§1. O pewnej kłopotliwej zagadce umysłu
Mózg ludzki jest najbardziej złożonym elementem wszechświata. Ludzki zaś umysł elementem najbardziej we wszechświecie zagadkowym. Jedne z jego zagadek cieszą wizjami wspaniałej potęgi umysłu, inne jednak wprawiają w nastrój nie najlepszy.
Do wspaniałych należy np. tajemnica oddawana pytaniem: jak doszło do tego, że ewolucja wszechświata, wychodząc od chaotycznej gęstwy elementów najprostszych, takich jak kwarki i gluony, doprowadziła do czegoś tak kolosalnie złożonego jak mózg i tak jak umysł potężnego? Potężnego, gdy idzie o zdolność wytwarzania uporządkowanych struktur czyli przechodzenia od chaosu do ładu. Oto zaczyna się epoka, gdy umysł ludzki wchodzi w fazę ewolucji zbliżającą go do mocy mitycznych demiurgów. Fazę, w której zaczynają świtać perspektywy inżynierii informatycznej i biologicznej, zdolnej tworzyć nowe formy inteligencji i nowe formy życia; a dalej jeszcze – perspektywa inżynierii kosmicznej czyli sztuki przekształcania wszechświata.
Z uświadomienia sobie przez umysł własnej mocy, będącej darem ewolucji przyrody, rodzi się nowa zagadka. Jakie mogą być przyrodnicze źródła owej mocy inteligencji, skoro najbliższy nam ewolucyjnie gatunek, szympansy, prawie identyczny genetycznie i mózgowo z naszym, nie może nawet pomarzyć (gdyby marzyć potrafił) o maleńkiej choćby cząstce ludzkiej inteligencji? I jeszcze zagadka: jak to jest możliwe, żeby mózg o kolosalnej, ale przecież skończonej, złożoności swobodnie rachował na wielkościach nieskończonych, świadom nawet i tego, że w świecie liczb istnieje nieskończony ciąg coraz to liczniejszych nieskończoności?
Z tego rodzaju radosnych zdziwień wyłania się jeszcze jedno zdziwienie nad zagadkowością człowieka, ale tym razem mniej radosne, raczej kłopotliwe. Jak to jest możliwe, żeby owa coraz większa potęga rozumu nie zapobiegała mitologicznym urojeniom? Krzewią się one bujnie i panują nad umysłami od początków ludzkości aż po nasz oświecony czas dzisiejszy. Wprawdzie mity kosmogoniczne, jak biblijny o stworzeniu świata i człowieka, są przezwyciężane przez wiedzę naukową dość skutecznie. Ale nie udaje się jej pokonać groźnych mitów społecznych, jak urojenia rasistowskie czy nacjonalistyczne. Nie wygląda na to, żeby tego typu mitów ubywało w nowożytności lub żeby chociaż słabły, choć tak niebywały jest postęp wiedzy. I nie widać, żeby były one mniej złowieszcze w skutkach niż te wyznawane w czasach dawniejszych.
§2. Czemu tak zasługuje na uwagę oddziaływanie mitologii na politykę?
Dlatego, że (jak rzekło się wyżej) jest to zagrożenie wciąż realne. Żeby mu zapobiegać trzeba rozpoznać jego mechanizm. Stąd projekt opublikowania w obecnym blogu paru dotyczących tej kwestii szkiców, co może też wywoła kontynuujące temat komentarze.
Czy istotnie mamy takie zagrożenie tu i teraz? Oto krótka próba odpowiedzi. Polska z początkiem XXI wieku weszła w czas, kiedy jej pomyślności zagraża mitologia, mieniąca się ideą patriotyczną, której istotą jest tropienia mitycznych wrogów kraju na zewnątrz i wewnątrz. Rodzi to nie tylko destrukcyjne konflikty, ale też ogłupia polityków i społeczeństwo, czyniąc ich niezdolnymi do kompetentnego i konstruktywnego myślenia o państwie. Odbiera więc politykom możliwość światłych i skutecznych rządów, a społeczeństwu – zdolność do racjonalnych wyborów przy urnach i wszędzie tam, gdzie jest możliwość popierania władzy lub odmowy poparcia.
To zagraża dwóm niezwykłym osiągnięciom, które stały się udziałem Polski w drugiej połowie XX wieku. Jedno to historyczna szansa, która nastała po drugiej wojnie światowej dzięki jałtańskim postanowieniom mocarstw. Było nią przesunięcie kraju po Odrę. Uwolniło nas od źródeł wiekowych konfliktów narodowościowych na wschodzie, jakże niegdyś krwawych i podcinających byt narodowy, a zarazem przestrzennie i cywilizacyjnie przybliżyło nas do Zachodu. Drugi sukces to uwolnienie się o własnych siłach od komunizmu i danie w tym względzie przykładu innym nacjom. Oczywiście, konieczna była do tego odpowiednia koniunktura międzynarodowa oraz zadłużenie się PRL u zachodnich bankierów, ale to nie umniejsza rangi sukcesu. Złożyły się nań po równi odwaga i determinacja Polaków od roku 1980 oraz rozwaga i negocjacyjna zręczność w roku 1989. Ale to zbliżenie do cywilizacji Zachodu, jak i duch politycznej racjonalności są dziś zagrożone przez pseudopatriotyczną mitomanię przybierającą wręcz cechy histerii. A histeria maniaków i fanatyków jest epidemiczna, łatwo może się udzielać rozsądnym dotąd obywatelom, jak o tym świadczą dzieje paru destrukcyjnych rewolucji.
Gdy chodzi o rozpoznanie mechanizmów mitologii politycznej, szczególnie pouczające jest badanie mitów o charakterze utopii społecznych, o ile próbowano wcielać je w życie, a próby te się kończyły totalną porażką. Znając treść utopijnej doktryny i analizując związki przyczynowe między tą treścią i porażkami w jej realizacji, rozpoznajemy ów mechanizm na tyle, by mieć pogląd na sposoby przeciwdziałania utopii. Do tego celu wybitnie się nadaje jako obiekt badań utopia komunistyczna, toteż poświęcam jej resztę obecnego szkicu.
§3. Dlaczego szczególnie pouczający jest przypadek utopii komunistycznej
Jest on wielce interesujący, a to z tej racji, że zaistniała rzadka w historii sposobność prześledzenia, jak przebiegało przez trzy ćwierci wieku tworzenie opartego na tym micie systemu. I jak zakończyło się ono całkowitym niepowodzeniem. Tak poczynione obserwacje pozwalają uchwycić związek między porażką systemu oraz utopijnością tych treści, którymi się kierowano w jego zaprowadzaniu.
Świadkami jego rozpadu było wielu ludzi spośród jeszcze żyjących, w tym autor niniejszego wpisu oraz jego rówieśnicy (na których komentarze liczy autor). Jest to pomyślna okoliczność badawcza. Wnioski bowiem bezpośrednie, czyli z tego, co się widziało na własne oczy, są pełniejsza i wiarogodniejsze niż te, które historyk jest w stanie wydobyć pośrednio z interpretacji źródeł.
Mitów, jak wspomniano w §1, są dwa rodzaje: kosmogoniczne, dotyczące losów wszechświata, oraz społeczne – dotyczące losów ludzkich zbiorowości. Losy ludzkie rozgrywają się w czasie, możemy więc z grubsza podzielić mity społeczne na trzy gatunki: o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Pierwsze nazywamy historycznymi (np. o początkach dynastii Piastów), trzecie utopiami (np. biblijna o mającym nadejść królestwie mesjańskim). Na drugie brak gotowej nazwy; można je zaliczyć do stereotypów społecznych, ale takich z wielką dozą urojeń, jak np. doktryna rasistowska o istnieniu rasy aryjskiej i jej wyższości nad innymi. Nie jest to rozróżnienie dające rozłączność klas, a tylko wskazanie na różne aspekty: ten sam mit może zawierać np. wartościujący silnie stereotyp (jak wspomniany mit aryjskości) wraz z próbą jego uzasadnienia w legendarnej przeszłości (nawiązanie do mitów starogermańskich) i z wizją jakiegoś przyszłego triumfu (hasło “Tysiącletnia Rzesza”).
Po takim naszkicowaniu tła pojęciowego, możemy już się skoncentrować na utopii komunistycznej. Na wstępie – uwaga terminologiczna. Komuniści zwykli używać, z pewną intencją propagandową, przydawki “komunistyczny” zamiennie z “socjalistyczny”. Istnieją jednak inne konteksty dla słowa “socjalizm”, niektóre o tak zacnej tradycji jak ta ze skrótu “PPS”, nie wypada więc ich mieszać z treściami tak negatywnymi, jak te którymi obrosło słowo “komunizm”.
§4. Urok utopii komunistycznej oddany w słowie poetyckim
Chcąc oddać urok owej utopii biorącej w przemożne posiadanie niejeden umysł, najlepiej się zwrócić ku tomikom poezji. Nie rzadkie w niej były fascynacje utopijnymi wizjami nowego ładu. Należy podkreślić “nowego”, ponieważ prócz treści, które pociągały wrażliwych poetów istotny był też sam czar nowości.
Oto dzień nowy i świat nowy
Tysiącem dziwów gra mi.
Zerwałem się na równe nogi.
Przed wysokimi stanąłem schodami.
Tak pisał Leopold Staff w roku 1954. Z treści tego wiersza (“Chciałem już zamknąć dzień”) nie dowiadujemy się wprawdzie jaka to nowość oczarowała poetę, ale najważniejsze jest tu poetyckie świadectwo owego zauroczenia nowością; “w każdym początku wielki czar się chowa” pisał też Herman Hesse w “Grze szklanych paciorków”. Nowość to silny przypływ informacji, a tego umysł ludzki jest tak spragniony, że bez przesady można to nazwać informacyjnym głodem, i uznać za rys wchodzący do definicji człowieka jako “animal rationale”. Poświęcę tej kwestii osobny wpis, obecny zaś sygnalizuje jej ważność dla wyjaśnienia, skąd bierze się u niektórych tak nieodparta wiara w utopie.
Duża część odpowiedzi jest w tym, że głód informacyjny stanowi napęd poznawczy, bez którego nie byłoby odkryć i innych ważnych zrozumień, toteż nie ma on być tłumiony. Ma być natomiast należycie równoważony przez ten rodzaj krytycyzmu, jakiego wzorce daje nam postępowanie naukowe, a systematycznie opisuje teoria logiczna. Nie jest to jednak coś czego oczekujemy od poetów, korzystajmy więc raczej z tego, że umieją oni zwięźle i przejmująco oddać swe zaczarowanie utopią. Metaforą zaczarowania posłużył się Karl Popper w podtytule pierwszego tomu “Open Society”, gdzie mamy zwrot the “the spell of Plato” na określenie utopii platońskiej (“spell” to – według słownika – “a compelling attraction; charm or fascination”).
Do tych, co dali żarliwe świadectwo swej wiary w komunizm należał Julian Tuwim (1894-1953). Jako poeta o niezwykłej mocy i urodzie słowa, a przy tym nieprzeciętny erudyta, stanowi on przypadek szczególnie pobudzający do pytania o przyczyny paradoksu: czemu wybitni intelektualiści bywali tak niewrażliwi na jawną absurdalność systemu komunistycznego? Odpowiedzi będziemy szukać (jak zapowiedziałem wyżej) w rozważaniach o głodzie informacyjnym, a tymczasem wsłuchajmy się w świadectwo Tuwima.
A kiedy lud na nogi stanie,
Niechaj podniesie pięść żylastą:
Daj pracującym we władanie
Plon pracy ich we wsi i miastach,
Bankierstwo rozpędź – i spraw, Panie,
By pieniądz w pieniądz nie porastał.
Jest to strofa ze słynnej Modlitwy w “Kwiatach Polskich”. Piękny tekst, ale i osobliwy, skoro w chrześcijańskiej modlitwie autor tak apoteozuje komunizm, który określał chrześcijaństwo jako opium dla ludu. Ale nie ma się co dziwić tym osobliwym sojuszem chrześcijaństwa i komunizmu w duszy poety, gdy się zważy, iż cała treść owej Modlitwy znajduje się w sferze mitologicznej, gdzie wszystko jest możliwe.
Dwa pierwsze wiersze to metafora dokonanej siłą (“pięść żylasta”) rewolucji społecznej. Dwa następne opisują jej upragnione owoce. Jest to podany z poetycką zwięzłością wykład nauki Karola Marksa o tzw. wartości dodanej (z pierwszego tomu “Kapitału”). Według tej nauki, cała zasługa wytworzenia wartości produktu, dodanej do wartości surowca przynależy, do ludzi pracy fizycznej w miastach (robotnicy) i wsiach (chłopi), podczas gdy fabrykant czy ziemianin im ją prawie w całości zabiera, zostawiając tylko ochłap konieczny dla zachowania siły fizycznej do dalszej produkcji.
Wedle Marksa nie należy się wynagrodzenie za udział w produkcji ani autorowi myśli technicznej ani personelowi zarządzającemu, ani księgowemu, ani tym bardziej temu, kto włożył kapitał. Są to wyzyskiwacze odbierający robotnikowi jego krwawicę. Rewolucja mu ją zwróci, odda we władanie czyli w zarząd. A że praktycznie jest nie sposób. żeby klasa robotnicza w sojuszu z chłopską zajmowała się zarządzaniem produkcją, deleguje ona tę władzę w ręce swych przywódców owianych najczystszym idealizmem i nieograniczoną kompetencją w zarządzaniu, takich choćby jak Lenin i Stalin. Za nich zanosi modły do Boga jedna z kolejnych strof Modlitwy:
Daj rządy mądrych, dobrych ludzi,
Mocnych w mądrości i dobroci.
Dwa zaś końcowe wiersze cytowanej wcześniej zwrotki kontynuują myśl Marksa, że tylko praca jest niezbędna do wytwarzania dóbr, a inwestowanie kapitału nie ma nic do rzeczy; stąd modlitewna prośba, by “pieniądz w pieniądz nie porastał”. Skoro zbędny jest kapitał, zbędni też bankierzy, toteż władza komunistyczna skutecznie ich zlikwidowała, wyręczając w tym Pana Boga jako adresata Modlitwy.
Inwektywa Tuwima przeciw bankierom doczekała się ironicznego komentarza, który dopisała osobiście sama Historia. Ta pojmowana przez Marksa jako swoista Siła Wyższa, która na potępienie skazała kapitalizm, a wieczny triumf miała przynieść komunizmowi. Gdy po pół wieku komunizm w Polsce zdążył już zmarnotrawić wszelkie odziedziczone rezerwy, ostatnią deskę ratunku dostrzeżono w zachodnich bankierach, którym przez lata “pieniądz w pieniądz porastał”. Istotnie, ci nie poskąpili hojnych kredytów. A gdy nastała pora spłat, wierzyciele zgodzili się nawet umorzyć lwią część tego nie dającego się spłacić w całości długu. Ale pod warunkiem, że kraj okaże się zdolny do uiszczenia owej reszty. A z kolei jako warunek konieczny tej zdolności wysunęli odejście od komunizmu i wprowadzenie gospodarki kapitalistycznej. Włodarze komunistyczni, przyciśnięci do muru, nie mieli innego wyjścia. Tak kraj doczekał się po pół wieku gospodarki wolnej od utopii, w miarę racjonalnej. Jeśli nawet nie do końca racjonalnej to dlatego, że pełna racjonalność jest zawsze raczej horyzontem, ku któremu się zmierza niż punktem już osiągniętym.
Ta opowieść o losach największej utopii XX wieku owocuje użytecznym też na dziś morałem, jak nie dopuścić do rządów utopii. Jest to morał o potrzebie wiedzy i edukacji ekonomicznej (której brak zemścił się na komunistach), o właściwym sposobie komunikacji władzy ze społeczeństwem (której nieudolność była w komunizmie wręcz skrajna), i tak dalej. Ale żeby prześledzić takie związki logiczne, trzeba osobnej przestrzeni do dyskursu, jakby osobnego rozdziału opowieści, na co przyjdzie kolej w swoim czasie.
Poruszane w tekście sprawy, choć oddalone o przeszło 60 lat, są warte opracowania. Nie tyle od strony faktów, bo mamy wspaniałą literaturę obrachunkową w Rosji i w dawnych krajach demokracji ludowej. Co było, wiemy, ale dlaczego tak się stało, to może wydawać się nie do pojęcia.
Z autorem zgadzam się. Warto jednak coś dodać. W ciszy ze strachu. Nie tylko słowa były niebezpieczne, ale i gesty. Lekki uśmiech odczytywano jako ironiczny, spojrzenie jako porozumiewawcze.
Co było wtórne, a co pierwotne? Czy radosne zachłyśnięcie się nowym ustrojem, czy strach. To dziwne, ale te dwa odczucia za jakiś czas współdziałały. A potem strach stawał się czymś naturalnym, dochodziła nieufność, a potem jeszcze doszedł obowiązkowy entuzjazm.
Tak było, gdy budowano ustrój. Starsze pokolenie, nie przekonane o sluszności ustroju też zaczynało się bać. Ratowano się kawałami politycznymi, ale wielu za to szło siedzieć.
I tak powstał ciszo-etuzjazm. Coraz bardziej stawało się naturalne, że trzeba uważać na każde słowo.A potrzeba radości jest w każdym człowieku. Tę radość dawała piosenka, wiersz, zbiorowe życie.
A nie było z kim porozmawiać, podzielić się wątpliwościami, ponarzekać. Każdy mógł donieść.
Warto jeszcze zastanowić się nad procesem upadania systemu. To bardzo trudne. Jak zrozumieć, że po referacie Chruszczowa wciąż chodził między ludźmi duch Stalina? Szybko stworzono drugie bóstwo – Lenina. To chyba trochę osłodziło Rosjanom gorycz rozczarowania.