[stextbox id=”CafeAleph”] Pełny tekst na ten temat – w Czytelni “Cafe Aleph”.
[/stextbox]
Czy zwyciężanie w wyścigu ekonomicznym czyni ją przyjazną człowiekowi?
Wpis w blogu akademickim, z reguły, czyni autor tekstu pragnący poddać go pod dyskusję, ale może go w tym wyręczyć redaktor blogu, jeśli są po temu np. powody techniczne. Tak czynię w przypadku tekstu prof. Andrzeja Paszewskiego, występując w dwojakiej roli: (1) kogoś, kto referuje pewne tezy tekstu w zastępstwie Autora (ten w przypadku referowania nie dość wiernego może je w swym komentarzu skorygować); (2) kogoś, kto podejmuje od siebie dyskusję z tak przedstawionymi tezami. Czynię także to drugie.
Za punkt centralny wywodów prof. Paszewskiego uważam aprobowaną przezeń definicję ekonomii, że jest to nauka o organizowaniu się społeczeństwa dla rozwiązywania problemu niedoboru. Sądzę, że definicja ta trafia w sedno, ale sedno bywa niejedno. Widzę tu jeszcze dwa inne i rad bym się dowiedział, czy Autor się zgadza, że istnieję również to drugie i trzecie.
Definicja ta ma w intencji prof. Paszewskiego uzasadnić rezygnację z dążeń do wzrostu produkcji, bo przy obecnym jej poziomie w Europie problem niedoboru w konsumpcji jest rozwiązany; wystarcza ona, żeby Europejczykom zagwarantować zaspokojenie wszystkich rozsądnych potrzeb. Ale – i tu jest drugie sedno – przy takim stanie stacjonarnym, bez ciągłego wzrostu, powstaje inny niedobór: miejsc pracy. Wszak istotą doktryny Keynesa jest postulat stymulowania popytu jako remedium przeciw bezrobociu (doskonale to oddaje żartobliwy film o sporze Keynesa z Hayekiem). Nie wystarczy więc prosta rada z gatunku “zero wzrostu” (niegdyś hasło Klubu Rzymskiego). Trzeba jakichś wyrafinowanych prób optymalizacji, biorących pod uwagę, że udział w wyścigu ekonomicznym pod pewnym względami nie jest przyjazny człowiekowi, a pod innymi jest.
“Trzecie sedno” tylko wspomnę mimochodem, bo kryje się za nim tak kolosalny problem aksjologiczny, że trzeba by mu poświęcić jakiś osobny projekt badawczy. Gospodarka, niezależnie od intencji jej teoretyków i jej praktyków, daje napęd kudzkiej ekpansji pznawczej. Gdyby chęć zysku nie doprowadziła do powstania i upowszechnienia maszyny parowej, a później innych typów silników, aż po rakiety, nie doszłoby do wypraw kosmicznych. Gdyby żądza zysku u producentów komputerów nie rodziła wielkiego pędu do powiększania ich mocy obliczeniowej, to nie starczyłoby tej mocy na sekwencjonowanie ludzkiego genomu. Ale czy warto wyprawiać się w kosmos i dekodować geny? To jest problem aksjologiczny do osobnego namysłu. Jeśli jednak warto, to zbyt wąskie będzie definiowanie celów gospodarki jedynie w kategoriach usuwania niedoborów.