Podczas kilku ostatnich zajęć na różnych Wydziałach PW (zob. spis przedmiotów) dyskutowaliśmy o hipotetycznym myśleniu maszyn. Dość nawet zażarcie. Odnosiliśmy się przy tym do klasycznych tekstów Alana Turinga i Johna Searle’a, które zalinkowałem na końcu wpisu. Wydaje mi się, że zawarte w tych tekstach argumenty są wciąż warte komentowania.
Choć w tym roku studenci nie garną się zbytnio do naszego bloga, to akurat w ramach powyższego tematu zadeklarowali wstępnie chęć porozmawiania.
Zaczynam zatem blogową dyskusję, a czynię to fikcyjnymi głosami dwóch naszych bohaterów.
*********
Rozmowę zaczyna SEARLE:
– Panie Alanie, skoro mamy rozmawiać o hipotetycznym myśleniu maszyn, to niech Pan określi na początek, co to w ogóle znaczy – według Pana – „myśleć”. Myśleć oczywiście przez duże „M”, a nie na przykład wtedy, gdy na coś instynktownie reagujemy lub wykonujemy ślepo czyjeś rozkazy.
TURING odpowiada:
– Hmm… Właściwie, to nie wiadomo, cóż to znaczy. Wiadomo jednak, że istotami, które myślą przez największe „M” są ludzie. Ludzie zaś używają niezwykle wyrafinowanego języka, który ze względu na składnię, bogactwo odniesień, siłę wyrazu etc… nie daje się porównać z językiem żadnego innego gatunku.
Maszyna myśląca zatem powinna być zdolna do używania naszego języka. Jeśli podczas swobodnej rozmowy z maszyną, nie będę potrafił odróżnić jej od człowieka, to będę musiał uznać ją za myślącą.
SEARLE:
– Zaraz, zaraz… Do maszyn jeszcze dojdziemy. Póki co jednak skupmy się na ludziach. Pan powiada, że nie za bardzo wiadomo, co to znaczy „myśleć”. Ja na to odpowiadam, że „dobrze wiem, kiedy myślę, to znaczy, kiedy ja myślę”.
Myślę, gdy rozumiem (ewentualnie: usiłuję zrozumieć) to co robię, lub to co mówię.
Gdy działam w sposób instynktowny, nie myślę; gdy powtarzam dźwięki innych jak papuga, nie myślę; gdy rozwiązuję zadanie, wykonując mechanicznie pewien algorytm, nie myślę…
Myśleć zatem to rozumieć (rozum mieć, :-)), a rozumieć można tylko przy udziale świadomości. Świadomość czegoś jest zatem warunkiem koniecznym, choć nie wystarczającym, myślenia.
TURING:
Uua… Poleciał Pan teraz po maśle maślanym. Myśleć to znaczy rozumieć (lub usiłować rozumieć), a rozumieć to być (co najmniej) świadomym. Czy w ogóle potrafi Pan wyjaśnić, czym jest rozumienie i świadomość?
SEARLE:
Nie poleciałem po maśle maślanym, bo podałem przykłady. Podejrzewam, że i Pan potrafi rozpoznać sytuacje, w których działa Pan ze zrozumieniem, i sytuacje, w których żadnego rozumienia nie ma. W pierwszych sytuacjach Pan myśli (przez duże M), w drugich – nie.
Dlatego też, jeśli mamy oceniać, czy maszyna myśli, czy nie – to musimy wyobrazić sobie, że działamy tak jak ona i ocenić uczciwie, czy działamy wtedy ze zrozumieniem. Jeśli widzimy, że rozumienia nie ma (i być nie musi), to nie wolno nam uznać maszyny za myślącą. Tak właśnie stawiam sprawę w znanej Panu argumentacji chińskiego pokoju.
TURING:
Panie Johnie… Ja uważam jednak, że odwoływanie się do własnej tylko wyobraźni jest nieuczciwe. W gruncie rzeczy powiada Pan, że nie może sobie wyobrazić, iż maszyna (jedną z nich Pan w swoim chińskim eksperymencie naśladuje) posiądzie świadomość.
Rozumiem, że trudno sobie wyobrazić, jak człowiek (który już posiada świadomość), wykonując bez ustanku jakieś dziwne komputerowe operacje niskiego poziomu (przeznaczone dla zupełnie innych niż człowiek elementów), może wzmocnić swoją świadomość lub zyskać jakąś nową warstwę świadomości.
Proszę jednak pomyśleć o maszynie, która początkowo świadomości nie ma, lecz realizuje pewien bardzo złożony program, który rozwijając się w interakcji ze środowiskiem, wytwarza jakieś pierwociny świadomości. Pierwociny, które stopniowo mogą przekształcać się w świadomość głęboką i wieloaspektową. Według mnie to całkiem realna perspektywa.
Innymi słowy, ja przeciwnie do Pana jestem w stanie wyobrazić sobie, że odpowiednia złożoność programu – programu wchodzącego w interakcje z otoczeniem (czego Pan w chińskim pokoju nie dopuszcza) – może dać maszynie świadomość.
Inna sprawa, że wcale nie wiemy, czy o skuteczności działań jakiegokolwiek układu w świecie decyduje świadomość (nam znana z introspekcji). W to jednak nie będę wchodził…
SEARLE:
Przypuśćmy na próbę, że przyjmuję Pańskie argumenty i godzę się na możność zaistnienia świadomości wskutek odpowiednio wysokiej złożoności programu sterującego systemem interaktywnym.
Co Pan jednak na to, że ludzie posiadają mózgi, a mózgi są układami biologicznymi, złożonymi z materii organicznej. Nawet jeśli mózgi mają jakieś złożone oprogramowanie, to ów „niematerialny” software jest nierozerwalnie spleciony z biologicznym hardware. Biologicznym – powtarzam. Nie krzemowym, nie mechanicznym, nie jakimś zupełnie dowolnym – lecz złożonym z takich a takich substancji organicznych.
Gdyby świadomość była zależna od biologii mózgu, to złożoność mózgowego oprogramowania nie wystarczałaby do jej zaistnienia…
Tutaj musimy przerwać nasz fikcyjny dialog i poprosić czytelników o jego kontynuowanie w formie komentarzy. Kontynuacja może polegać zarówno na ustosunkowywaniu się do przedstawionych argumentów, jak i formułowaniu nowych.
Gorąco ZAPRASZAM…
A oto linki do dwóch tekstów źródłowych:
♦ Alan Turing, „Maszyny liczące a inteligencja”.
♦ John Searle, „Czy maszyny mogą myśleć?”.