkich relacji, które nie są pośredniczone przez technologię. Często mylimy dostęp do informacji z jakością życia, ale satysfakcjonująca egzystencja może również wynikać z głębszych, bardziej osobistych interakcji i więzi społecznych. Stwierdzenie, że udział w życiu cyfrowym nie jest podstawową potrzebą, jest mi więc bliskie. Podkreśla naszą zdolność do wyboru sposobu, w jaki angażujemy się w świat, sugerując, że można osiągnąć równowagę między przyjmowaniem i stosowaniem nowych postępów technologicznych a życiem bazującym na bezpośrednich relacjach. Ostatecznie zrozumienie natury naszej zależności od informacji może nam umożliwić odzyskanie kontroli nad tym, jak ją konsumujemy i wchodzimy z nią w interakcje, zapewniając, że służy nam, a nie dyktuje nam nasze życie. Ta perspektywa może sprzyjać bardziej uważnemu podejściu zarówno do technologii, jak i naszego środowiska społecznego.
Według mnie życie w erze informacji przypomina balansowanie na cienkiej linii między zależnością a uzależnieniem. Potrzeba dostępu do wiedzy i informacji wydaje się czymś naturalnym, nieodłącznym od współczesnego świata. Jednak na co dzień obcując z rożnego rodzaju social mediami, na których wręcz roi się od zupełnie niepotrzebnych, a ponadto często zmanipulowanych informacji, coraz częściej nachodzi mnie refleksja, gdzie kończy się zdrowa zależność, a zaczyna uzależnienie i ZALEŻNOŚĆ.
Kiedy nieustannie sięgamy po informacje – opinie, „fakty” serwowane przez algorytmy – zaczynamy oddawać kontrolę nad własnymi myślami i przekonaniami w ręce cyfrowych mechanizmów, które potrafią nas uzależnić równie mocno, jak używki, o czym w sposób bardziej rozległy wspomniała autorka powyższego wpisu. Sztuczna inteligencja, generując treści, które perfekcyjnie naśladują prawdę, jeszcze bardziej zaciera granicę między rzeczywistością a manipulacją. Zależność od informacji przeradza się w potrzebę natychmiastowego „prawdziwego” obrazu świata, ale ten obraz coraz częściej jest jedynie cieniem rzeczywistości, podsuniętym przez technologie, które nas zniewalają. Wydaje mi się, że tak jak każde uzależnienie, także to od informacji z czasem odbiera nam coś z naszej wolności i zdolności do samodzielnego myślenia. A to niestety jest już bardzo niedaleka droga do pozostania ZALEŻNYM.