Wyrażona jednym zdaniem konkluzja drugiej części wpisu brzmi następująco:
„Przyrównując umysł do maszyny Turinga, ma się na myśli hipotezę, że poznawcza moc umysłu, a więc zakres rozwiązywalnych przezeń problemów, pokrywa się z mocą obliczeniową komputerów cyfrowych, które pod względem tejże mocy są równoważne maszynom Turinga”.
Mimo tak dokładnie rozpisanej konkluzji pozostaje jednak kluczowe pytanie.
Jak mamy traktować umysł, którego przytoczona hipoteza dotyczy?
Próbując na nie odpowiedzieć, zacytuję szerszy fragment eseju „Czy umysł jest liczbą?”, który ukazał się w mojej i Witolda Marciszewskiego książce p.t. „Umysł – Komputer – Świat. O zagadce umysłu z informatycznego punktu widzenia”.
Oto zaczerpnięte z tego tekstu objaśnienia (nieznacznie zmienione w stosunku do oryginału).
Otóż, po pierwsze, można traktować indywidualny umysł jako obiekt zmienny w czasie, który w każdej chwili T ma inną zawartość informacyjną, a co za tym idzie wykazuje inne możliwości. Do rozumienia takiego prowadzi zwykła codzienna obserwacja – wszak my sami, niewątpliwi posiadacze umysłów, nieustannie rozwijamy się, uczymy, gromadzimy nowe doświadczenia, a wskutek tego zawartość naszych umysłów, jeśli nie doskonali się, to przynajmniej ulega pewnym zmianom. Ze względu na owe zmiany – zmiany postępujące wraz z upływem czasu T – proponujemy nazwać umysł zmienny „T-umysłem”.
Wyrażając jego istotę w terminach komputerowych, moglibyśmy stwierdzić, że T-umysł jest komputerem, który w różnych chwilach T ma dostęp do różnych programów; przy czym kwestią otwartą pozostaje, czy programy te dostarcza ktoś z zewnątrz, czy też umysł tworzy je i uaktywnia sam (ważne, że w różnych chwilach T umysł ma do dyspozycji różne zestawy programów).
Po drugie jednak, można rozumieć umysł jako pewną całość niezmienną, która pozornie tylko ulega zmianom, a tak naprawdę zawiera w sobie pełen, raz na zawsze określony, algorytm postępowania. Algorytm ten wykazuje tak dużą złożoność (albo inaczej: jego kod jest liczbą tak ogromną), że nie sposób rozwikłać wszystkich jego zawiłości i stwierdzić z całą pewnością, jak algorytm ten działałby w każdych okolicznościach. W gruncie rzeczy jednak algorytmiczny schemat jest ściśle określony, a umysł ściśle deterministyczny. (Zdaje się, że tak właśnie postrzegał umysł Leibniz, co może stanowić punkt wyjścia do dyskusji ze znawcami myśli tegoż filozofa).
Byłaby to zatem jakaś niezmienna, statyczna super-struktura, sterująca organizmem w sposób totalny – stąd jej proponowana nazwa: „S-umysł”; z literką S, która ma podkreślić zakładaną tutaj cechę statyczności umysłu.. Wracając do stylistyki komputerowej, trzeba by powiedzieć, że S-umysł przypomina super-komputer wyposażony w niezwykle wyrafinowane oprogramowanie, obejmujące miliardy gotowych procedur przewidzianych na wszelkie możliwe sytuacje (ewentualnie: jeśli niektóre z tych procedur nie są gotowe wprost, to „mentalne oprogramowanie” może wygenerować je niezawodnie za pomocą pewnych ściśle określonych schematów samodoskonalenia, czyli uczenia się).
Uzyskujemy zatem dwie skrajnie różne interpretacje dziedziny mentalnej: z jednej strony zmienny i zapewne niedeterministyczny T-umysł, z drugiej strony zaś, niezmienny i zapewne deterministyczny S-umysł. Gdzieś pomiędzy nimi, a raczej w nich, kryje się możliwość trzecia, a mianowicie umysł zredukowany do niezbędnego minimum algorytmów, które pozwolą mu zrealizować każdą inną procedurę algorytmiczną. Nazwijmy tę możliwość „umysłem minimalnym”, co da się skrócić jako „M-umysł”.
Zachodzi oczywiście pytanie, czy ostatnia koncepcja ma jakiś uchwytny sens psychologiczny, a zatem czy psychologowie rozważają jakiś odpowiednik M-umysłu. Odpowiedź wydaje się natychmiastowa. Mentalne minimum byłoby tożsame z pewną wiedzą wrodzoną, dzięki której ogół ludzi podobnie się rozwija, podobnie rozumuje i podobnie postępuje, wykonując różne czynności w sposób automatyczny.
Uważny czytelnik wpisu (zwłaszcza odcinka pierwszego) dostrzegł zapewne pokrewieństwo między odpowiadającym wiedzy wrodzonej M-umysłem i uniwersalną maszyną Turinga (UMT). Przypomnijmy, że UMT potrafi symulować każdą konkretną maszynę Turinga, a to za sprawą programu, który służy do odczytywania i wykonywania kodów wszelkich innych maszyn (kodów traktowanych jako dane wejściowe UMT). Podobnie zaś minimalny M-umysł potrafi odpowiednio zinterpretować i wykonać każdą dostarczoną mu procedurę algorytmiczną (niezależnie od tego, skąd procedura ta pochodzi).
I tak oto wróciliśmy do pojęcia maszyny Turinga, które stanowi oś tematyczną niniejszego szkicu. Mając na oku to pojęcie, spróbujmy zastanowić się, co w świetle trzech różnych interpretacji umysłu (interpretacji hipotetycznych) znaczy teza zrównująca umysł z maszyną Turinga.
Wypunktujmy:
(1) zmienny T-umysł trzeba przyrównać do serii następujących po sobie konkretnych maszyn Turinga (maszyn cząstkowych, jeśli chodzi o ogół problemów możliwych do rozwiązania przez maszyny Turinga);
(2) niezmienny S-umysł można przyrównać do konkretnej mega-maszyny Turinga (maszyny, której program pozwala rozwiązać ogół problemów osiągalnych dla danego umysłu; dopowiedzmy, że program ów musi cechować niebywała złożoność i objętość);
(3) minimalny M-umysł można przyrównać do uniwersalnej maszyny Turinga UMT (tj. maszyny zdolnej symulować każdą maszynę konkretną, pod warunkiem dostarczenia automatowi UMT jej programu).
I tak oto, spinając w trzech powyższych punktach różne pojęcia umysłu z różnymi wariantami maszyn Turinga, dotarliśmy do końca trzyczęściowego szkicu.
Licząc na owocną dyskusję, pozostawiam ten szkic do namysłu zainteresowanym czytelnikom.
Paweł Stacewicz