Od systemów sztucznej inteligencji (SI) oczekujemy coraz więcej…
Na przykład: wiarygodności, życzliwości (w tej sprawie zobacz poprzedni wpis), działań budzących zaufanie czy przestrzegania etycznych norm.
Świadczy to niewątpliwie o tym, że inteligencja systemów SI stała się dla nas czymś oczywistym, naturalnym, nie budzącym wątpliwości. Podobnie jak w stosunku do ludzi, przyjmujemy za oczywiste, że system wykazuje inteligencję, a przyjmując to, idziemy o krok dalej. Stawiamy wymagania dotyczące możliwych sposobów jej wykorzystania, w tym takich, które są dla nas potencjalnie niebezpieczne.
Przykładowo: jeśli system SI zastępuje lekarza lub prawnika, a więc dokonuje odpowiednich ekspertyz i dochodzi do trafnych decyzji, to oczekujemy, by decyzje te spełniały pewne dodatkowe warunki — były opatrzone przejrzystymi dla nas uzasadnieniami, nie godziły w nasze prawa, nie naruszały ogólnie przyjętych norm moralnych itp… Oczekiwania te mają psychologiczny sens pod warunkiem, że systemowi przypisujemy – niejako domyślnie – tego rodzaju zdolności, które w odniesieniu do ludzi nazywamy „inteligencją”.
Czy faktycznie jednak kwestia inteligencji systemów SI jest zamknięta?
W szczególności: czy definiując inteligencję sztuczną na podobieństwo naturalnej, mamy jasność co do typów zdolności, które świadczą o jej istnieniu i pozwalają mierzyć jej poziom?
Która ze zdolności jest tu najważniejsza: zdolność do rozwiązywania problemów (w domyśle: wystarczająco trudnych), umiejętność uczenia się, czy może kreatywność i ogólnie pojęte zdolności twórcze…?
A może strategia definiowania inteligencji, poprzez wskazywanie konstytuujących ją cech (zdolności) prowadzi donikąd? Być może trzeba postąpić tak, jak jeden z pionierów badań nad SI, Marvin Minsky, który charakteryzując nowo-powstającą dyscyplinę, użył takiego oto określenia: „Nauka o maszynach realizujących zadania, które wymagają inteligencji wtedy, gdy są wykonywane przez ludzi”.
Poprzez cytowane stwierdzenie Minsky ominął sprytnie pytanie o to, na czym polega inteligencja, czyli jakie cechy ją konstytuują. Zamiast na nie odpowiadać, wystarczy stworzyć katalog problemów, do których rozwiązania jest niezbędna – tak czy inaczej pojęta – ludzka inteligencja. Jeśli maszyny będą potrafiły tym problemom sprostać, będziemy mogli je określić mianem inteligentnych.
Proponuję zastanowić się wspólnie nad różnymi możliwymi strategiami definiowania i rozpoznawania sztucznej inteligencji.
Pytanie główne brzmi: Jakie cechy konstytutywne winna posiadać sztuczna inteligencja?
Ewentualnie, przyjmując strategię Minsky’ego: Jakiego typu problemy powinna rozwiązywać?
Jako materiał pomocniczy do rozmowy proponuję pewien swój tekst, zaczerpnięty z książki „Umysł a modele maszyn uczących się…”. Zwracam w nim uwagę na fakt, że na polu psychologii problem definiowania i pomiaru inteligencji jest wciąż otwarty. Czynię to z intencją uświadomienia czytelnikowi, że ten sam problem dotyczy systemów sztucznych — o których coraz częściej sądzimy, że posiadają inteligencję.
A oto wspomniany tekst (po minimalnych zmianach):
<< Próbując definiować sztuczną inteligencję – czy to jako dyscyplinę naukową, czy to jako pewną właściwość systemów informatycznych – jako naturalny „układ odniesienia” przyjmuje się najczęściej inteligencję ludzką. Czyniąc tak, zakłada się domyślnie, że istnieje jakaś ogólnie przyjęta wykładnia tej ostatniej. Tymczasem, jak dotychczas, ani na polu psychologii, ani na polu neurofizjologii, ani na polu innych nauk o człowieku nie udało się wypracować żadnego powszechnie obowiązującego ujęcia inteligencji. Przeważnie traktuje się ją jako zdolność do rozwiązywania problemów – zdolność stopniowalną i mierzalną za pomocą specjalnych testów (np. testów na IQ). Już tutaj jednak występują znaczne różnice zdań, co do struktury zdolności elementarnych (ich typów, liczby i wzajemnych powiązań), których miałyby dotyczyć niezbędne pomiary. Rozbieżności głębsze ogniskują się wokół następującej alternatywy: czy intelekt należy traktować jako już uformowany zespół umiejętności aktywizowanych w działaniu (tj. przy rozwiązywaniu problemów), czy też jako pewien wiedzotwórczy potencjał, odpowiedzialny za pozyskiwanie nowych umiejętności (tj. uczenie się nowych strategii rozwiązywania problemów). Zgodnie ze stanowiskiem pierwszym miarą inteligencji jednostki byłaby trudność wykonywanych zadań, zgodnie z drugim – stopień trudności materiału, który jednostka jest w stanie, na bazie dotychczasowej wiedzy, przyswoić. Okazuje się, że wielu psychologów opowiada się za stanowiskiem drugim, a tym samym podkreśla dynamiczny i otwarty charakter intelektu. Na przykład W. Stern traktuje inteligencję jako zdolność adaptacji do nowych warunków i do wykonywania nowych zadań, a G.A. Ferguson wprost jako zdolność do uczenia się. >>
Zapraszam wszystkich do dyskusji nad różnymi możliwymi sposobami definiowania i rozumienia inteligencji systemów sztucznych…
Paweł Stacewicz