Co to znaczy, że umysł jest maszyną Turinga? (część III)

Wyrażona jednym zdaniem konkluzja drugiej części wpisu brzmi następująco:
„Przyrównując umysł do maszyny Turinga, ma się na myśli hipotezę, że poznawcza moc umysłu, a więc zakres rozwiązywalnych przezeń problemów, pokrywa się z mocą obliczeniową komputerów cyfrowych, które pod względem tejże mocy są równoważne maszynom Turinga”.

Mimo tak dokładnie rozpisanej konkluzji pozostaje jednak kluczowe pytanie.
Jak mamy traktować umysł, którego przytoczona hipoteza dotyczy?

Próbując na nie odpowiedzieć, zacytuję szerszy fragment eseju „Czy umysł jest liczbą?”, który ukazał się w mojej i Witolda Marciszewskiego książce p.t. „Umysł – Komputer – Świat. O zagadce umysłu z informatycznego punktu widzenia”.
Oto zaczerpnięte z tego tekstu objaśnienia (nieznacznie zmienione w stosunku do oryginału).

Otóż, po pierwsze, można traktować indywidualny umysł jako obiekt zmienny w czasie, który w każdej chwili T ma inną zawartość informacyjną, a co za tym idzie wykazuje inne możliwości. Do rozumienia takiego prowadzi zwykła codzienna obserwacja – wszak my sami, niewątpliwi posiadacze umysłów, nieustannie rozwijamy się, uczymy, gromadzimy nowe doświadczenia, a wskutek tego zawartość naszych umysłów, jeśli nie doskonali się, to przynajmniej ulega pewnym zmianom. Ze względu na owe zmiany – zmiany postępujące wraz z upływem czasu T – proponujemy nazwać umysł zmienny „T-umysłem”.
Wyrażając jego istotę w terminach komputerowych, moglibyśmy stwierdzić, że T-umysł jest komputerem, który w różnych chwilach T ma dostęp do różnych programów; przy czym kwestią otwartą pozostaje, czy programy te dostarcza ktoś z zewnątrz, czy też umysł tworzy je i uaktywnia sam (ważne, że w różnych chwilach T umysł ma do dyspozycji różne zestawy programów).

Po drugie jednak, można rozumieć umysł jako pewną całość niezmienną, która pozornie tylko ulega zmianom, a tak naprawdę zawiera w sobie pełen, raz na zawsze określony, algorytm postępowania. Algorytm ten wykazuje tak dużą złożoność (albo inaczej: jego kod jest liczbą tak ogromną), że nie sposób rozwikłać wszystkich jego zawiłości i stwierdzić z całą pewnością, jak algorytm ten działałby w każdych okolicznościach. W gruncie rzeczy jednak algorytmiczny schemat jest ściśle określony, a umysł ściśle deterministyczny. (Zdaje się, że tak właśnie postrzegał umysł Leibniz, co może stanowić punkt wyjścia do dyskusji ze znawcami myśli tegoż filozofa).
Byłaby to zatem jakaś niezmienna, statyczna super-struktura, sterująca organizmem w sposób totalny – stąd jej proponowana nazwa: „S-umysł”; z literką S, która ma podkreślić zakładaną tutaj cechę statyczności umysłu.. Wracając do stylistyki komputerowej, trzeba by powiedzieć, że S-umysł przypomina super-komputer wyposażony w niezwykle wyrafinowane oprogramowanie, obejmujące miliardy gotowych procedur przewidzianych na wszelkie możliwe sytuacje (ewentualnie: jeśli niektóre z tych procedur nie są gotowe wprost, to „mentalne oprogramowanie” może wygenerować je niezawodnie za pomocą pewnych ściśle określonych schematów samodoskonalenia, czyli uczenia się).

Uzyskujemy zatem dwie skrajnie różne interpretacje dziedziny mentalnej: z jednej strony zmienny i zapewne niedeterministyczny T-umysł, z drugiej strony zaś, niezmienny i zapewne deterministyczny S-umysł. Gdzieś pomiędzy nimi, a raczej w nich, kryje się możliwość trzecia, a mianowicie umysł zredukowany do niezbędnego minimum algorytmów, które pozwolą mu zrealizować każdą inną procedurę algorytmiczną. Nazwijmy tę możliwość „umysłem minimalnym”, co da się skrócić jako „M-umysł”.
Zachodzi oczywiście pytanie, czy ostatnia koncepcja ma jakiś uchwytny sens psychologiczny, a zatem czy psychologowie rozważają jakiś odpowiednik M-umysłu. Odpowiedź wydaje się natychmiastowa. Mentalne minimum byłoby tożsame z pewną wiedzą wrodzoną, dzięki której ogół ludzi podobnie się rozwija, podobnie rozumuje i podobnie postępuje, wykonując różne czynności w sposób automatyczny.

Uważny czytelnik wpisu (zwłaszcza odcinka pierwszego) dostrzegł zapewne pokrewieństwo między odpowiadającym wiedzy wrodzonej M-umysłem i uniwersalną maszyną Turinga (UMT). Przypomnijmy, że UMT potrafi symulować każdą konkretną maszynę Turinga, a to za sprawą programu, który służy do odczytywania i wykonywania kodów wszelkich innych maszyn (kodów traktowanych jako dane wejściowe UMT). Podobnie zaś minimalny M-umysł potrafi odpowiednio zinterpretować i wykonać każdą dostarczoną mu procedurę algorytmiczną (niezależnie od tego, skąd procedura ta pochodzi).

I tak oto wróciliśmy do pojęcia maszyny Turinga, które stanowi oś tematyczną niniejszego szkicu. Mając na oku to pojęcie, spróbujmy zastanowić się, co w świetle trzech różnych interpretacji umysłu (interpretacji hipotetycznych) znaczy teza zrównująca umysł z maszyną Turinga.

Wypunktujmy:

(1) zmienny T-umysł trzeba przyrównać do serii następujących po sobie konkretnych maszyn Turinga (maszyn cząstkowych, jeśli chodzi o ogół problemów możliwych do rozwiązania przez maszyny Turinga);

(2) niezmienny S-umysł można przyrównać do konkretnej mega-maszyny Turinga (maszyny, której program pozwala rozwiązać ogół problemów osiągalnych dla danego umysłu; dopowiedzmy, że program ów musi cechować niebywała złożoność i objętość);

(3) minimalny M-umysł można przyrównać do uniwersalnej maszyny Turinga UMT (tj. maszyny zdolnej symulować każdą maszynę konkretną, pod warunkiem dostarczenia automatowi UMT jej programu).

I tak oto, spinając w trzech powyższych punktach różne pojęcia umysłu z różnymi wariantami maszyn Turinga, dotarliśmy do końca trzyczęściowego szkicu.
Licząc na owocną dyskusję, pozostawiam ten szkic do namysłu zainteresowanym czytelnikom.

Paweł Stacewicz

Zaszufladkowano do kategorii Filozofia informatyki, Światopogląd informatyczny | 7 komentarzy

Co to znaczy, że umysł jest maszyną Turinga? (część II)

Część drugą planowanej serii wpisów o maszynie Turinga rozpocznę od krótkiego streszczenia części pierwszej, która traktowała o samych maszynach Turinga, a także o związku tychże automatów z komputerami cyfrowymi.
Oto najważniejsze stwierdzenia z odcinka poprzedniego.

1) Maszyna Turinga (MT) jest to pewien abstrakcyjny automat, który precyzuje ideę algorytmu.

2) Automat ten ma pewien opis fizyczny (składa się m.in. z podzielonej na komórki taśmy oraz głowicy do odczytu/zapisu danych), ale także ważniejszy od niego opis logiczny (przetwarza symbole pewnego kodu, a przetwarzaniem steruje ściśle określony program).

2a) Z uwagi na opis fizyczny maszynę MT można rozumieć jako realny mechanizm, który można faktycznie skonstruować i faktycznie stosować do przetwarzania danych.

2b) Z uwagi na opis logiczny maszynę MT wolno utożsamić z jej programem.

3) Maszyny Turinga dzielą się na: (a) konkretne – wyposażone w konkretne programy, do realizacji konkretnych zadań, (b) uniwersalne – wyposażone w specjalne programy do symulacji dowolnych maszyn konkretnych (czyli realizacji dowolnych programów).

3a) Wszystkie maszyny MT – i konkretne, i uniwersalne – podpadają pod ten sam opis fizyczny; elementem różnicującym jest opis logiczny.

3b) Wszystkie maszyny uniwersalne są sobie równoważne pod względem możliwości symulacyjnych; w teorii zatem wolno je zastąpić jednym pojęciem uniwersalnej maszyny Turinga (UMT).

4) Jeśli chodzi o moc obliczeniową, a więc zakres możliwych do realizacji zadań, to maszyny Turinga są równoważne komputerom cyfrowym.
Znaczy to, że każdy program dla maszyny cyfrowej można zakodować w postaci wykonalnej dla pewnej konkretnej maszyny MT, a zatem i dla maszyny UMT.

————-

Przytoczywszy wyraźnie kluczowe punkty z części pierwszej, możemy przyjrzeć się bliżej interesującej nas formule, która głosi, że to „umysł jest maszyną Turinga”.

Choć zawarty w powyższym zdaniu (i w tytule wpisu) filozoficzny skrót stwierdza, że to umysł właśnie, a nie komputer cyfrowy, jest maszyną Turinga, to skrót ten staje się zrozumiały dopiero w kontekście tzw. „komputerowej metafory umysłu”. Zgodnie z tąże metaforą ludzki umysł ma przypominać pewnego rodzaju komputer lub nawet być takim komputerem. To zaś znaczy, że umysł niczym komputer przetwarza docierające doń informacje (wizualne, dźwiękowe itp.), i tak jak komputer steruje (gdy zachodzi taka potrzeba) fizycznymi czynnościami sprzężonego z nim urządzenia, czyli ciała.

Jeśli metaforę tę przyjąć (po czemu istnieją dość dobre argumenty), a następnie założyć, że porównywany z umysłem komputer należy do gatunku cyfrowych, to wspomniana metafora przechodzi gładko w rozpatrywane tu stwierdzenie, że „umysł jest maszyną Turinga”. A przechodzi dlatego, że maszyny cyfrowe – w myśl sformułowanego wyżej punktu 4 – są równoważne automatom Turinga.

Co to jednak znaczy konkretnie? I jak się mają części składowe komputera (np. cyfrowego) do znanej z nauki struktury umysłu?

Odpowiedniości wydają się oczywiste.
Otóż, po pierwsze, biologiczny fundament umysłu czyli mózg (będący jednocześnie umysłowym podsystemem) odpowiada fizycznej składowej komputera, czyli temu, co zwie się z angielska „hardware”. Po drugie zaś, informacyjna zawartość umysłu, a więc swoiste mentalne oprogramowanie, które wymusza takie a nie inne działanie mózgu, znajduje swój komputerowy odpowiednik po stronie oprogramowania właśnie, zwanego po angielsku „software”.

A przełożywszy te relacje na język turingowski, trzeba by powiedzieć, co następuje. Biologicznej części umysłu, czyli mózgowi, odpowiada fizyczne wyposażenie maszyny Turinga (taśma, głowica itd.), natomiast wykonywanemu przez mózg mentalnemu oprogramowaniu – tablica instrukcji maszyny. Nie twierdzi się przy tym, że umysł jest maszyną Turinga w dosłownym sensie (a więc, że faktycznie istnieje jakaś mózgowa głowica czy też sterujący tą głowicą zestaw umysłowych instrukcji).
Mówi się TYLKO tyle, że istnieją powyższe odpowiedniości.
Ale nadto AŻ tyle, że moc obliczeniowa ludzkiego umysłu pokrywa się z mocą obliczeniową automatów Turinga (reprezentowanych zbiorczo przez maszynę uniwersalną UMT).

Ostatnie zdanie jest bardzo ważne, bo wyjawia istotny sens zabiegu sprowadzenia i komputerów cyfrowych i umysłów ludzkich do poziomu skrajnie prostej maszyny, sterowanej skrajnie prostymi co do formy instrukcjami. Ów sens polega na uproszczeniu analizy. Okazuje się bowiem, że poprzez analizę tak prostej konstrukcji jak automat Turinga stosunkowo łatwo jest określić granice możliwości umysłu porównywanego wstępnie z komputerem cyfrowym.

To jednak nie wszystko.
Dalsze subtelności rozprawiania o zjawiskach mentalnych w kategoriach maszyn Turinga kryją się w różnych możliwych rozumieniach pojęcia umysłu. Co bowiem do konstrukcji Turinga chcemy sprowadzić? Konkretny umysł jakiegoś myślącego indywiduum, czy też ogólnie pojęty umysł gatunku homo sapiens? A może jeszcze coś innego?
Do subtelności tych przejdziemy w trzeciej części wpisu.

Zaszufladkowano do kategorii Filozofia informatyki, Światopogląd informatyczny | Dodaj komentarz

Co to znaczy, że umysł jest maszyną Turinga? (część I)

Żałując nieco, że nie mogłem wziąć udziału w dyskusji seminaryjnej, o której mowa w dwóch ostatnich wpisach, postanowiłem włączyć się do niej post factum, generując w niniejszym blogu co najmniej dwa nowe wpisy. Dodatkową zachętą był fakt, że podstawę dyskusji stanowiły fragmenty książki „Umysł–Komputer–Świat …”, którą współtworzyłem.

Co to znaczy zatem, że umysł jest maszyną Turinga?
Jest to pytanie bardzo ważne, bo wobec bliskiego związku między maszynami Turinga a komputerami cyfrowymi, idzie w nim o to, jak umysły ludzkie mają się do komputerów cyfrowych.

Historycznie rzecz biorąc, maszyny Turinga wymyślił angielski matematyk, Alan Turing, który za ich pomocą objaśnił światu (w roku 1936) nie dość jasne jeszcze pojęcie algorytmu – algorytmu, czyli procedury mechanicznego przekształcania symbolicznych danych w symboliczne wyniki. Przekształcanie takie występuje nader często w matematyce, na przykład wtedy, gdy rozwiązujemy równania kwadratowe metodą delty lub dodajemy dwa ułamki o różnych mianownikach (które to schematyczne czynności dobrze znamy ze szkoły).

Choć precyzujący ideę algorytmu pomysł Turinga określa się mianem maszyny, a więc czegoś fizycznego, to tak naprawdę łączy on w sobie dwa znaczenia: hardwarowe czyli sprzętowe, i softwarowe czyli programistyczne.

Zgodnie ze znaczeniem pierwszym maszyną Turinga zwie się pewne urządzenie fizyczne, wyposażone w podzieloną na komórki taśmę, głowicę do odczytu/zapisu symbolicznych danych oraz fizycznie zrealizowaną (np. mechanicznie lub elektronicznie) tablicę instrukcji. Urządzenie to działa na podstawie programu zawartego w tablicy instrukcji, przy czym każda instrukcja ma postać rozkazu warunkowego: „jeśli (stanem wewn. maszyny jest x, a głowica czyta symbol s), to należy (zmienić stan na y, zmienić symbol na p i przesunąć głowicę o jedną komórkę w prawo lub w lewo)”. Wykonując rozkaz po rozkazie, maszyna zmienia zawartość taśmy, a czyni to dotąd, aż zatrzyma się w stanie końcowym i pozostawi na taśmie ciąg symboli będący zakodowanym wynikiem zleconego jej zadania. Najważniejsze jednak, że maszyna Turinga rozumiana „sprzętowo” wszystko to może robić faktycznie; ot tak choćby jak staroświecka i bezpośrednio kontrolowana przez człowieka maszyna do pisania.

Ponieważ kluczowym elementem opisanego mechanizmu jest tablica instrukcji czyli program, to maszynę Turinga sytuuje się częściej w sferze teorii programowania, a to prowadzi nas do drugiego z wymienionych wyżej znaczeń. Przy tym drugim znaczeniu konstrukcja Turinga jest pewną ideą teoretyczną, która pokazuje, na czym polega mechaniczne przetwarzanie danych w wynik, czyli działanie algorytmiczne. Zgodnie z tąże ideą dane trzeba w sposób jednoznaczny zakodować, a potem poddać ściśle określonym przekształceniom, zestawionym jedno po drugim, bez żadnych luk, w programie maszyny. W ujęciu takim fizyczna konstrukcja maszyny nie ma większego znaczenia; ważne, że działanie automatu jest jakoś skorelowane z jego programem (a Turing podał po prostu pewien skrajnie prosty i raczej czysto teoretyczny schemat takiej korelacji).

W tym miejscu trzeba objaśnić jeszcze jedną rzecz.
Otóż Alan Turing wymyślił tak naprawdę dwa rodzaje maszyn. Po pierwsze, były to automaty konkretne (o nich traktował tekst wyżej) – wyposażone w konkretne programy do wykonywania określonych zadań (np. sumowania liczb).
Po drugie jednak, były to maszyny uniwersalne – zaopatrzone w specjalne programy do symulowania działań dowolnych automatów konkretnych. A co bardzo ważne: choć maszyny drugiego rodzaju można definiować czy też projektować na różne sposoby (zależy to m.in. od liczby ich stanów wewnętrznych), to ponieważ wszystkie one są ze sobą identyczne pod względem możliwości symulacyjnych, zastępuje się je (w sferze matematycznej abstrakcji) zbiorczym pojęciem jednej jedynej uniwersalnej maszyny Turinga (w skrócie: UMT).

Jeśli pomyśleć o takiej maszynie jako o urządzeniu faktycznie działającym, to pracuje ona w sposób następujący. Na jej taśmę wprowadza się zakodowany opis pewnego automatu konkretnego M (chodzi głównie o definiujący go program, czyli tablicę zmian stanów) oraz dane wejściowe automatu M. Następnie maszyna UMT czyta naprzemiennie: raz dane wejściowe automatu M, raz jego tablicę instrukcji (tym właśnie steruje jej uniwersalny program) i zależnie od czytanych w danej chwili instrukcji wypisuje na taśmie odpowiednie symbole. Ponieważ są to takie same symbole, jakie pojawiałyby się na taśmie M-a, o maszynie UMT trzeba stwierdzić, że symuluje ona działanie automatu M, którego program jej dostarczono. A co jest niezwykle ważne: w taki sam sposób może ona naśladować dowolny automat konkretny.

———

Cierpliwy czytelnik wpisu zastanawia się zapewne, co te wszystkie historyczne automaty – konkretne, uniwersalne, interpretowane fizykalnie lub teoretycznie itd – łączy ze współczesnością, czyli używanymi dziś komputerami?

Odpowiedź brzmi dość zaskakująco: otóż maszyny Turinga są równoważne komputerom cyfrowym. Wszystkim. Szybkim i wolnym, istniejącym i jeszcze nie skonstruowanym.

W stylistyce programistycznej fakt ten można wysłowić następująco: każdy program dla maszyny cyfrowej, niezależnie od jego stopnia złożoności i wymagań co do szybkości procesora, daje się odpowiednio zakodować i powierzyć do realizacji urządzeniu tak prostemu, jakie opisał Alan Turing.
Innymi słowy: komputery cyfrowe i maszyny Turinga są sobie równoważne pod względem zakresu możliwych do zrealizowania zadań, a wynika to stąd, że każdy program dla maszyny cyfrowej można przełożyć na zestaw instrukcji pewnej maszyny Turinga. Z dość oczywistym zastrzeżeniem jednak: choć zakres rozwiązywalnych problemów jest w obu przypadkach taki sam, to tempo realizacji musi być w każdym przypadku inne (i właśnie zwiększaniu tegoż tempa służy wciąż dokonujący się postęp cyfrowych technologii przetwarzania danych).

Wróćmy jednak do turingowskiego rozróżnienia maszyn konkretnych i uniwersalnych. W jego świetle powyższa teza o równoważności „rozdwaja się”.
Po pierwsze bowiem, konkretna maszyna Mi jest równoważna komputerowi realizującemu konkretny program (np. program do sumowania liczb); po drugie jednak, uniwersalna maszyna UMT jest równoważna nie komputerowi wyposażonemu w takie a takie oprogramowanie, lecz komputerowi przygotowanemu do realizacji różnych możliwych programów.

I tak oto dotarliśmy do końca wątku „maszynowego”, zwieńczonego arcyważnym objaśnieniem związku między historycznymi pomysłami Turinga a stosowanymi dziś powszechnie komputerami cyfrowymi.

Wątek kolejny – nazwijmy go „umysłowym” – podejmę już niebawem, w drugiej części wpisu, zogniskowanej wokół różnych możliwości porównywania umysłu z maszynami Turinga (a więc i komputerami cyfrowymi).

Zaszufladkowano do kategorii Filozofia informatyki, Światopogląd informatyczny | 2 komentarze

Domniemania na temat: umysł a komputer

Dla zagajenia dyskusji na seminarium UKSW 20.I.2012 sformułowałem własną
odpowiedź na pytanie 1 w komentarzu z 29.XII.2011: Czy istnieją układy
zdolne rozwiązywać problemy nierozwiązywalne dla maszyny Turinga?

a) TAK.  b) Takim układem jest umysł ludzki lub mózg ludzki. Nie mam danych,
żeby rozstrzygnąć konkluzywnie, które określenie jest właściwsze. Ważną
propozycję w tej sprawie zawiera książka Poppera i Ecclesa w książce „The
Self and Its Brain”: umysł jest tworem emergentnym, różnym od mózgu i
pozostającym doń w stosunku interakcji.

c) Za przypisaniem umysłowi takiej zdolności przemawia fakt, że potrafi on
rozpoznać prawdziwość zdania gödlowskiego jako sądu arytmetycznego, choć nie
daje się ono udowodnić algorytmicznie (czyli formalnie) z aksjomatów
arytmetyki, czyli nie może być wyprodukowany przez maszynę Turinga.

d) Argument ten nie przekonuje jednak zwolenników poglądu, że układem
wykonującym rozumowanie Gödla jest mózg jako obiekt czysto materialny i że
ten jest funkcjonującą algorytmicznie maszyną Turinga. A zatem mózg Gödla,
gdy w roku 1931 pisał on dowód niezupełności arytmetyki, funkcjonował jak
maszyna według nieznanych Gödlowi aksjomatów i algorytmicznych reguł, a
wynik Gödla mówi tyle, że muszą one być różne od aksjomatów arytmetyki i od
stosowanych w niej reguł dowodzenia, ale nie mówi, że nie są one
mechaniczne.

e) Trudno to stanowisko (z punku d) obronić inaczej, jak tylko
wywnioskowując je z założenia „Każdy akt poznawczy jest rezultatem działania
maszyny” czyli że nie istnieją akty poznawcze twórcze, a jeśli niektóre jawią
się naszej świadomości jako twórcze, to taka świadomość jest złudzeniem.
Jest to jednak założenie na wskroś arbitralne, dla którego nie ma
wystarczającej racji, o ile nie założy się dogmatycznie mechanicyzmu i
skrajnego determinizmu. Alternatywną wizję kreśli m.in.  Popper w
zakończeniu książki „Wszechświat otwarty”.

f) Punkt d wyraża pogląd redukcjonistyczny, że to, czego doświadczamy jako
twórczość nie jest w gruncie rzeczy twórcze, jest tylko złudzeniem, podczas
gdy w gruncie rzeczy twórczość redukuje się bez reszty do procesów
predeterminowanych, co znaczy, że zdarzenie zachodzące w tej chwili zostało
już określone stanem wszechświata zaistniałym natychmiast po Wielkim
Wybuchu.

Zaszufladkowano do kategorii Światopogląd informatyczny | Dodaj komentarz

Analogowość vs Cyfrowość – Seminarium w UKSW

ANONS: tematyka seminarium o sztucznej inteligencji
UKSW, 20 stycznia 2011

Temat seminarium „Analogowość versus cyfrowość” nawiązuje do rozdziału 18
książki Witolda Marciszewskiego i Pawła Stacewicza „Umysł – Komputer –
Świat. O zagadce umysłu z informatycznego punktu widzenia”, 2011.

1. Uczestnicy są proszeni o zapoznanie się z zawartością książki podaną w
spisie treści, żeby uzyskać pogląd na kontekst potrzebny dla zrozumienia
projektowanej na seminarium problematyki. W celu dotarcia do spisu, jak i do
tekstu zasadniczego wymienionego niżej w 2, należy wejść na stronę:
calculemus.org/cafe-aleph/index.html

2. Tekst podstawowy „Moc obliczeniowa a cyfrowo-analogowy dualizm”, z
którego należy przestudiować przynajmniej §1 i §2, został na potrzeby
seminarium uzupełniony o streszczenie (w ramce) i umieszczone na końcu
pytania pod dyskusję. Są to pytania intensywnie dyskutowane w literaturze,
na które trudno mieć odpowiedź kategoryczną nawet specjalistom, ale można
próbować odpowiedzi warunkowych.

3. Żeby śledzić dyskusję ze zrozumieniem, dobrze będzie zapoznać się również
z tekstem „It from bit?”, §1. Jest on krótki, ale ważny ze względu na linki
do autorów szczególnie wiele w poruszanej kwestii znaczących.

Zachowuję ten anons także po terminie seminarium, jako zachętę i temat do
dyskusji rozpoczętej na tym spotkaniu. Jej kontynuacją jest wpis pt.
„Umysł a deterministyczna maszyna Turinga.

Zaszufladkowano do kategorii Światopogląd informatyczny | Dodaj komentarz

CA – czyli „Cyfrowe versus Analogowe”

Zapewne większość czytelników niniejszego blogu wie, że w ostatnich tygodniach rozpoczęła swój internetowy żywot kawiarnia pod matematyczną nazwą „Cafe Aleph”. W skrócie: CA. Ma to być miejsce rozmów przenikniętych duchem światopoglądu informatycznego.

Światopogląd informatyczny zawdzięcza swoje istnienie komputerom oraz wszystkim tym teoriom matematyczno-informatycznym, które dają komputerom ich obliczeniową moc, to znaczy opisują, jak należy przetwarzać dane, by uzyskać pożądany efekt. Światopogląd ów nie dotyczy jednak samych komputerów i samej informatyki. Ten, kto go posiadł, próbuje opisać i zrozumieć świat za pomocą pojęć wywodzących się wprawdzie z informatyki (i w jej ramach precyzowanych), lecz interpretowanych szerzej.

Oto prosty przykład. Weźmy pod uwagę trzy kluczowe pojęcia informatyki, jakimi są: informacja, algorytm i automat. Wyraziciel informatycznego światopoglądu mógłby zastosować je na przykład do umysłu, pytając „Czy ma sens porównywanie umysłu z systemem do algorytmicznego i zautomatyzowanego przetwarzania informacji?”. Albo konkretniej i pod warunkiem pozytywnej odpowiedzi na pytanie pierwsze: „Jakie systemy informatyczne nadają się do takich porównań najlepiej?” . Zwrócę uwagę na zawarty w przytoczonych pytaniach krytycyzm: informatysta nie twierdzi, lecz zastanawia się i pyta.

Tyle tytułem wstępu. Dalej będzie już o Cafe Aleph, a dokładniej o kryjącym się w jej nazwie potencjale znaczeniowym. Pomysłodawca i gospodarz kawiarni, Witold Marciszewski, wywodzi tę nazwę od znanego z matematyki symbolu „aleph”, który w kolejnych swoich, n-tych postaciach („aleph 1”, „aleph 2”, „aleph 3” itd.) oznacza moce, czyli nieskończone liczności, kolejnych zbiorów nieskończonych. Pierwszy z nich to zbiór liczb naturalnych N (jemu odpowiada „aleph 0”), drugi to zbiór złożony z wszystkich podzbiorów zbioru N (jemu odpowiada „aleph 1”), trzeci to zbiór wszystkich podzbiorów tego ostatniego itd… aż po nieskończoność.

Intencją wyboru szyldu „Cafe Aleph” było zatem zwrócenie uwagi szerokiego ogółu na jakże ważną dla nauk (nie tylko matematycznych) ideę nieskończoności. Przy czym – jak sugeruje założyciel CA – spośród nieskończonej mnogości alephów najważniejsze są dwa: „aleph 0” – odnoszący do zbioru liczb naturalnych, i „aleph 1” – odnoszący do zbioru liczb rzeczywistych.

I tutaj właśnie powstaje nasze tytułowe skojarzenie. Otóż „Cafe Aleph” skraca się pięknie do „CA”, a to z kolei rozwinąć można inaczej, jako „Cyfrowe vs Analogowe”.

Zyskuje się w ten sposób zaskakujące (i pouczające zarazem) odniesienie do jednego z ważnych, jeśli nie najważniejszych, komponentów światopoglądu informatycznego. Jest nim poczucie doniosłości rozróżnienia między cyfrowym i analogowym podejściem do opisu świata, które to rozróżnienie ma swój informatyczny pierwowzór w znanej z informatyki dystynkcji między cyfrowymi i analogowymi technikami przetwarzania danych. (Wyjaśnijmy w nawiasie: techniki cyfrowe służą do obróbki danych zapisanych za pomocą skończonego zestawu symboli, np. cyfr (najczęściej zer i jedynek); techniki analogowe natomiast pozwalają przetwarzać dane ciągłe, niemożliwe do pełnego opisu symbolicznego, a reprezentowane fizykalnie jako natężenia (potencjalnie ciągłe) pewnych wielkości fizycznych, np. prądu).

O cyfrowo-analogowym dualizmie pisze Witold Marciszewski w naszej książce „Umysł-Komputer-Świat”; poświęcając temu tematowi dwa odrębne eseje, z których jeden jest udostępniony w CA. Zasadniczy zrąb jego myśli przedstawia się następująco. Istnieją w świecie komputerów maszyny cyfrowe – których obliczeniowa moc, czyli zakres możliwych do rozwiązania problemów, pokrywa się z mocą uniwersalnej maszyny Turinga. Istnieją także układy analogowe – o których nie wiadomo, czy są równoważne uniwersalnej maszynie Turinga; wiadomo jednak, że przetwarzają innego rodzaju sygnały: potencjalnie są to sygnały ciągłe, a nie tak jak w przypadku układów cyfrowych, skwantowane.

Owa wiedza stowarzyszona z niewiedzą, rozciągnięta nadto ze świata komputerów na zwykły świat, wytwarzają razem światopoglądowe napięcie. To zaś domaga się przyjęcia (choćby na próbę) albo cyfrowo-analogowego dualizmu, albo cyfrowego redukcjonizmu. Stanowisko pierwsze głosi, że występują w świecie dwa rodzaje zjawisk, które trzeba opisywać bądź cyfrowo, bądź analogowo (zależnie od typu zjawiska). Stanowisko drugie domniemywa, że wszelkie zjawiska, nawet te jawiące się jako ciągłe, można w gruncie rzeczy opisać cyfrowo, czyli skwantować (albo inaczej: każdy problem można skutecznie rozwiązać za pomocą technik cyfrowych).

Wróćmy jednak do CA-cafe i zastanówmy się na koniec, co łączy „cyfrowo-analogowe napięcie” z krainą alephów. Otóż łączy sporo. Dwa spośród alephów najmniejsze, czyli „aleph 0” i „aleph 1” znaczą odpowiednio: nieskończoną liczność zbioru liczb naturalnych, oraz nieskończoną liczność zbioru liczb rzeczywistych. To zaś przybliża je maksymalnie do pojęć cyfrowości (C) i analogowości (A).

Dlaczego? Otóż cyfrowość pewnego zjawiska czy procesu zakłada nieciągłość (inaczej: przerywistość, ziarnistość) jego przebiegu; atrybut nieciągłości zaś przysługuje właśnie „dziurawemu” zbiorowi {1,2,3…} czyli liczbom naturalnym (a także wszelkim innym nieskończonym zbiorom przeliczalnym, również liczbom wymiernym). Analogowość z kolei to nic innego jak rozwinięcie idei ciągłości: ciągłości opisywanej dziedziny i/lub dokonywanych na niej przekształceń. Każdy zaś się zgodzi, że to właśnie liczby rzeczywiste wykazują cechę ciągłości.

Mamy zatem dość intrygujące rozwinięcie skrótu CA, który kieruje nie tylko ku matematyce i tkwiącym w niej korzeniom informatycznego światopoglądu, lecz także ku informatyce i wywodzonym z niej składnikom tegoż światopoglądu.

Mamy też próbkę rozważań, które rozciągają się od matematyki przez informatykę ku filozofii. Do ich podjęcia zachęcamy wszystkich odwiedzających CA-cafe, czyli Cafe Aleph.

Ciąg dalszy nastąpi…

Zaszufladkowano do kategorii Światopogląd informatyczny | 3 komentarze

Pierwsza polska książka o światopoglądzie informatycznym

Witold Marciszewski i Paweł Stacewicz:  Umysł – komputer – świat. O zagadce umysłu z informatycznego punktu widzenia. 
Stron – z indeksem  imiennym ,  rzeczowym  i bibliografią – 314  (format  B5). Akademicka Oficyna Wydawnicza EXIT, Warszawa 2011.  Seria „Informatyka i Filozofia”.

Na wstępie parę refleksji nad ideą światopoglądu, która skłoniły autorów do przedsięwzięcia dość  nietypowego,  nie mającego precedensów w polskim piśmiennictwie, czy to filozoficznym czy informatycznym.

Czym jest  światopogląd? Jest to pogląd na świat jako całość. Zorientowany on jest, by tak rzec,  medytacyjnie na próby  uchwycenia  struktury i sensu rzeczywistości, podobnie jak filozofia. Ale  także praktycznie – na sztukę rozwiązywania problemów,  podobnie jak mądrość życiowa.

A czym jest informatyka?  To także nauka o rozwiązywaniu problemów. Choć ograniczona do zagadnień obliczeniowych, tych  na miarę możliwości komputera,  nadspodziewanie  wiele ma kwestii wspólnych ze światopoglądowym problemem rozwiązywania problemów.  Osobliwością informatyki jest to, że prócz działu o możliwościach  komputera zawiera  nie mniej ważny dział o jego  niemożliwościach  czyli granicach mocy obliczeniowej.   Nasza cywilizacja  na dobre i na złe połączyła swój los z losem komputerów przez to, że życie człowieka, podobnie jak „życie” komputera polega na rozwiązywaniu problemów. Coraz ściślejsza jest między nimi na tym polu   współpraca, a przez to coraz większa jest potrzeba rozumienia, co do niej potrafi wnieść, a czego nie potrafi, każda ze stron.

Trzeba w tym celu studiów nad potencjałem poznawczym  ludzkiego umysłu i jego relacją do potencjału maszyn obliczeniowych. Takim studium jest pierwsza część książki pióra Pawła Stacewicza pt. Informatyczna  inżynieria umysłu, gdzie podejmuje się takie pytania (wymieniam przykładowo), jak: Czy istnieje sztuczna inteligencja? Czy komputer przypomina mózg? Czy roboty przyszłości będą ewoluować? Czy umysł jest liczbą?

Część druga, autorstwa Witolda Marciszewskiego, zakładając u Czytelnika wiedzę o komputerach i umyśle nabytą w części pierwszej, podejmuje tę tematykę w szerokim kontekście  historycznym i społecznym pt.  Światopogląd ery informatycznej.  Do części pierwszej nawiązuje pierwszy esej drugiej: Zagadka umysłu  w centrum światopoglądu informatycznego.

Następujące wybrane eseje  oraz spis treści są dostępne „on line” jako próbka do  „degustacji” w wirtualnym miejscu spotkań  dyskusyjnych „Cafe Aleph”.

Zaszufladkowano do kategorii Światopogląd informatyczny | Dodaj komentarz

Racjonalizm versus Empiryzm

Poniższy wpis pokrywa się z końcowym fragmentem (odcinek 3.5) rozdziału pt. „Empiryzm, racjonalizm, irracjonalizm po przełomach naukowych XX wieku” – przeznaczonego do książki pt. Przewodnik po epistemologii pod red. Prof. Renaty Ziemińskiej (Uniwersytet Szczeciński) mającej się ukazać nakładem wydawnictwa WAM w Krakowie w serii przewodników filozoficznych. Starając się spełnić założenie edytorskie, żeby to był tekst o charakterze dydaktycznym, co znajduje wyraz m.in. w odpowiednio reprezentatywnej bibliografii, jednocześnie nadałem mu charakter dyskusyjny. Polega to na pewnej interpretacji sporu między racjonalizmem i empiryzmem opartej na moich własnych badaniach, którą poddaję pod rozwagę i ocenę, ewentualnie polemikę, innych specjalistów od tego przedmiotu. Zagajeniu dyskusji służą zestawione niżej pytania, dające też sposobność krytyki w postaci komentarzy pod obecnym wpisem.

PYTANIA POD DYSKUSJĘ

3.5. Przykład w zdaniu [1] odcinka 3.5.1 dobrałem tak, żeby był to sąd uważany przez racjonalistów za rozumowy, ale w gruncie nie mający wymaganej przez racjonalizm fundamentalistyczny oczywistości jako cechy niezbędnej do bycia fundamentem poznania. Stanowi to bodziec do namysłu, czym da się ten sąd uzasadnić inaczej; to z kolei prowadzi do gamy możliwych odpowiedzi, z których każda powinna dać do myślenia.

Jeśli ten przykład wyda się komuś zbyt ,,blady” może go zastąpić ,,mocniejszym”, np. wnioskiem z aksjomatu Cantora (o zbiorze potęgowym): że jest nieskończenie wiele zbiorów nieskończonych o coraz to wyższych mocach. Byłoby to nieakceptowalne np. dla wielkiego racjonalisty Leibniza, który pomysł wprowadzenia do matematyki liczb nieskończonych uważał wręcz za niedorzeczny.

Przykład w odcinku 3.5.2 jest adresowany do fundamentalistów empiryzmu, jak Carnap i inni, postulujących istnienie zmysłowego punktu wyjścia teorii empirycznej — absolutnie pewnego, a więc wolnego od wszelkich pojęć i założeń teoretycznych (te bowiem odbierałyby w punkcie wyjścia pewność, bo teorię cechuje tylko  prawdopodobieństwo).

3.5.1. Pytania o uzasadnienie sądów uważanych przez racjonalistów za rozumowe.

Czy prawdziwy (w sensie klasycznym) jest sąd: ,,Liczb parzystych jest tyleż, co nieparzystych”?

[2]  Jeśli tak, to co go uzasadnia:
a) bezpośrednie obserwacje zmysłowe?
b) wnioskowanie indukcyjne ze zmysłowej obserwacji faktów?
c) pełniona przez ten sąd rola hipotezy wyjaśniającej fakty
obserwowalne zmysłowo?
d) oczywistość intelektualna właściwa sądom rozumowym?
e) nieodzowność tego sądu w całokształcie wiedzy tym powodowana, że jego
odrzucenie skutkowałoby sprzecznością w arytmetyce, a w konsekwencji brakiem
uzsadnienia dla sądów zakładających arytmetykę (sprawozdania z pomiarów,
prawa fizyki etc.)?

[3] Czy może należy pytanie [1] uznać za źle postawione? Jeśli tak, to dlaczego? Czy z tej racji, że przypisywanie prawdy wypowiedziom, które nie dotyczą obiektów fizycznych, ani też nie są przekładalne na wypowiedzi o takich obiektach, skutkuje semantycznym bezsensem? A jeśli to zdanie nie wyraża żadnej prawdy, to dlaczego zaliczamy je do nauki?

3.5.2. Pytania o warunki uznania sądu za obserwacyjny.

Czy następująca wypowiedź zawiera sąd czysto obserwacyjny, a więc wolny od wszelkich założeń teoretycznych: ,,W parze butów, którą mam na nogach jest tyleż butów lewych, co prawych.”?

Za odpowiedzią twierdzącą przemawia okoliczność, że sąd ten rejestruje wynik pomiaru tak prostego (liczenie od 1 do 2), że nie wymaga instrumentów pomiarowych ani związanej z nimi teorii. Zawiera on jednak teoriomnogościowe pojęcie równoliczności, a więc zakłada związane z nim sądy rozumowe (aksjomaty dla identyczności etc.), co z kolei przemawia za odpowiedzią przeczącą. Dokonanie między nimi wyboru winno pomóc w doprecyzowaniu warunków koniecznych i wystarczających do bycia sądem obserwacyjnym.

Zaszufladkowano do kategorii Epistemologia i ontologia | Dodaj komentarz

Anons książki „Przewodnik po epistemologii”

Książka ukazała się nakładem wydawnictwa WAM w Krakowie w serii przewodników
filozoficznych.Niniejszy wpis obejmuje on spis treści i krótkie omówienie zawartości. To drugie jest skrótem i lekką parafrazą tekstu otrzymanego od prof. Ziemińskiej. Nadając temu anonsowi charakter wpisu do blogu, chcę tym wyrazić uznanie dla projektu i nadzieję,  że na łamach tego blogu dojdzie do  żywej dyskusji nad stanowiskami zajmowanym przez autorów.  Odsyłacz od  punktu 13 (poniżej)   ilustruje, w jaki sposób dyskusję taką można by prowadzić w formie komentarzy do tworzących blog wpisów.

Spis treści

Problem prawdy

1.Pojęcie prawdy (Adam Grobler)
2.Historia pojęcia prawdy (Jan Woleński)
3.Współczesne teorie prawdy (Renata Wieczorek)

Problem sceptycyzmu

4.Pojęcie wiedzy (Katarzyna Paprzycka)
5.Historia sceptycyzmu (Renata Zieminska)
6.Sceptycyzm współczesny (Jerzy Szymura)
7.Sceptycyzm a kontekstualizm (Rafał Palczewski)

Źródła wiedzy

8.Percepcja i pamięć (Adriana Schetz)
9.Wiedza a priori (Stanisław Judycki)
10.Rola języka w poznaniu (Arkadiusz Gut)
11.Samowiedza (Robert Piłat)
12.Świadectwo i autorytet (Ewa Bińczyk)
13.Empiryzm, racjonalizm, irracjonalizm (Witold Marciszewski) – link ten prowadzi do wpisu, gdzie wysuwa się pytania pod dyskusję z prośbą  o krytyczne komentarze.

Nowe tendencje

14.Epistemologia i kognitywistyka (Urszula Żegleń)
15.Naturalizacja epistemologii (Marcin Miłkowski)

Streszczenie tomu

Przewodnik po epistemologii omawia najważniejsze stanowiska, spory i pojęcia obecne we współczesnej epistemologii. Zawiera on cztery działy.

Pierwszy dotyczy pojęcia prawdy. Kolejne artykuły dotyczą historii tego pojęcia, współczesne teorie prawdy oraz dwa najważniejsze spory: problem relatywizmu i antyrealizmu.

Dział drugi dotyczy sceptycyzmu, który jest największym wyzwaniem dla  epistemologii, ponieważ kwestionuje on poznawalność prawdy i posiadanie przez ludzi wiedzy. Mamy tu artykuły o sposobach definiowania wiedzy, o historii argumentów i stanowisk sceptycznych, o współczesnych formach sceptycyzmu i o kontekstualizmie, jako jednej z kluczowych współczesnych odpowiedzi na sceptycyzm.

Dział trzeci dotyczy poszczególnych źródeł wiedzy: najpierw omówiona jest percepcja i pamięć jako źródła podstawowe, potem wiedza a priori i znaczenie języka dla poznania, dalej samowiedza oraz świadectwo i autorytet jako społeczne źródła wiedzy. Na koniec omawia się spór o źródła wiedzy toczony pomiędzy empiryzmem, racjonalizmem i irracjonalizmem.

Ostatni dział dotyczy najnowszych tendencji w epistemologii. Kluczowa jest tendencja do naturalizacji epistemologii i współpraca z kognitywistyką.

Zaszufladkowano do kategorii Epistemologia i ontologia, Filozofia nauki | Jeden komentarz

W sprawie społecznej genezy matematyki

Zostałem poproszony o recenzję  tekstu pt. MATEMATYKA W ŚWIETLE MOCNEGO PROGRAMU SOCJOLOGII WIEDZY. Nie podjąłem się tego zadania, nie czując się kompetentny do całościowej oceny, ale znalazłem tam pewne punkty bliższe mojej wiedzy i zainteresowaniom. A ceniąc bardzo myśl Heisenberga,  że nauka powstaje w rozmowach, chciałbym coś wnieść do rozmowy na pewne tematy poruszone przez Autora.

Nie będąc specjalistą od mocnego programu socjologii wiedzy, mogę mieć tylko naskórkowe wrażenia, ale może i takimi warto się podzielić.  Nuż dadzą coś Autorowi do myślenia, a jeśli się mylę, to jako siedzący w temacie będzie on mógł przytoczyć  fakty korygujące moją opinię. Otóż mam wrażenie,  że ów ruch Mocnego Programu przesadnie eksponuje swój wkład w badanie społecznych czy kulturowych uwarunkowań, nie uwzględniając przy tym dorobku innych autorów, którzy bez takiego aż rozgłosu wykonali gruntowniejszą pracę. Np. R.L. Wilder jako autor bardzo poczytnej (proszę sprawdzić w Google’u) książki „Mathematics as a Cultural System”, nie ogłaszając, że tworzy nowy kierunek, daje bogactwo ważnych i dobrze dokumentowanych informacji i refleksji. W otrzymanym tekście nie znajduję wzmianki o tym studium.

Jest też inny ciekawy p0gląd, z którego pominięcia nie czynię Autorowi zarzutu, bo pochodzi z kręgu lektur odległych od jego badań, ale ponieważ zdarzyło mi o tym poglądzie czegoś dowiedzieć, dzielę się z Autorem  na wypadek  jeśliby się on przydał. John von Neumann w książce „The Computer and the Brain” w końcowym odcinku (polski przekład K.Szaniawskiego, s.91)  pt. „Język mózgu nie jest językiem matematyki” twierdzi coś takiego.  W ludzkim mózgu jest zakodowany pewien język logiki i matematyki, który czyni nas zdolnymi do uprawiania tych nauk, ale wcale nie jest tożsamy z ich językiem. Ten drugi jest wytworem historycznym, który mógłby przybrać inną postać, gdyby dzieje myśli potoczyły się inaczej.  Von Neumann ma na to głębokie uzasadnienie natury informatycznej.  Trudno o tym pisać w tych krótkich uwagach, ale większe cytaty i moje ich omówienie znajduje się w rozdziale 12, §3.2 książki „Umysł – komputer – świat. O zagadce umysłu z informatycznego punktu widzenia” (Akademicka Oficyna EXIT, 2011). Być może,  ów pogląd kogoś tak wielkiego,  jak von Neumann przyda się dla określenia zadań i perspektyw socjologii wiedzy. Taka refleksja przydałaby wartości artykułowi, który referując poglądy  innych w niewielkim stopniu odzwierciedla stosunek do nich Autora, a ten powstaje z wiedzy o różnych punktach widzenia.

Inny temat: wydaje mi się,  że autor  za mało krytycznie przytacza krytykę tego, że reguła odrywania jest przyjmowana w logice bez uzasadnienia. Już Pascal słusznie zauważył, że wobec nieskończonego bogactwa świata matematyki można każdy aksjomat czy regułę dalej drążyć, szukając uzasadnień. Ale że byłby to proces nieskończony, trzeba się zdecydować na poprzestanie na jakimś poziomie, mając po temu odpowiednie uzasadnienie.

Mając skłonność do pragmatystycznej filozofii nauki (a la Quine i Ajdukiewicz), powiem że reguła odrywania ma powierdzoną dziejami logiki wysokiej rangi przydatność i nie ma co ją jeszcze dalej „opukiwać”. Niechby autor się przyjrzał, jak funkcjonuje np. w systemie Hilberta i Ackermanna. Jest ona też dobrze przebadana jako szczególny i szczególnie „naoczny” przypadek Gentzenowskiej reguły cięcia.

Może byłoby też dobrze, gdyby Autor artykułu wiedział, że reguła cięcia jest tym, czego unikają systemy automatycznego dowodzenia twierdzeń, ponieważ wymaga ona od komputera zbyt wielkiej domyślności. Mając tak pełną o niej wiedzę logiczną, potrafiłby odnieść się z odpowiedniego dystansu do jej socjologicznej krytyki.

Tych kilka luźnych uwag ma być dla Autora zachętą,  żeby przed publikacją głębiej wniknął  w podjęty temat.  Jeśli uzna, że pomoże mu w tym reakcja na moje uwagi, którą by zamieścił w tym blogu (pod jakimś blogowym pseudonimem),  to  będę  się czuł nagrodzony za te chwile krytycznego namysłu nad jego tekstem. I w miarę potrzeby podejmę dalszą dyskusję.

Witold Marciszewski

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | 3 komentarze