Jest to wpis do komentowania i dyskusji (w ramce poniżej), który ze względu na format zapisu (PDF) znajduje się w witrynie Cafe Aleph.
-
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
Kategorie
Archiwa
Meta
Jest to wpis do komentowania i dyskusji (w ramce poniżej), który ze względu na format zapisu (PDF) znajduje się w witrynie Cafe Aleph.
Przyjmując za dobrą monetę, że niektórzy uczestnicy MiNI-spotkań już się dyskusyjnie uaktywnili, poddaję pod dyskusję kilka zagadnień, o których porozmawiamy na najbliższym spotkaniu. Niezależnie od tego będzie można (i wcześniej, i później) zabierać głos w blogu, to znaczy komentować niniejszy wpis.
Oto i zagadnienia:
(1) Czy w ogóle, a jeśli tak, to w jakim zakresie, filozofia może być pożyteczna dla nauk szczegółowych?
[Dyskusja nad tym tematem już się toczy w blogu, pod wpisem „O przydatności filozofii”]
(2) Czy maszyny informatyczne są i będą li tylko narzędziami ludzi, czy też mogą stać się w przyszłości maszynami autonomicznymi?
[Krótka dyskusja na ten temat, osadzona w szerszym kontekście historii komputerów, odbyła się na wykładzie 2]
(3) Czy ma sens rozpatrywanie hipotezy (choćby roboczej), że umysł działa algorytmicznie?
[Dyskusja będzie nawiązywać do treści ostatniego wykładu]
(4) Jakie związki zachodzą między następującą trójką pojęć: informacje, dane, liczby?
A także: w jakim sensie działanie komputera redukuje się do obliczeń?
[Dyskusja zostanie poprzedzona omówieniem slajdów, które „wypadły” z ostatniego wykładu].
Na stronie MiNI-spotkań (zakładka „Filozofia informatyki”), w dziale Miniatur filozoficzno-informatycznych, umieściłem nowy tekst p.t. „O pojęciu informacji”, który może być pomocny w dyskusji.
Mam nadzieję na ciekawą wymianę myśli — Paweł Stacewicz.
[stextbox id=”CafeAleph”] Pełny tekst na ten temat – w Czytelni „Cafe Aleph”.
[/stextbox]
Wpis w blogu akademickim, z reguły, czyni autor tekstu pragnący poddać go pod dyskusję, ale może go w tym wyręczyć redaktor blogu, jeśli są po temu np. powody techniczne. Tak czynię w przypadku tekstu prof. Andrzeja Paszewskiego, występując w dwojakiej roli: (1) kogoś, kto referuje pewne tezy tekstu w zastępstwie Autora (ten w przypadku referowania nie dość wiernego może je w swym komentarzu skorygować); (2) kogoś, kto podejmuje od siebie dyskusję z tak przedstawionymi tezami. Czynię także to drugie.
Za punkt centralny wywodów prof. Paszewskiego uważam aprobowaną przezeń definicję ekonomii, że jest to nauka o organizowaniu się społeczeństwa dla rozwiązywania problemu niedoboru. Sądzę, że definicja ta trafia w sedno, ale sedno bywa niejedno. Widzę tu jeszcze dwa inne i rad bym się dowiedział, czy Autor się zgadza, że istnieję również to drugie i trzecie.
Definicja ta ma w intencji prof. Paszewskiego uzasadnić rezygnację z dążeń do wzrostu produkcji, bo przy obecnym jej poziomie w Europie problem niedoboru w konsumpcji jest rozwiązany; wystarcza ona, żeby Europejczykom zagwarantować zaspokojenie wszystkich rozsądnych potrzeb. Ale – i tu jest drugie sedno – przy takim stanie stacjonarnym, bez ciągłego wzrostu, powstaje inny niedobór: miejsc pracy. Wszak istotą doktryny Keynesa jest postulat stymulowania popytu jako remedium przeciw bezrobociu (doskonale to oddaje żartobliwy film o sporze Keynesa z Hayekiem). Nie wystarczy więc prosta rada z gatunku „zero wzrostu” (niegdyś hasło Klubu Rzymskiego). Trzeba jakichś wyrafinowanych prób optymalizacji, biorących pod uwagę, że udział w wyścigu ekonomicznym pod pewnym względami nie jest przyjazny człowiekowi, a pod innymi jest.
„Trzecie sedno” tylko wspomnę mimochodem, bo kryje się za nim tak kolosalny problem aksjologiczny, że trzeba by mu poświęcić jakiś osobny projekt badawczy. Gospodarka, niezależnie od intencji jej teoretyków i jej praktyków, daje napęd kudzkiej ekpansji pznawczej. Gdyby chęć zysku nie doprowadziła do powstania i upowszechnienia maszyny parowej, a później innych typów silników, aż po rakiety, nie doszłoby do wypraw kosmicznych. Gdyby żądza zysku u producentów komputerów nie rodziła wielkiego pędu do powiększania ich mocy obliczeniowej, to nie starczyłoby tej mocy na sekwencjonowanie ludzkiego genomu. Ale czy warto wyprawiać się w kosmos i dekodować geny? To jest problem aksjologiczny do osobnego namysłu. Jeśli jednak warto, to zbyt wąskie będzie definiowanie celów gospodarki jedynie w kategoriach usuwania niedoborów.
[stextbox id=”CafeAleph”] Sprawdzian dotyczący artykułu pod tym tytułem. [/stextbox]
W okienku pod tym wpisem słuchacze wykładu „Międzynarodowe Stosunki Kulturalne” umieszczają swoje odpowiedzi na pytania zawarte w sprawdzianie nr I. Tekst tych odpowiedzi należy poprzedzić nazwą grupy wykładowej (MSK-S lub MSK-N), imieniem i nazwiskiem oraz adresem mailowym. Termin odpowiedzi: do 15 kwietnia 2012.
[stextbox id=”CafeAleph”]Pełny tekst na ten temat – w Czytelni „Cafe Aleph”.[/stextbox]
Jest to głos w dyskusji przed konferencją pt. „Retoryka stosowana: Teoria i praktyka argumentacji” (Warszawa, marzec 2012). Głos ten dotyczy odczytu Piotra Łukowskiego (zapowiedzianego w formie streszczenia) pt. Jak wylansować Barabasza, czyli o oddziaływaniu pozamerytorycznym. Passus z tego streszczenia, który jest dla obecnych uwag polemicznych punktem wyjścia, brzmi następująco.
„Sprowadzenie argumentacji wyłącznie do kwestii logicznych z pominięciem psychologicznego aspektu przekazu jest poważnym błędem [podkreśl. WM], który może być opłacony odrzuceniem przez adresata dobrze uzasadnionej a nawet oczywistej w swej treści argumentacji.”
Pytanie 1. Jak rozumieć powiedzenie „jest poważnym błędem”? Chodzi o błąd teoretyka czy praktyka? Autor zdaje się mieć na uwadze nie teorię lecz praktykę argumentacji, gdyż powiada, że za taki błąd płaci się brakiem skuteczności w przekonywaniu. Czy zatem Autor proponuje jako dyrektywę właściwej, bo skutecznej, argumentacji, że rozeznawszy się w psychice adresata należy używać WSZELKICH płynących z tej diagnozy sposobów przekonywania, żeby osiągnąć zamierzony skutek? Możliwe są odpowiedzi: TAK lub NIE.
Pytanie 2. Czy tytułowy zwrot „wylansować Barabasza” wskazuje na intencję, żeby argument adresowany do Piłata przyjąć za pozytywny wzorzec skuteczności, czy raczej za negatywny przypadek oddziaływania merytorycznego? Intencją Autora jest zapewne to drugie, ale w takim razie brakuje wskazania na jakiś wzorzec pozytywny, którego realizacja chroniłaby przed „poważnym błędem” (jak się wyraża Autor) nieskuteczności argumentacji, a zarazem nie podlegałaby zarzutowi „oddziaływań pozamerytorycznych”.
Trzecie pytanie jest rozpisane na pięć punktów nawiązujących do pewnych pojęć logiki dialogowej. Ich przytaczanie nader wydłużyłoby to streszczenie, dlatego odsyłam do §3 w artykule z Cafe Aleph.
Nawiązując do tytułu blogu, czyli „Polemiki i rozmówki w Cafe Aleph”, trzeba powiedzieć, że niniejszy wpis stanowi zachętę do rozmówki. Swobodnej, niekoniecznie wielce naukowej, rozmówki z uczestnikami MiNI-spotkań. Jej temat to przydatność filozofii dla nauk szczegółowych. Czy jest przydatna, czy nie jest, a jeśli jest, to w jakim sensie?
Osoby zainteresowane szerszym omówieniem tego tematu powinny sięgnąć do tekstu „Filozofia i jej historia wobec nauk szczegółowych”, który znajduje się na stronie MiNI-spotkań, w dziale II (by dotrzeć do tej strony i tegoż działu, wystarczy kliknąć na poziomej belce blogu przycisk „Filozofia informatyki”).
Tymczasem zaś, w formie zachęty do swobodnej wymiany argumentów, podsuwam do namysłu następujący fragment wspomnianego tekstu.
1. Zarówno pośród filozofów, jak i zwykłych ludzi, termin „filozofia” budzi najprzeróżniejsze odczucia, niekoniecznie pozytywne. Będące wyrazem tych odczuć poglądy są niezwykle zróżnicowane, a granice ich wyznaczają dwa stanowiska skrajne.
1a. Zgodnie z poglądem skrajnie negatywnym filozofia stanowi nic-nie-znaczący, a więc zbędny, dodatek do działalności konkretnej. Oto typowa próbka takiego nastawienia: „o ile inżynier zajmuje się czymś konkretnym i pożytecznym, np. projektuje dom i określa ściśle wytrzymałość jego elementów, to filozof bezużytecznie dywaguje nad zasadnością procedur inżynierskich oraz dziwacznymi pytaniami typu „Czy dom w ogóle istnieje?” albo „Czy posiadanie domu jest warunkiem koniecznym szczęścia?”. Za filozoficznego patrona tego rodzaju poglądów uznaje się Ludwika Wittgensteina – twierdzącego wprost, że filozofia to nic innego jak wyraz opętania umysłu przez złudzenia lingwistyczne (czyli używanie słów niezgodnie z ich konkretnym przeznaczeniem).
1b. Zgodnie z poglądem skrajnie pozytywnym filozofia stanowi wyraz mądrości, której źródła tkwią w głębokim namyśle nad światem, człowiekiem i sytuacją człowieka w świecie; ale także w znajomości wielkich systemów filozoficznych, które powstawały od starożytności po współczesność. Pogląd ów żywi wielu zwykłych ludzi poszukujących w filozofii cząstkowych choćby odpowiedzi na odwieczne pytania o sens życia, naturę człowieka, istotę szczęścia itp. Za filozoficznych mędrców uznaje się tzw. wielkich filozofów, których dzieła weszły na trwałe do ludzkiej kultury (Platona, Kartezjusza, Kanta itd.).
1c. Między dwoma stanowiskami skrajnymi istnieje, rzecz jasna, cała paleta poglądów pośrednich, chociażby taki, że filozofia – będąc wprawdzie dodatkiem do działalności konkretnej – coś ożywczego i porządkującego do niej wnosi.
(…)
Na dobry początek niech wystarczy tyle.
Zapraszam gorąco do wymiany myśli: za lub przeciw, z poszanowaniem filozofii lub nie. Nie krępujmy się wyrazić swojego poglądu – nawet jeśli mielibyśmy (podobnie jak Wittgenstein, który był przecież zawodowym filozofem) łajać filozofię za jej nieprzydatność i szkodliwość. Ale z drugiej strony, nie bójmy się cenić filozofii i filozofów…
Jakie zatem jest Państwa zdanie ?
[stextbox id=”CafeAleph”]Pełny tekst na ten temat – w Czytelni „Cafe Aleph”.[/stextbox]
Artykuł pod tym tytułem jest rozszerzoną wersją odczytu wygłoszonego w roku 2005, na jednej z konferencji metodologicznych organizowanych w UJ przez prof. Michała Hellera. Jest to więc data sprzed pojawienia się światowego kryzysu ekonomicznego, który skłania niektórych analityków do kwestionowania stanowiska F.Hayeka zarysowanego w tym artykule. Czy należy się z nimi zgodzić? To jeden z ważniejszych tematów do podjęcia w komentarzach.
Pełny tekst na ten temat – w Czytelni „Cafe Aleph”.
Poniżej: temat pod dyskusję.
Czy opowiadasz się za poglądem Huntingtona, czy za krytyką tego poglądu zawartą w artykule Witolda Marciszewskiego pod tym tytułem?
Wpisy przynależne do niniejszej kategorii, kategorii „MiNI-spotkania z filozofią informatyki”, będą kierowane do uczestników MiNI-spotkań — zarówno realnych, czyli faktycznie uczestniczących w zajęciach na Politechnice Warszawskiej, jak i wirtualnych, czyli śledzących przebieg spotkań w internecie.
Każdy wpis będzie zaproszeniem do dyskusji w blogu, to znaczy do zamieszczania pod tymże wpisem kolejnych komentarzy. Materiały do dyskusji będą udostępniane albo w samym blogu, w dziale „Filozofia informatyki” (wywoływanym za pomocą odpowiedniego przycisku na poziomej belce blogu), albo w sprzężonej z blogiem bibliotece Cafe Aleph (wywoływanej przyciskiem „CAFE ALEPH”).
Już niebawem pojawią się pierwsze anonse.
Tymczasem zaś zapraszam serdecznie do przyszłych rozmówek, polemik i dyskusji w ramach MiNI-spotkań…
Paweł Stacewicz.
Będąc zaproszony do panelu „Polska szkoła argumentacji: wyzwania i perspektywy”, a nie mogąc uczestniczyć w nim in persona, włączam się do niego przez wypowiedź na blogu. Nie jestem obecnie w nurcie uprawianej w polskich środowiskach problematyki argumentacji, toteż brak mi danych, żeby odpowiedzieć na dwa zawarte w tytule pytania: jakie są wyzwania? jakie perspektywy? Podstawowym wyzwaniem jest zawsze to, żeby spełniać standardy badawcze międzynarodowe. To wiadomo, ale żeby odpowiedzieć, jak sprawy mają się u nas, musiałbym mieć większą niż mam orientację na temat obu członów porównania.
Ale ceniąc sobie zaproszenie, spróbuję coś wnieść od innej strony, nawiązując do zwrotu „Polska szkoła argumentacji”, z intencją włączenia się do rozmowy na temat, w jakim stopniu obecna sytuacja w polskich badaniach nad argumentacją pozwala na ich charakterystykę w kategoriach szkoły.
Zacznę od parafrazy definicji w wikipedii, dość dobrze oddającej zjawisko, jakim jest szkoła naukowa. Ma to być wspólnota intelektualna składająca się z uczonych, których łączą pewne idee lub sposoby podejścia do określonych problemów. Pewne szkoły są związane z jakimś miejscem lub ośrodkiem naukowym, a wyznacza je program badawczy i dorobek wybitnego uczonego lub zgranego zespołu uczonych (to drugie to np. przypadek polskiej szkoły matematycznej w okresie międzywojennym, także przypadek Koła Wiedeńskiego).
Tyle na początek, jak pierwsza kostka domina. Trzeba z kolei dostawić kostkę, jaką jest atrybut międzynarodowości (nie wydobyty w tym określeniu wyjściowym). Nie chodzi o to, żeby uczestnicy szkoły musieli się wywodzić z wielu nacji. Mogą być z jednej, ale mają być postaciami formatu światowego, gdy chodzi o zasięg współpracy badawczej i doniosłość wkładu w naukę. Dobrym na to przykładem jest Austriacka Szkoła Ekonomii złożona z samych Austriaków, ale będących obywatelami rozległego świata nauki, wsławiających swym dorobkiem Princeton, London School of Economics etc.
Istotne jest dla szkoły, że ma ona pewien wspólny program badawczy, jej tylko właściwy, ale oddziałujący na szersze kręgi akademickie. Dla polskiej szkoły matematycznej był to program koncentracji na nowych, a zarazem podstawowych działach matematyki, jak teoria mnogości czy logika matematyczna. W Kole Wiedeńskim program wyrażał się w określeniu „empiryzm logiczny”. Natomiast Austriacy (jak się ich kolokwialnie nazywa) charakteryzują się pewną oryginalną odmianą idei wolnorynkowych, z silnym akcentem na zagadnienia metodologiczne, w tym dystans wobec zbyt uproszczonych modeli teoretycznych przy jednoczesnym docenianiu obliczalności praktycznej.
Program badawczy zaczyna się od pewnej wizji rzeczywistości, toteż u początku musi być taki wizjoner (może to być postać zbiorowa) obdarzony zarazem wielkim, dysponującym do ważnych wyników, uzdolnieniem badawczym, zdolnością do pracy zespołowej i przywództwa oraz kompetencją organizacyjną. Dalsze warunki są natury instytucjonalnej: trzeba mieć dla działalności badawczej i komunikacji ze światem akademickim jakieś ramy prawno-organizacyjne (instytut, towarzystwo naukowe etc.), wydawnictwo, środki finansowe.
To nie koniec listy warunków, ale wpis na blogu nie ma być monografią lecz zagajeniem dyskusji. Myślę, ze wystarczą do tego dwa pytania. Po pierwsze: czy podana definicja szkoły jest trafna sprawozdawczo (gdy idzie o uzus językowy), a w szczególności, czy nie jest zbyt wygórowana? Po drugie: jeśli przyjąć taką charakterystykę, jak wyżej podana, to na ile się przybliża do jej spełnienia obiekt nazwany w tytule panelu „polską szkołą argumentacji”?
Następująca dalej ramka niech będzie zachętą dla organizatorów i potencjalnych uczestników, żeby ją wypełnić krytycznym do tych uwag komentarzem.
Witold Marciszewski, 29.