O tym, jak nauka powstaje w blogu – na przykładzie Systemu Przejrzystego Recenzowania: projekt SPR

§1. W epoce przed-informatycznej, gdy dwaj uczeni z odległych miejsc chcieli skonfrontować swe myśli, mieli na to dwa sposoby: jeden przyjeżdżał do drugiego lub wymieniali listy.  Adam Smith, gdy był profesorem w Glasgow, tak  bardzo potrzebował rozmów z przyjaciółmi, elitą umysłową Edynburga, że w weekendy wyprawiał się do nich dyliżansem, co zajmowało dobę. Spędzał tam parę godzin, tocząc pełne pasji rozprawy  w  jakimś  pubie, poczem wyruszał w drogę powrotną. Dziś dla pokonania  przestrzeni między rozmówcami nie trzeba siadać do dyliżansu czy odrzutowca.

Wprawdzie nowe techniki  nie  zastąpią chwil, gdy siedząc na wprost siebie  doświadczamy  wzajemnej inspiracji  także  przez kontakt wzrokowy i mowę gestów, co daje wzmocnienie  myśli podobne do rezonansu.  Ale  tę stratę technika elektroniczna rekompensuje nam z kolosalną nadwyżką.  Oto krąg wymiany myśli stał się globalny, byle tylko umiejętnie używać przeznaczonych do tego narzędzi.  Nie należy jednak liczyć, że rozległe naukotwórcze kontakty powstaną jakoś same.  Wymaga to przemyślanej strategii, a ta zależy  od postawionego zadania i wybranego przez nas narzędzia,  jak lista dyskusyjna, Skype, Facebook  itd.

Przykładowo,  naszkicuję tu pewną strategię, w której zadaniem jest maksymalnie  intersubiektywna i kompetentna ocena jakości przedłożonego do publikacji utworu. Słowem,  proces recenzyjny. Narzędziem zaś jest  blog akademicki realizowany techniką WordPress – właśnie taki,  jak  ten, do którego należy obecny wpis.

§2. Obecny blog  cechuje  konstrukcja mało  jeszcze stosowana (może nawet, jak dotąd, unikalna), ale na tyle optymalna, że dobrze rokuje na  przyszłość. Punktem wyjścia jest postulat,  żeby  wpisy do blogu  były zwięzłe; orientacyjnie:  500-1000 słów (WordPress dostarcza licznika). Obecna postać naszego blogu nie jest (jeszcze)  pod tym względem wzorcowa; dopiero się ona  kształtuje w toku  doświadczeń,  które podpowiadają tego rodzaju  limit.

Dzięki takiej dyscyplinie uzyskamy dużą sprawność przewijania. Do tego dodajemy  warunek,  że wpis ma być podzielony na numerowane odcinki, z których każdy wypunktowuje temat do dyskusji. Dyskutant zaś, czyli autor komentarza, korzystając z  owej numeracji postępuje w swych uwagach wedle  tak wyznaczonych punktów tematycznych (a nie zwierza się, co wpływem lektury w duszy mu gra).  Ten ideał też nie był dotąd realizowany, ale po się go tu definiuje, żeby przystąpić do realizacji.

Pełna możliwość  takiej realizacji została dla tego blogu stworzona w sposób następujący. Blog  stanowi  część serwisu  Cafe Aleph  – nazwanego tak z powodów,  o których mowa w innym miejscu.  Dopełniającą częścią tego  systemu  jest  przejrzyście  skatalogowana – według kategorii tematycznych naszego blogu – wirtualna czytelnia nazwana Lectorium.  Zgodność działów tematycznych Lectorium z kategoriami oraz system linków jest łącznie tym, co synchronizuje moduły systemu.

§3. Wyobraźmy sobie zastosowanie tego systemu w procesie recenzowania dla celów wydawniczych.  Ten przypadek   pouczająco obrazuje  funkcjonowanie i przydatność naszego medium.  Dyskusja bowiem w procedurze recenzowania jest częścią procesu decyzyjnego, w którym ma coś do zyskania lub do stracenia każda ze stron: autor recenzowanego utworu,  recenzent,  oraz wydawca (w szerszym sensie, obejmującym też redaktora).  Jest jeszcze czwarta strona: społeczność, w szczególności naukowa, która zyskuje na publikacji utworu wartościowego, a traci, gdy utwór jest marny;  ten czwarty aktor nie ma wpływu na przebieg procesu, ale jego interesy powinien reprezentować  wydawca.  Autor ma interes w tym, żeby utwór dostąpił publikacji, recenzent w tym,  by nietrafną czy niewiarygodną  recenzją nie zaszkodzić  swemu wizerunkowi akademickiemu, a wydawca w tym, by utrzymać wysoki poziom firmowanych przezeń publikacji.

Tak  pojęte  interesy ma zabezpieczać tradycyjny sposób recenzowania polegający na tym, że  (1) wydawca powołuje jedną lub (co najwyżej) kilka  osób odpowiednio,  jego zdaniem, kompetentnych, a jeśli  (2) w opiniach znajdą się postulaty krytyczne – poniechania lub korekty pewnych treści utworu – wydawca bądź (2a) przekazuje te postulaty autorowi bezwarunkowo do wykonania, bądź (2b) pozwala autorowi na krytyczne ustosunkowanie się do zarzutów.

W przypadku 2a autor jest bezbronny i może paść ofiarą niekompetencji lub nieżyczliwości recenzenta;  temu drugiemu nie do końca zapobiega anonimowość autora, bo recenzent może nie lubić wyrażonych w opiniowanym utworze poglądów. Np. autor pisze,  że filozofia Oświecenia ma w sobie zalążki współczesnej idei praw człowieka, a recenzent  uważa za Zygmuntem Baumanem  i papieżami, uważając ich za ostateczne autorytety, że racjonalizm Oświecenia owocuje totalitaryzmem, a w konsekwencji tragediami XX wieku. Ten akurat nonsens cieszy się wzięciem w pewnych kręgach akademickich (postmodernistów,  jak i niektórych  teologów), toteż nie trudno o recenzenta, który doradzi, żeby materiał w duchu racjonalistycznym wyrzucić do kosza, albo zażądać od autora pisania po myśli postmodernizmu.  Co też uczyni wydawca stosujący procedurę 2a, gdy autor nie przejdzie na pozycje recenzenta.

W przypadku 2b wydawca staje przed dylematem, kto ma rację. Musi wtedy sam rzecz rozsądzić, albo powołać superrecenzentów.  Pierwsze będzie wykonalne tylko wtedy, gdy sam jest specjalistą od danej kwestii, co nie w każdym przypadku się spełni, a drugie opóźni proces i tak sam z siebie przewlekły, nie dając gwarancji, czy impas się nie powtórzy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Filozofia nauki, Retoryka. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *