Światopogląd informatyczny, który skrótowo nazywam informatyzmem, jest to sposób myślenia o świecie mający sprostać wyzwaniom rewolucji informatycznej. Złożoność i tempo zachodzących dziś w społeczeństwie procesów przybrały niewyobrażalną niegdyś skalę. Ów kolosalny (by nie rzec apokaliptyczny”) wzrost złożoności skutkuje utratą tej cechy życia społecznego, którą klasyk nauk społecznych Max Weber nazwał obliczalnością; jej owocem jest przewidywalność upatrywana przez Webera szczególnie w stosunkach kapitalistycznych jego czasów (przełom wieków 19-g0 i 20-go).
Potwierdzeniem przydatności pojęć weberowskich jest kryzys ekonomiczny, nieprzewidywalny przed rokiem 2008. Wśród jego źródeł wymienia się, diagnozując je dziś, taką złożoność instrumentów finansowych w bankowości, że obliczeniu tej złożoności, i związanego z nią ryzyka, nie mogły podołać nawet wyrafinowane modele matematyczne i komputerowe symulacje. Diagnozując głębiej, powiemy że u decydentów ekonomicznych nie dorósł do tych wyzwań ich światopogląd, za mało jeszcze ukształtowany na modłę informatyczną, czyli ze świadomością, jak niezbędne jest dopasowania mocy obliczeniowych do złożoności obliczeniowej problemów.
Jeszcze bardziej dotkliwy bywa ten brak u decydentów politycznych i politologów. Gdy spierają się oni np. o to, ile państwa w gospodarce, kierują się dawnymi schematami, jedni mając takie, drudzy inne, miast analizować, jak ma się stopień złożoności problemów do zdolności ich rozwiązywania, czyli do mocy obliczeniowej osiągalnej na danym szczeblu – rządu, samorządu, wielkiej korporacji, małej firmy. Oddawać decyzje w ręce tego szczebla, na którym ów stosunek okaże się najkorzystniejszy – oto ważny wniosek z informatyzmu – antycypowanego od paru dekad przez liberalny nurt ekonomii i politologii zwany Szkołą Austriacką (z racji wywodzenia się jej liderów z Wiednia).
Główny problem informatyzmu to pytanie o relację: Algorytm versus Intuicja. Odpowiedź, którą proponuję można zobrazować przypowieścią o stosunku między ludzkimi dłońmi i wytwarzanym przez nie narzędziem (w czasach, gdy nie pośredniczyły w tym maszyny), jak łuk, radło, koło, nóż, dzban. Żadna z tych rzeczy nie powstaje bez udziału sterowanych przez umysł dłoni. Ale gdy powstanie, jest dla dłoni uzupełnieniem nieodzownym w pracach, w których sama nie uzbrojona w nie ręka byłaby bezsilna. Intuicja jest jak dłoń, algorytm jak narzędzie. Ich dopełnianie się wzajemne w dodatnim sprzężeniu zwrotnym to jeden z głównych czynników dynamiki cywilizacji. W tym kontekście mam na uwadze nie tylko algorytmy w pełnym tego słowa znaczeniu, jak te, które sterują pracą komputera, lecz także procedury do nich zbliżone, na tyle zbliżone, na ile jest to możliwe i do danego celu potrzebne. Przykładem są reguły postępowania zawarte w dobrze skonstruowanych kodeksach prawa, jak też dobrze napisane instrukcje obsługi sprzętu czy przepisy kucharskie. Rola intuicji nie kończy się na wyprodukowaniu takiego prawie-algorytmu, lecz rozciąga się na proces jego stosowania, w którym te oba czynniki uzupełniają się w interakcji. Sędzia feruje wyroki wedle reguł kodeksu, ale do ich zastosowania w konkretnym przypadku konieczny jest zdrowy rozsądek, a kucharz korzysta nie tylko do przepisów, lecz i ze swego smaku oraz doświadczenia. Świadomość takich interakcji oraz potrzeby takiego dozowania obu tych dwóch czynników, żeby uzyskać wynik optymalny, to istotne znamiona światopoglądu informatycznego.
Kluczowe dla powstania światopoglądu informatycznego są odkrycia logiczno-matematyczne Kurta Gödla (1931) i Alana Turinga (1936) inspirowane programem badawczym realizowanym (1900-1928) przez Davida Hilberta. Ich doniosłość polega na ukazaniu nieusuwalnych ograniczeń algorytmu jako narzędzia rozwiązywania problemów. Turing wykazał to poprzez konstrukcję abstrakcyjnej maszyny do obliczeniowego rozwiązywania problemów, nazywanej dziś maszyną Turinga, ktora jest matematycznym prototypem maszyny znanej dziś pod nazwą komputera cyfrowego.
Na tym gruncie pojawia się potrzeba intuicji nie tylko jako aktu twórczego, z którego powstaje algorytm, lecz także jako czynnika wchodzącego do akcji tam, gdzie w danym problemie kończą możliwości obliczeniowe algorytmu. Tak jest z uznaniem prawdziwości zdania gödlowskiego, twierdzącego o sobie samym (po zapisaniu go w kodzie arytmetycznym), że nie istnieje dlań algorytm wyprowadzenia go z aksjomatów arytmetyki. Że to jest prawda, rozpoznajemy w bardzo krótkim rozumowaniu intuicyjnym, a że brakuje dlań algorytmu dowodowego to wiemy właśnie z treści tego twierdzenia.
Główny, jak wyżej powiedziano, problem informatyzmu, debatowany na gruncie osiągnięć Hilberta, Gödla i Turinga obejmuje: (1) pytanie o zasięg pojęcia obliczania (2) pytanie, czy zachodzi redukowalność intuicji do algorytmu, lub odwrotnie, czy też są to czynniki nieredukowalne, którym na zawsze jest pisane wzajem się uzupełniać. Wyniki Turinga i Gödla o tyle nie przesądzają sprawy, że dotyczą realizujących algorytmy maszyn dla których lista algorytmów, choć nieskończona, jest dokładnie określona. Nie wiemy natomiast, czy mózg jest maszyną algorytmiczną, a jeśli tak, to jakim dysponuje repertuarem algorytmów. Z tej niewiedzy mogą korzystać przeciwnicy poglądu o istnieniu intuicji, wysuwając hipotezę, że intuicja to wynik działania jakiegoś nieznanego algorytmu.