W swoim czasie. było to pod koniec roku 2010, miałem sposobność skonfrontować dwukrotnie mój pogląd na Oświecenie z poglądami pewnej części warszawskiego środowiska filozoficznego, która zdaje się sympatyzować z postmodernizmem, a niektórzy przedstawiciele starszego pokolenia mają ponadto dobrą znajomość marksizmu. Wymieniam te dwa kierunki nie przypadkiem, bo zachodzi między nimi znacząca unia personalna w osobie Zygmunta Baumana, który jest pisarzem wielce wpływowym i z racji tego wpływu zasługuje na osobną analizę. Toteż należałoby poświęcić mu specjalne studium, a tu wspominam o nim tylko dla wskazania na ramy wchodzącej w grę literatury — ramy zakreślone w tytule tego szkicu, ale w niewielkim tylko stopniu wypełnione przez jego treść; tytuł służy zasygnalizowaniu potrzeby badań nad nieuprawnioną, a jednak dość powszechną, krytyką Oświecenia
(wymagającą daleko idących uzupełnień).
Jedną z tych konfrontacji zawdzięczam możliwości wygłoszenia odczytu na temat Oświecenia w Polskim Towarzystwie Filozoficznym, a drugą krytycznym uwagom od pewnej redakcji, której zaproponowałem artykuł na tenże temat. Uwagi natury.
W swoim czasie. było to pod koniec roku 2010, miałem sposobność skonfrontować dwukrotnie mój pogląd na Oświecenie z poglądami pewnej części warszawskiego środowiska filozoficznego, która zdaje się sympatyzować z postmodernizmem, a niektórzy przedstawiciele starszego pokolenia mają ponadto dobrą znajomość marksizmu. Wymieniam te dwa kierunki nie przypadkiem, bo zachodzi między nimi znacząca unia personalna w osobie Zygmunta Baumana, który jest pisarzem wielce wpływowym i z racji tego wpływu zasługuje na osobną analizę. Toteż należałoby poświęcić mu specjalne studium, a tu wspominam o nim tylko dla wskazania na ramy wchodzącej w grę literatury — ramy zakreślone w tytule tego szkicu, ale w niewielkim tylko stopniu wypełnione przez jego treść; tytuł służy zasygnalizowaniu potrzeby badań nad nieuprawnioną, a jednak dość powszechną, krytyką Oświecenia
(wymagającą daleko idących uzupełnień).
Jedną z tych konfrontacji zawdzięczam możliwości wygłoszenia odczytu na temat Oświecenia w Polskim Towarzystwie Filozoficznym, a drugą krytycznym uwagom od pewnej redakcji, której zaproponowałem artykuł na tenże temat. Uwagi natury.
wysłałem artykuł na temat cywilizacyjnych zasług Oświecenia do pewnego pisma filozoficznego. Artykuł został przyjęty w sensie akceptacji dla jego tematyki, ale odesłany do poprawki z tego względu, że nie uwzględniał argumentacji takich krytyków Oświecenia, a zarazem czołowych autorytetów filozofii i socjologii, jak Teodor Adorno czy Zygmunt Bauman. Istotnie, tego nie uczyniłem, nie dlatego iżbym o krytyce takiej nie wiedział, ale dlatego, że w moim przekonaniu reprezentuje w ona typowo ten chaos pojęciowy, jaki opisują Alan Sokal i Jean Bricmont w książce Fashionable Nonsense, 1998 (w polskim przekładzie Piotra Amsterdamskiego „Modne bzdury”). Jeśli wykazałem się niewiedzą, to okazało się nią słabe rozpoznanie stanu świadomości polskiego środowiska filozoficznego, mniemając, że w znakomitej większości potrafi ono dostrzec chaos pojęciowy obu wspominanych i podobnych autorów. Chaos, który sprawia, że zajmowanie się tekstami takich autorów oskarżającymi Oświecenie wręcz o inspirowanie zbrodni wobec ludzkości o jest stratą czasu, który lepiej poświęcić na lektury koryfeuszy Oświecenia, jak Hume, Smith, Voltaire czy Kant (na co rzeczeni jego krytycy swego czasu bynajmniej nie poświęcali).
Lepsze rozpoznanie owego stanu świadomości zdobyłem dopiero dzięki krytyce mojego artykułu uzyskanej od redakcji wspomnianego periodyku oraz konfrontacji na żywo w dyskusji nad moim odczytem o prekursorstwie Oświecenia względem aksjologii, która jest dziś u podstaw Unii Europejskiej, jak ta w „Karcie praw podstawowych” i innych dokumentach. Dzięki tej dyskusji mogłem się zorientować, że niektórym dyskutantom brakło nie tylko wiedzy historycznej; np. jako nowość przyjęto informację o roli Oświecenia francuskiego i brytyjskiego w procesie znoszenia handlu niewolnikami, czy o prekursorstwie Kanta w kwestii ładu międzynarodowego — podobnego temu, jaki stara się wprowadzać w życie Unia Europejska. I prawa człowieka i solidarność międzynarodowa są dokładną odwrotnością totalitaryzmu, o którego inspirowanie oskarżają myśl oświeceniową postmoderniści. Ale żeby to rozumieć, trzeba myśl Oświecenia poznawać z tekstów jego autorów, a nie z własnej spekulatywnej imaginacji.
Zabrakło również moim słuchaczom wrażliwości metodologicznej na permanentne defekty rozumowania w tekstach Adorno czy Baumana. Właśnie te biorące się ze spekulatywnej imaginacji. Istota owych ułomności polega na ignorowaniu wymogu operacjonalizacji pojęć. Nasuwa się więc wniosek, że aby w tego rodzaju dyskusji była szansa na jakąś intersubiektywną konkluzywność, trzeba wpierw wylansować w środowisku filozoficznym ideę operacjonalizacji — jako fundamentalną dla metody rozważań społecznych (w naukach przyrodniczych stosuje się ją nieustannie w praktyce, wręcz odruchowo, bez większej potrzeby teoretyzowania w kwestiach metodologicznych).
Operacjonalizacja jest to stosowanie definicji operacyjnych dla nadania sensu terminom teoretycznym (nas będzie tu interesować pojęcie teoretyczne racjonalności działania, praw człowieka, wolności, totalitaryzmu itp.). Z powodów, które wyjaśnię na końcu (żeby nie przerywać na dłużej tych rozważań przez meta-rozważaniem) termin „definicja operacyjna” zastąpię terminem „definicja redukcyjna”; ten drugi wprowadził Rudolf Carnapa w kontekście pewnej teorii metodologicznej (dotyczącej m.in. Protokollsätze), ale nie musi się owej teorii podzielać, żeby stosować ten termin z sensem i pożytkiem.
Nim przejdę do tego głównego punktu, wspomnę pewną uwagę rzeczonej Redakcji, z którą nie polemizuję, lecz przeciwnie, uważam za przykład krytyki rozsądnej, autorowi przydatnej, do uwzględnienia w ostatecznej wersji artykułu. Wspominam tę uwagę ze względu na ten sam morał metodologiczny, który jest tematem następującej dalej części polemicznej. Jest tym morałem pogląd o uzdrawiającej dyskurs roli tych definicji, które nazywam za Carnapem redukcyjnymi, choć nie podzielam jego poglądu co do możliwości redukcji „ostatecznej”, tj. sprowadzeniu pojęć teoretycznych do czystych danych zmysłowych. Z powodzeniem wystarczy redukcja do pojęć mniej (od tego definiowanego) zaawansowanych teoretycznie, a na tyle bliskich konkretowi potocznego doświadczenia, żeby być wystarczająco intersubiektywne.
Owa pożyteczna uwaga redakcji odnosi się do tego, że zacytowałem bez krytycznego komentarza, a więc jakbym się zgadzał, oświeceniowy pogląd o zbawiennym wpływie handlu międzynarodowego na przyjaźń i braterstwo między narodami. Nie wskazałem na jawną tego poglądu sprzeczność z wiedzą o wojnach celnych, jak też okrutnych wojnach zbrojnych — wojnach toczonych o źródła zasobów i rynki zbytu. Takie pominięcie, istotnie, za dużo pozostawia domyślności czytelnika. Domyśleć się bowiem trzeba tego, że oświeceniowy autor kreśli pewien stan idealny (daleki od realizacji w jego czasach), wysoce już cywilizowany, polegający na maksymalizowaniu wzajemnych korzyści. Dziś jesteśmy temu znacznie niż naonczas bliżsi dzięki mozolnemu wprowadzaniu traktatów i procedur przez WTO, Bank Światowy etc. I to wszystko trzeba w takim kontekście uprzytomnić.
Powyższe wzmianki, o wojnach handlowych oraz aktywności międzynarodowych instytucji ekonomicznych, prowadzą na trop definicyjnej redukcji. Pojęcie teoretyczne „dobrodziejstwa handlu międzynarodowego” da się definicyjnie sprowadzić do serii dobrze opisanych zdarzeń. Jeden ciąg definicji cząstkowych wskazuje na warunki konieczne zaistnienia tego zjawiska, jak eliminacja wojen handlowych; a z kolei pojęcie wojny handlowej klarownie się redukuje do historycznych relacji z takich zdarzeń, jak kolejne bitwy morskie Anglii z Hiszpanią, Holandią etc. Z drugiej strony, takie zdarzenia, jak rundy GATT poprzedzające powstanie WTO, akcesja Chin do WTO i bezlik innych składają się na warunki wystarczające dla zaistnienia określonych rezultatów podpadających pod nasze pojęcie teoretyczne (dobrodziejstwa handlu międzynarodowego), takich jak obniżanie taryf celnych, arbitraż w sporach między państwami członkowskimi itd.
Pomijam tu ogólną charakterystykę definicji redukcyjnych, mogąc odesłać do artykułu pod tym tytułem w „Małej encyklopedii logiki”.
Będę teraz stawiał analogiczne pytania o definicje redukcyjne pod adresem tekstów dezaprobujących Oświecenie w książce „Dialectic of Enlightenment: Philosophical Fragments”; autorzy: Max Horkheimer, Theodor W. Adorno (redaktor: Gunzelin Schmid Noerr; Fischer Verlag 1987; przekład angielski: Edmund Jephcott, 2002, Stanford University Press).
Autor (piszę w liczbie pojedynczej, bo dominuje w książce myśl Adorna) przypisuje współczesnej cywilizacji zachodniej, którą wywodzi z Oświecenia, długą listę wynaturzeń. Są te zarzuty tak niejasne, że trudno nawet stawiać pytania o wyjaśnienie, np. zarzutu sformalizowania moralności. Czy Dekalog to już formalizacja? Jeśli tak, to dlaczego ma to być czymś niedobrym? Są to pytania o definicje, które by sprowadziły pojęcie teoretyczne jak formalized morality do konkretów takich jak dwie kamienne tablice itp.
Weźmy zarzut stosunkowo najmniej niejasny: detachment of science from practical life. Jak autor rozumie naukę? Jeśli mówić o Oświeceniu, była to epoka, która za doskonały wzorzec nauki uznała fizykę Newtona. Czy autor ma na myśli jej oderwanie w tym sensie, że Newton dokonuje takich idealizacji, jak ta w pierwszym prawie mechaniki? Czy może tym sensie, że mechanika Newtona byłaby pozbawiona zastosowań technicznych, a więc bezużyteczna w konstrukcji silników, obliczaniu torów pocisków itd.? Na każdym kroku wywód taki cierpi dotkliwie na brak definicji redukcyjnych dla pojęcia: oderwanie nauki od praktycznego życia.
To oderwanie nauki od życia, ta formalizacja moralności i inne przewiny (w tym również antysemityzm) mają wszystkie – zdaniem autora – wspólny element, mianowicie „the tendency toward self-destruction of the guiding criteria inherent in enlightenment from the beginning.” Na tej drodze autor wyjaśnia (w swym przekonaniu) „why the National Socialist terror was not an aberration of modern history but was rooted deeply in the fundamental characteristics of Western civilization”.
Czytamy również, że „Myth is already enlightenment, and enlightenment reverts to mythology”. To zdanie Adorna komentujący je zwolennik opatruje uwagą: „This paradox is the fundamental thesis of the book„. Trudno stawiać tu pytania, póki nie wiemy czy autor ma też na uwadze biblijny mit o stworzeniu świata i jemu podobne, które treściowo są najbliższe problematyce naukowej (bo chyba mitologiczny spór trzech bogiń o to, która najpiękniejsza, ma się nijak do idei oświeceniowych). Skoro nauka, która najpotężniejszy impuls rozwojowy dostała w Oświeceniu, a dziś kulminuje w scenariuszu Wielkiego Wybuchu (bez Newtona nie byłoby Eintsteina) wyparła bez reszty mity kosmogoniczne, to jak rozumieć, że Oświecenie powraca do mitologii?
Gwoli rzetelności dyskusji wyjawiam pewien niedostatek warsztatowy. Nie przeczytałem dyskutowanej tu książki linijka po linijce. Korzystałem z fragmentów udostępnionych przez Google’a. Toteż powyższe uwagi nie są jakąś definitywną interpretacją, lecz raczej listą pytań adresowaną do znawców twórczości Adorna oraz do tych surowych krytyków Oświecenia, którzy czerpią argumenty od Adorna. Pytania są tej natury, że pod każdą z powyższych prób interpretacji dopisuje zdanie pod adresem znawców: „Czy mam rację?” Jeśli mnie przekonają, że nie mam, będę rad i z powiększenia swej wiedzy i z tego, że nie muszę tak niepochlebnie myśleć o tak cenionym autorytecie.
Analogiczne „wywiady” chciałbym powtórzyć wobec dwóch innych autorytetów: Zygmunta Baumana, który idzie śladem Adorna, oraz Jana Pawła II. Papież wprawdzie miewał wypowiedzi sympatyzujące z Oświeceniem, ale główny nurt jego nauczania utożsamiał liberalną cywilizację zachodnią z „cywilizacją śmierci”, a więc w katastroficznym duchu Adorna i Baumana, co też czyni nadal niejeden teolog katolicki.
Tyle rzekłszy, zostawiam pole dla adwersarzy, z którymi miałem sposobność zetknąć się bezpośrednio na posiedzeniu Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, po moim odczycie na temat Oświecenia, a pośrednio przez głosy krytyków mojego artykułu przekazane mi przez Redakcję. Forma komentarza do niniejszego wpisu blogowego znakomicie się do takich ripost nadaje.